[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Lem mi powiedział, że wjechałaś do sklepu, żeby poskromić bydlaka.
- Wszyscy potem pomagali zrobić porządek... Jakoś to będzie, prawda?
- Lem da sobie radę, najważniejsze, że sklep funkcjonuje, ale nie w tym rzecz... - zawahał się, a
Kami wiedziała, że zbliża się chwila szczerości.
- Ja też uważam, że należy wszystko sobie wyjaśnić. Im szybciej, tym lepiej. Mów, co chciałeś
powiedzieć.
Bezpowrotnie niszcząc magiczną chwilę, która ich zespalała, wziął głęboki oddech i zaczął jej
wypominać:
- Dzisiejszy wypadek nie powinien był się wydarzyć. Oczywiście, że mogło się skończyć gorzej,
ale rzecz w tym, że nie powinno się było w ogóle zacząć. I to jest twoja wina. Doświadczony
kowboj nie dopuściłby do tego, żeby wół wpakował się do sklepu.
- Być może na chwilę opuścił mnie kowbojski instynkt.
- Przestań mówić głupstwa, Tex. - Holtowi twarz pociemniała ze złości. - Rozmawiamy
poważnie.
W ogóle nie masz kowbojskiego instynktu, więc nie mógł cię na chwilę opuścić. Zresztą nie ma
czegoś takiego jak instynkt kowbojski. Jest wiedza i doświadczenie. Człowiek uczy się tego
dzień w dzień, miesiąc w miesiąc przez całe lata. To nie jest żaden talent, z którym człowiek się
rodzi. Wybij to sobie z głowy. Tego nikt nie ma w genach. Jest to wykwalifikowana praca, której
trzeba się nauczyć.
- No i ja siÄ™ uczÄ™.
- Są co do tego różne opinie. Owszem, dzisiejsze wydarzenie powinno nauczyć cię tylko
jednego: jak mało się nauczyłaś. Przyjmij to jako ostrzeżenie, że nigdy nie należy być zbyt
pewnym siebie. 1 przestań w siebie wmawiać, że jesteś urodzonym kowbojem tylko dlatego, że
urodziłaś się w Teksasie. To może doprowadzić do katastrofy.
- Tutaj zdecydowanie się różnimy poglądami. W sercu jestem kowbojem. I zawsze nim zostanę.
- Wściekła, chciała odejść.
ZacisnÄ…Å‚ palce na jej ramieniu.
- Wracaj do domu, póki czas. Póki nie nastąpi katastrofa. I nie mówię o porażce fizycznej.
Potrząsnęła przecząco głową. Doprowadzony do pasji szarpnął nią i syknął przez zęby:
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa, kobieto
- i porwał ją znowu w ramiona, pokrywając pocałunkami. - To mnie grozi katastrofa, diablico!
Wracamy na salę, nim zrobię coś, czego będę żałował.
Po tanecznej nocy życie na ranczu powróciło do normy. Norma oznaczała tu szybkie tempo.
Czas umykał, nie wiadomo jak i gdzie. Zanim Kami się obejrzała, upłynęły następne dwa
tygodnie. Dni były pełne pracy. Dla Kami było to cudowne doświadczenie. Nie miała wolnej
chwili. Spędzano stada, rozprowadzano byki i wybierano jednoroczniaki do transportu. Chcąc
uniknąć krytycznych uwag Holta, pracowała jak nigdy w życiu.
Ku jej zdziwieniu matka pozostawała na ranczu, a Holt dziwnym zbiegiem okoliczności znalazł
dla niej wolny pokój. Być może stał za tym Frank. Matka nie wtrącała się do pracy Kami ani jej
spraw, okazywała jednak przedziwne zdenerwowanie i niepokój. Mogło to być jednak
niekoniecznie związane z obawami o córkę, jak zrazu przypuszczała Kami, ale spowodowane
jakąś wewnętrzną rozterką.
Rozmawiała o tym z Frankiem, który jej poradził, żeby się nie martwiła i zostawiła matkę w
spokoju, by ta mogła swoje problemy przemyśleć i rozwiązać sama.
- Ona to musi zrobić sama. Wtykanie nosa nic jej nie pomoże.
- Ale dlaczego tutaj zostaje, a nie wraca do siebie? - dziwiła się Kami.
