[ Pobierz całość w formacie PDF ]

którym stał, Carson widział dwóch umundurowanych policjantów
rozmawiających z grupką dzieci w wieku szkolnym. Jeden z chłopców
80
RS
coś mówił, drugi wyglądał, jakby przed chwilą wymiotował i zanosiło
się na powtórkę.
Mewy krążyły ponad głowami, wzmagając skrzekiem gwar.
Zapach oleju napędowego mieszał się z odorem stołów do
czyszczenia ryb, zwałowiska skorup i przepalonego tłuszczu do
smażenia. Carson chłonął to wszystko naraz - dzwięki, widok,
zapachy. Korciło go, żeby przecisnąć się przez tłum, błysnąć odznaką
i spróbować się czegoś dowiedzieć. Ale władza w małych
miasteczkach była bardzo przywiązana do swojej terytorialnej
niezależności.
Swoją drogą, podobnie było w dużych miastach, a Carson miał
przeczucie, że tę sprawę przejmie Rządowa Agencja do Walki z
Narkotykami.
I coś mu mówiło, że restaurator wie o wiele więcej, niż mówi.
Bystry człowiek. Musiał tu żyć, nie narażając się miejscowym, a on
był intruzem. Czy Kit zwierzyła się swojemu szefowi? Jeśli tak, do
jakiego stopnia?
Carson naprawdę nie wiedział, co z nią zrobić. Wiedział, co
chciałby z nią zrobić.
Och, tak.
Ambulans odjechał, bez syreny. Tłum wcale nie zbierał się do
rozejścia. Carson wielokrotnie usłyszał słowo  narkotyki". Wzdłuż
wszystkich międzystanowych autostrad łączących północ z południem
śródlądowe drogi wodne były wygodnymi kanałami przerzutowymi.
81
RS
Czy Hubble był w to zamieszany? Czy tylko znalazł się w
niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze? Widział albo słyszał
coś, czego nie powinien był wiedzieć ani słyszeć?
Tak jak Kit. Wszystko wskazywało na to, że groziło jej realne
niebezpieczeństwo, jeśli morderca miał choćby najlżejsze podejrzenie,
że była świadkiem zajścia.
Cholera, tylko tego mu było trzeba. Z matką, która z dnia na
dzień coraz bardziej traciła kontakt z rzeczywistością, z narzeczoną,
która była w drodze do Nowego Jorku, żeby rozważyć podpisanie
kontraktu z renomowaną firmą projektującą wnętrza, i z
niezakończoną sprawą rodzinnego długu, naprawdę nie potrzebował
kolejnego problemu.
Wyczuł w powietrzu delikatny korzenny zapach i zanim się
odwrócił, usłyszał za plecami jej szept.
- Mówiłam ci. Teraz mi wierzysz?
- Wierzyłem ci od początku - skłamał. - Jesteś pewna, że nie
chcesz porozmawiać z policjantami, zanim stąd odjadą? Pewnie teraz
by cię wysłuchali.
- Mieli swojÄ… szansÄ™. Poza tym to siÄ™ robi naprawdÄ™ obrzydliwe.
Nie jestem pewna, czy chcę się w to mieszać.
- Każde morderstwo jest obrzydliwe. - A jednak nie mógł mieć
jej za złe, że chciała od tego uciec. Była samotną kobietą, a wyraznie
nie mogła Uczyć na profesjonalną ochronę.
82
RS
- Myślisz, że to w porządku? W końcu byłam świadkiem... w
jakimś sensie. Czy jest prawo, które mówi, że powinnam chodzić do
nich dotąd, aż mnie wysłuchają?
Carson zastanawiał się, gdzie leży granica jego własnej
odpowiedzialności. Był oficerem policji. Miał wybór. Mógł jej
powiedzieć to, co chciała usłyszeć - że zrobiła, co do niej należało, i
została zlekceważona, co zwalniało ją z powinności obywatelskich w
tej sprawie - albo mógł powiedzieć to, czego nie chciała usłyszeć, a
powinna: że każdy, kto cokolwiek wie o zbrodni, ma obowiązek o niej
zaświadczyć. Gdyby zostawiła swoje dane, mogliby ją znalezć i
wezwać na przesłuchanie.
Dotarli w milczeniu do domu, a on wciąż nie miał gotowej
odpowiedzi. Do diabła z obowiązkami. Był na urlopie, nie mówiąc o
tym, że daleko poza granicą swojej jurysdykcji.
Pomaszerowali do kuchni i kilka minut pózniej siedzieli przy
stole, każde z filiżanką gorącej kawy w ręku. Kit w wielkiej
koszulowej bluzce wyglądała jak wiotka trzcinka. Wyjaśnił jej już, w
jakim stanie są papiery dłużne, ale nie miał czasu pokazać listu, który,
przekazywany z pokolenia na pokolenie, miał tłumaczyć całą sprawę.
Niestety, armie insektów pracowały nad nim tak długo, że stał się
prawie nieczytelny. Mógł jednak oderwać Kit od czarnych myśli.
Przyniósł teczkę i wyłożył wszystkie papiery na stół. Nawet
pachniały starością.
83
RS
- Mówiłem ci, że cała ta makulatura jest niewarta funta kłaków,
ale czek jest w porządku. Wystawiłem go niecały tydzień temu,
widzisz więc, że...
- Hej, jaki jest dzisiaj dzień? - spytała nagle.
- PiÄ…tek.
- A niech to szlag! - Zerwała się z krzesła, zostawiając na stole
czek i dokumenty.
- Kit? Czy coś się stało? - Drzwi jej sypialni były otwarte.
Wszedł za nią do środka.
- Ten tydzień to było czyste szaleństwo. - Stała przed otwartą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed