[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przepoconÄ… bluzkÄ™ i zaczerwienione policzki.
- Jeszcze coś? - zapytała.
- Owszem - mruknął, a ponieważ był na tyle głupi, że nie
potrafił się powstrzymać, objął Lauren i obdarzył namiętnym
pocałunkiem.
PopeÅ‚niÅ‚ wielki bÅ‚Ä…d. PojÄ…Å‚ to już w momencie, gdy wypu­
ścił ją z objęć. Kiedy mężczyzna decyduje się przekroczyć
pewne granice, a nagroda okazuje się tak wspaniała, jak to
sobie wyobrażał, na pewno jeszcze nieraz ulegnie pokusie.
- A to za co? - zapytała w końcu Lauren.
PatrzyÅ‚a na niego zamglonym wzrokiem, a on znów za­
pragnął ją pocałować.
- Sam chciałbym to wiedzieć - odparł, obrócił się na
pięcie i szybko oddalił, by uniknąć dalszych wyjaśnień.
Przez resztę dnia harował jak wół. Niestety, nie udało mu
się wymazać z pamięci wspomnienia jej gorących ust oraz
ponętnych krągłości.
Ty głupcze, coś ty najlepszego zrobił?! - zganił w duchu
sam siebie po raz setny. Nie dość, że Lauren za dnia działała
mu na nerwy, to teraz, dzięki jego własnej głupocie, miała go
jeszczeprzesladowac nocą? Mężczyzna, który od dłuższego
czasu żyje w celibacie, nie powinien całować kobiety, jeśli
nie zamierza wziąć jej potem do łóżka!
Wciąż czuÅ‚ na ustach sÅ‚odki smak jej warg i pÅ‚onÄ…Å‚, ogar­
nięty żądzą. Przez jakiś czas krążył po wszystkich pokojach
swojego domku, a potem wyszedł na ganek. Posiedział na
ławeczce, ale i to nie przyniosło mu ukojenia, więc w końcu
ruszył w stronę głównego budynku, w nadziei że uda mu się
zobaczyć Lauren. Może bÅ‚aha sprzeczka, kilka zdaÅ„ wypo­
wiedzianych podniesionym tonem, przypomni mu, dlaczego
nie powinien całować się z Lauren. Rzadko udawało im się
wymienić więcej niż pięć słów bez kłótni, dlatego szanse
były całkiem realne.
Lauren siedziała na schodkach przed domem, w dżinsach
i obcisłym topie. Taki strój powinien być prawnie zakazany
dla osób o tak cudownej figurze. Czy jakikolwiek mężczyzna
byłby w stanie myśleć trzezwo przy tak ubranej kobiecie?
Czy udaÅ‚oby mu siÄ™ sprowokować kłótniÄ™, jeÅ›li chęć porwa­
nia Lauren w objęcia była tak silna, że potrzebował całej siły
woli, by się jej oprzeć?
- Grady jest już w domu - odezwała się Lauren na jego
widok.
- Nie przyszedłem tu do Grady'ego.
- To po co przyszedłeś?
Wade wsunął ręce do kieszeni i cofnął się na bezpieczną
odległość.
- Chodzi mi o dzisiejszy ranek...
Blask księżyca oświetlił jej twarz i Wade był pewny, że
dostrzega na niej cień uśmiechu.
. - Ach tak? - mruknęła.
- Nie powinienem był tego robić.
- Masz na myśli pocałunek?
- Oczywiście, że tak - burknął. Czy naprawdę trzeba jej
wszystko mówić wprost? - Za co innego mógÅ‚bym prze­
praszać?
Teraz już nie było wątpliwości, że się uśmiechała.
- Mam rozumieć, że mnie w tej chwili przepraszasz?
- Tak, do diabła.
- Musi to być dla ciebie nowość - powiedziała, z trudem
powstrzymując się od śmiechu.
- Niby dlaczego?
- Bo niezbyt dobrze wychodzÄ… ci te przeprosiny.
Już miał się odwrócić i odejść, kiedy dorzuciła:
- W porządku. Nie masz za co przepraszać. Po prostu nie
rób tego więcej.
- O to możesz być spokojna - podniesionym tonem rzekł
Wade. Już on siÄ™ postara, by nie wchodzili sobie wiÄ™cej w para­
dę. Będzie jej zostawiał karteczki z poleceniami, a sam znajdzie
sobie zajęcie na drugim końcu rancza. Przy odrobinie dobrej
woli na pewno uda mu się zachować bezpieczny dystans.
- Chcesz mrożonej herbaty? - spytała nagle Lauren.
- Co? - Wade popatrzyÅ‚ na niÄ… z tak gÅ‚Ä™bokim zdumie­
niem, że aż się roześmiała.
- To nie było podchwytliwe pytanie. Wieczór jest parny.
Zapytałam, czy masz ochotę napić się mrożonej herbaty, bo
wzięłam ze sobÄ… dzbanek. MogÄ™ skoczyć do kuchni po dodat­
kowÄ… szklankÄ™.