- Bo tu jest jej chyba najlepiej. Może odrzucić nękające ją od lat lęki... albo ostatecznie im ulec.
Mam nadzieję, że wybierze to pierwsze... No cóż, czas pokaże. A teraz do roboty. Dziś
zobaczymy, jak sobie radzisz z lassem.
- Ano, zobaczymy - odparł nadchodzący właśnie Holt.
Kami głośno jęknęła. Bolesny temat.
- Pewno panowie wolicie, żebym tak na wszelki wypadek trzymała lasso zwinięte u siodła i tylko
się przyglądała? - spytała.
Nawet Holt się roześmiał, co poprzednio było raczej rzadkością.
- Otóż nie, Tex. Chcę, żebyś zakosztowała tej przyjemności. A przy okazji zobaczysz, jak to
wszystko się odbywa. To stadko herefordów, które spędziliśmy, musi być oznakowane,
zaszczepione, dokładnie przejrzane, czy nie ma jakichś zgorzelin...
W czasie tej rozmowy zaczęli się schodzić letnicy.
- I my też będziemy znakowali? - zapytała jakaś kobieta.
Kami chciałaby wiedzieć, czy przy okazji tego znaczenia i szczepienia będzie dużo tej... jak to
Holt nazwał... posoki. Czerwonej, brrr! Wolała jednak nie pytać.
- Znakować będzie Gabby - wyjaśnił Holt. - No dobrze, teraz podzielimy się na dwie grupy.
Wszyscy państwo już są? Doskonale. Pierwsza grupa łapie na lassa cielęta i wyciąga je ze stada.
Druga grupa je przewraca i przytrzymuje. Wtedy Gabby znakuje i szczepi. Tex, na siodło i do
zagrody. Pokaż, co potrafisz!
- Petunia do tej roboty... - zaczÄ…Å‚ Gabby.
- Prawda, ale Petunia zna już swojego jezdzca i jego wybry... - uciął i poprawił się: - Kaprysy.
Więc w dniu dzisiejszym Petunia awansuje na konia zagrodowego.
Kami, bardzo podniecona, osiodłała starannie Petunię, wsiadła i wjechała do zagrody. Bydło
skupiło się w głębi. Podjechała do zbitej czeredy, wybierając sobie do pochwycenia na lasso
odpowiedniego cielaka.
Zarzuciła lasso... i nie trafiła. Psia krew! Zacięła usta i rzuciła po raz drugi. Jest! Wspaniale!
Petunia się spięła, zaczęła cofać i ciągnięty na lince cielak wyskoczył ze stada jak z procy.
Frank zaczął wydawać instrukcje gościom:
- Złapać za łeb, przydusić do przednich nóg. Ktoś drugi niech łapie za tylne nogi.
Dość nieporadnie wykonywali polecenia, aż cielak legł na ziemi. Wtedy podszedł Gabby z
rozpalonym żelazem, a inny kowboj podał mu strzykawkę ze szczepionką. Po chwili cielak był
już wolny i wydzierając się głośno, pomknął do matki.
- Na co czekasz, Tex, bierz następnego! - zawołał Holt.
Następny był nieco większy, bardziej niespokojny i za każdym razem w ostatniej chwili umykał.
- Bierz go z innej strony, powoli, nie płosz, podejdz bliżej. I nie strasz stada! - wydawał
polecenia Holt. - Kręć pętlą nisko, niziutko, najwyżej na wysokości ramienia. I teraz uważaj;
kiedy cielak podskoczy, podsuń mu pętlę pod nogi. Nie próbuj zarzucać na głowę. Podsuń, a
kiedy cielak kopytami uderzy o ziemię, poderwij i ściągnij.
Z biciem serca wykonywała polecenia i o dziwo udało się. Duma rozpierała jej pierś. Holt
podjechał i pomógł przyciągnąć cielaka.
Tym razem Frank stał na uboczu, pozwalając letnikom przytrzymywać cielaka.
Kami zabrała się teraz na dobre do roboty. Coraz łatwiej jej szło posługiwanie się lassem. Jedną
po drugiej chwytała mniejsze sztuki już za pierwszym razem. Większe sprawiały sporo kłopotu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed