[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żałować, że nie byłam osobą większego formatu.
Opuszczam pokój ze łzami w oczach. Skręcam w korytarz i nagle kręci
mi się w głowie. Opieram się ręką o ścianę, żeby odzyskać równowagę,
potem cała przywieram do ściany, która chłodzi mi czoło.
Ktoś wali w drzwi frontowe, aż cały dom się trzęsie. Nie mogę się ruszyć,
jeszcze nie. Domyślam się, że to moja matka, która ekspresowo załatwiła
listę swoich spraw i przyjechała sprawdzić, czy jestem już na nogach i
zjadłam śniadanie. Wszystko w porządku, zamierzam powiedzieć.
Popatrz, jak się świetnie trzymam! Zwieża jak poranek! Mam zamiar tak
ściemniać przez jakiś czas, żeby choć na chwilę odwlec dalszą
introspekcjÄ™. Zbiegam po schodach ze sztucznÄ… werwÄ… i otwieram z
rozmachem drzwi.
- Wszystko w porządku! - oznajmiam radośnie.
Ale to nie jest moja matka. Przede mną stoi młoda kobieta o włosach
koloru bakłażana wystrzyżonych w ząbek. Uszy całe w kolczykach, mały
diamentowy wkręt w nosie i kolczyk w dolnej wardze, dzięki któremu
wygląda, jakby się dąsała. Nosi czarną koszulkę bez rękawów z logo
kapeli
59
Jaja do Dechy. Nigdy o takim zespole - zespole? - nie słyszałam. Ma też
wytatuowany wokół bicepsa - muskularnego bicepsa - wieniec, a na
ramieniu worek marynarski, zapewne z demobilu.
- Jestem Elspa - mówi. - Przyjechałam objąć dyżur.
ROZDZIAA 7
Czy tego chcesz, czy nie, nadzieja dopadnie ciÄ™
- Przyjechałaś objąć dyżur? - pytam.
Paradoksalnie kolczyki Elspy, jej tatuaż i kolor włosów przypominają mi
matkę i jej makijaż, który służy dezorientacji rozmówcy. Jednak te
udziwnienia nie zajmują mojej uwagi na długo. Gołym okiem widać, że
Elspa jest piękna - uderzająco piękna. Ma pełne usta i ciemnobrązowe
oczy o gęstych rzęsach, drobny nos i cudowne kości policzkowe. Nie ma
na twarzy krztyny makijażu. Baranieję już i tak wytrącona z równowagi
rozmową z Artiem i tym, że na progu nie stoi moja matka.
- Przysłała cię agencja pielęgniarek? - udaje mi się wydusić.
Nie wyszłam na próg. Drzwi są otwarte na oścież, bo spodziewałam się
mamy. Stoję wewnątrz, prawie jakbym oczekiwała tej wizyty. Prawie. I
to najzupełniej wystarcza nieznajomej. Wymija mnie z tym swoim
workiem i wchodzi do hallu. Widać, że bardzo się spieszy. Wygląda na
zdenerwowaną, wręcz wstrząśniętą. Omiata wzrokiem wnętrze.
56
- Nie, nie jestem z agencji pielęgniarek.
- Cale szczęście.
Elspa puszcza mój komentarz mimo uszu. Patrzy mi prosto w oczy.
- Dzwoniłaś do mnie.
- NaprawdÄ™?
- Przyjechałam objąć dyżur przy łożu śmierci Artiego. Prosiłaś mnie o to.
Zgadza siÄ™?
- No... tak. A ten worek? - Worek marynarski trochÄ™ mnie niepokoi. Jest
jakąś zapowiedzią dłuższej wizyty. To ma być jedna z ukochanych
Artiego? Jest trochę młodsza, niż myślałam. Ile może mieć lat? Góra
dwadzieścia osiem.
- Przyjechałam z Jersey najszybciej, jak się dało. Miałam rano wykład, ale
zaraz potem ruszyłam. Profesor zwolnił mnie z reszty zajęć.
Jest trochÄ™ za stara jak na studentkÄ™. Odstawia worek.
- Gdzie on jest?
- Nie możesz tutaj mieszkać. - Czy jest jedną z ukochanych, z którymi
Artie flirtował, zapomniał się w trakcie naszego małżeństwa? Jest
trochę za młoda na to, żeby znać Artiego z czasów przed naszym ślubem.
Co prawda jest to możliwe. Kiedy odeszłam, byliśmy z Artiem cztery lata
po ślubie, a przed ślubem chodziliśmy ze sobą tylko rok - zleciało, jak z
bicza trząsł. Czyżby przede mną chodził z dwudziestotrzylatką?
- Walnę się na kanapę. Nie będę wam zawadzać. Czy bardzo się męczy?
- Słuchaj - tłumaczę jej. - Byłam pijana. %7łartowałam. Nie sądziłam, że
ktokolwiek wezmie to na serio.
Elspa zawraca na pięcie. Oczy ma szeroko otwarte jak małe dziecko,
które rozsadza nadzieja.
- To jak? - pyta przejęta, ale odzyskuje częściowo swój znudzony ton. -
Artie w końcu umiera czy nie?
Czuję, że ta wizyta ma dla niej wielkie znaczenie. Jest kwestią życia i
śmierci. Mam ochotę skłamać, powiedzieć, że
57
Artie jest zdrowy i może jechać do domu, ale nie potrafię. Może ona
naprawdę go kocha albo potrzebuje. Trudno powiedzieć.
- Umiera.
- To chcę zrobić dla niego, co tylko w mojej mocy. Był dla mnie dobry.
-Byl?
- Uratował mi życie. - Mówi o nim nie jak o kochanku, lecz jak o jakimś
świętym.
Zwalisty pielęgniarz wyłania się z głębi domu i zaczyna wchodzić po
schodach. Elspa nie spuszcza z niego oczu:
- On tam jest? Kiwam głową.
- Mogę? - pyta, wskazując na schody. Jestem oszołomiona jej desperacją.
- ProszÄ™ ciÄ™ bardzo.
No i Elspa, nieznajoma dziewczyna uratowana przez świętego Artiego
Shoremana, biegnie na górę, przesadzając po dwa schody na raz.
ROZDZIAA 8
Wszystko można zlicytować, wszystko można kupić. Wystaw się na
sprzedaż, nie bądz głupi!
Sterczę na korytarzu, nie bardzo wiedząc, co robić. Patrzę na schody.
Elspa. Co ma do powiedzenia Artiemu? Czy to możliwe, że zgodziłam
się, żeby spała na kanapie? Męczą mnie sekrety Artiego - co rusz trafiam
na obszary jego życia, których przede mną nie odsłaniał. Wracam do
sypialni gościnnej, biorę do ręki notes Artiego. Porywam kluczyki z
komody przy wejściu i wychodzę przed dom. Na ulicy stoi zardzewiała
toyota.
Mam nadzieję, że jak wrócę, już jej nie będzie.
Mój samochód stoi na podjezdzie. Od sześciu miesięcy nie siedziałam za
kierownicÄ…. SadowiÄ™ siÄ™ na przednim siedzeniu lexusa. Jest
przystosowany do Artiego i nagle czuję ulgę, że Artie nie umarł. Dziwne,
że właśnie teraz pojawia się to uczucie. Jestem pewna, że gdyby nie żył,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]