Była to ewidentnie pokojowa propozycja. Wade pomyślał,
że mogą chyba zaryzykować. Wyłożył przecież karty na stół
i Lauren siÄ™ dowiedziaÅ‚a, że nie bÄ™dzie wiÄ™cej żadnych poca­
łunków. Oboje doskonale o tym wiedzą. Poza tym od dziś
zamierza trzymać się od niej z daleka. Cóż to szkodzi, jeśli
posiedzą przez chwilę i pogawędzą?
- Chętnie, ale sam przyniosę sobie szklankę. Znam drogę do
kuchni. - Pomyślał, że zyska w ten sposób kilka minut, by
ochłonąć. Kusiło go, żeby znów pocałować Lauren, a przecież
zle by to o nim świadczyło, gdyby zaczął to robić tuż po tych
wszystkich zapewnieniach, że nigdy więcej to się nie powtórzy.
- Rób, jak uważasz. - Lauren wzruszyÅ‚a ramionami i za­
patrzyła się w wygwieżdżone niebo.
Z jakichś niepojętych przyczyn zirytowało to Wade'a - jak
zresztÄ… wszystko, co dotÄ…d robiÅ‚a. WszedÅ‚ do domu i skiero­
waÅ‚ siÄ™ do kuchni po szklankÄ™. Kiedy wracaÅ‚, Grady zatrzy­
mał go w sieni.
- Potrzebujesz czegoÅ›, Wade?
- Tylko szklanki - bąknął. Miał nadzieję, że w półmroku
Grady nie zauważy jego rumieńca.
- Nie masz u siebie szklanek? - zapytał Grady, tłumiąc
śmiech.
- Szczerze mówiąc, Lauren zaprosiła mnie na mrożoną
herbatÄ™.
- Czy to znaczy, że się wreszcie dogadaliście?
- To ciężka sprawa, ale w każdym razie próbujemy.
- CieszÄ™ siÄ™. - Grady pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ…. - Bawcie siÄ™ do­
brze, moje dzieci.
Zachowywał się zupełnie jak troskliwy ojciec, który chce
jak najprędzej wydać za mąż córkę. Już sam ton jego głosu
wystarczył, by ciarki przeszły Wade'owi po grzbiecie.
- Może byÅ› siÄ™ do nas przyÅ‚Ä…czyÅ‚? - zaproponowaÅ‚ z de­
speracjÄ….
- Nie mogÄ™. Mam inne plany. Karen czeka na mnie na
górze.
- Rozumiem - burknÄ…Å‚ Wade. Jak mógÅ‚ o tym zapo­
mnieć? - No to do jutra.
- Spotykamy się o świcie - przypomniał mu Grady. -
Trzeba przepędzić stado na inne pastwisko.
Wade kompletnie zapomniał, że obiecał mu w tym pomóc.
- A co zrobimy z Lauren? - zapytał.
- Nie rozumiem?
- Może dałbym jej wolny dzień, żeby sobie pojechała na
zakupy?
Grady parsknął, a potem jakby się rozkaszlał.
- Czemu nie? - odparł, kiedy się uspokoił. - Może jednak
wyjdę na ganek, żeby zobaczyć, jak przyjmie twoją propozycję.
- Myślisz, że się nie zgodzi?
- Myślę, że utnie ci głowę za samą sugestię - odparł ze
śmiechem Grady.
- To tylko taki pomysł. Nie chcę, żeby kręciła się koło
Hebana, kiedy nikogo tu nie będzie.
- No to powiedz jej o swoich obawach i niech sama zade­
cyduje.
- Ona? - zapytał Wade. - Lauren jest porywcza i uparta.
Gotowa spędzić cały dzień z tym koniem, żeby zrobić mi na
złość.
- To będzie jej wybór - stwierdził Grady.
- A jeżeli po powrocie znajdziemy jÄ… na ziemi, z poÅ‚ama­
nymi żebrami albo w jeszcze gorszym stanie, to także będzie
jej wybór? - zdławionym głosem zapytał Wade.
- Ty się o nią rzeczywiście niepokoisz, prawda? - Grady
w jednej chwili spoważniał. - Czy sprawy między wami nie
ułożyły się tak dobrze, jak miałem nadzieję?
- Do pewnego stopnia tak - ostrożnie odparł Wade.
-Lauren lubi kusić los, sam o tym wiesz.
- Porozmawiaj z nią - powtórzył Grady. - Lauren jest
o wiele mądrzejsza, niż myślisz. Nie popełni żadnego głup-
stwa, chyba że ją do tego sprowokujesz.
Wade'owi nie podobała się perspektywa, że po raz kolejny
miaÅ‚by wziąć na swoje barki caÅ‚Ä… odpowiedzialność za wy­
czyny Lauren.
- Porozmawiam z niÄ… - odrzekÅ‚ z ponurÄ… minÄ… - ale oba­
wiam się, że to nic nie da.
WyszedÅ‚ na ganek, trzaskajÄ…c drzwiami, by znów nie zo­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed