[ Pobierz całość w formacie PDF ]

robiłam się cała sztywna na myśl, że wyjdę na środek i na pewno wszyscy będą na
mnie patrzeć. Mówię ci, po prostu koszmar!
Tu chciałabym na chwilę wrócić do analogii z gramofonem. Przez pierwsze
lata życia zdążyła się już nagrać cała płytoteka i w zależności od sytuacji zaczyna się
odtwarzać ta lub inna płyta. Nawet jeśli ktoś ma w przewadze te gorsze, to przecież
nie grają mu one w głowie cały czas: kiedy się kąpie, czyta książkę, rozmawia
z sympatyczną ciotką, robi coś, co lubi, gramofon może milczeć bądz snuć
przyjemną melodię. Natomiast w momentach napięć, niepowodzeń, w nowych lub
niejasnych okolicznościach albo gdy dzieje się coś, co przypomina poprzednie
przykre sytuacje - wtedy ciszej lub głośniej włącza się jedna z płyt z negatywnym
nagraniem.
Zawieszenie między dzieciństwem a dorosłością, zmiany fizjologiczne,
ujawniające się potrzeby seksualne, pierwsze niepewne próby kontaktów
erotycznych - wszystko to sprzyja szczególnie częstemu przywoływaniu tych zapisów
czy nagrań, które nie należą do przyjemnych. Pamiętasz, jak bałeś się wówczas
śmieszności? Jeżeli ktoś się śmiał albo choćby uśmiechał, a Ty nie wiedziałeś,
z jakiego powodu, wtedy zawsze domyślałeś się, że z Ciebie - i pewnie Ci to zostało
do dziś. Często uśmiecham się do ludzi albo śmieję z radości na ich widok i już
jestem przygotowana na pytanie:  Ze mnie się śmiejesz? , bo często zdarza mi się je
słyszeć. Cierpliwie tłumaczę:  To nie z ciebie, tylko do ciebie . A wtedy rzeczywiście
wyśmiewaliście się z siebie nawzajem, ponieważ to był sposób, żeby zagłuszyć
własny wstyd i obawę przed śmiesznością, wyglądać na bardziej pewnych siebie.
Szczególnie trudną sytuację wśród rówieśników, dojmujące poczucie, że są
gorsi, mają młodzi ludzie z biednych rodzin. Krysia wspomina:  Miałam marne ciuchy,
większość z darów. Szliśmy gdzieś wszyscy i klasa mnie wy-pchnęła na jezdnię.
Powiedzieli, że nie mogę z nimi iść, bo wyglądam jak ze wsi. Poszłam w drugą stronę
i dostałam od nauczyciela naganę za odda-lanie się od klasy .
Jeżeli byłeś biedniejszy od kolegów, z innego środowiska niż większość
z nich, jeżeli wyróżniałeś się jakoś fizycznie albo interesowałeś zupełnie czym innym
niż oni - dawali Ci to boleśnie odczuć. I Twój autoportret po każdym takim
doświadczeniu wydatnie się pogarszał.
Lepiej się nie wychylać czyli szkoła dla przeciętniaków Rzadko spotykam
ludzi, którzy mają dobre wspomnienia ze szkoły. Pamiętają raczej nauczycieli, którzy
się czepiali, kary za nieprzygotowanie jakichś zadań domowych czy niewłaściwe
zachowanie, konieczność naginania się do wymagań, w których nie widzieli sensu.
Z ich opowieści wyłania się obraz szkoły, w której chodziło raczej o to, żeby
przyłapać na czymś ucznia, niż żeby czegoś go nauczyć. Byłam całkiem dobrą
uczennicą, ale mnie też towarzyszyło poczucie, że potencjalnie jestem stale nie
w po-rządku i w każdej chwili może to wyjść na jaw. Z dość pokaznej wiedzy
psychologicznej o funkcjonowaniu grup wiadomo, że osoba prowadząca grupę może
przytomnie kontaktować się najwyżej z kilkunastoma osobami. Powyżej tego progu
już nie sposób podchodzić do każdego indywidualnie, orientować się w jego
możliwościach, nawet trudno utrzymać w pamięci podstawowe informacje
o poszczególnych osobach. Jak liczne były klasy, do których Ty chodziłeś? Moje
miewały po 30-35 osób, w największej było nas 56. Siłą rzeczy byliśmy dla
nauczycieli niesforną i niezróżnicowaną gromadą, którą trzeba było utrzymać
w ryzach i wystawić stopnie, a nie uczyć i wychowywać.
Dla rodziców i prawie wszystkich nauczycieli właśnie stopnie były
najważniejsze. Rozumiem, że w szkole musi istnieć pewien jednolity system ocen,
ale ten, z którym mieliśmy do czynienia, był wyjątkowo niefortunny. Określał zestaw
stereotypowych umiejętności i wiadomości, a cała procedura oceniania polegała na
przystawianiu kolejnych uczniów do gotowego, bardzo sztywnego szablonu. Jeśli do
niego pasowałeś - to dobrze, a jeśli nie - musiałeś strawić swoją porcję upokorzeń
i informacji, jaki to jesteÅ› kiepski.
Mieliśmy w liceum chłopaka, niezwykle zdolnego chemika. Uchodził wśród
nas za geniusza, był pupilem pana od chemii, ale najbardziej rzucało się w oczy -
pamiętam to wyraznie do dzisiaj - że jest strasznie smutny. Miał ciężkie życie
z innymi nauczycielami, z trudem przechodził z klasy do klasy i ledwie zdał maturę.
Jakoś niezwykle wcześnie w olimpiadzie chemicznej zaszedł tak wysoko, żeby bez
egzaminów dostać się na studia. Spotkałam go potem jeszcze parę razy i z
przyjemnością stwierdziłam, że bardzo poweselał.
Nasz model szkoły w gruncie rzeczy najbardziej lubi takich, którzy są
niekłopotliwi i układni. Podsłuchałam kiedyś odbierając córkę ze szkoły, jak
nauczycielka z zachwytem mówiła do innej matki:  Kasia była dzisiaj taka grzeczna,
taka grzeczna, jakby jej w ogóle nie było . Ile musieli się nacierpieć ci, którzy
odważyli się zaistnieć na lekcjach na swój własny sposób, przeciwstawić się
nauczycielom. Jeden z twórców obecnej reformy naszego systemu oświaty
opowiadał mi, że przebrnął całą szkołę z opinią  uczeń arogancki , bo miewał własne
zdanie. Tak, w szkole nie starano się o to, żebyś myślał o sobie dobrze, nabrał
zaufania do własnych możliwości czy żebyś miał okazję przekonać się, jakie są
Twoje mocne strony.
Dorównać idolom Jako pracownik poradni rodzinnej miałam wiele lat temu
okazję oglądać szwedzki film  Język miłości , sponsorowany przez Królewskie
Towarzystwo Wychowania Seksualnego. W filmie czwórka lekarzy i pedagogów
omawiała rozmaite aspekty oświaty seksualnej dla młodzieży, a poszczególne
tematy były ilustrowane krótkimi scenkami. Szwedzi są - zgodnie z powszechnym
przekonaniem - śmielsi od nas w mówieniu o seksie i pokazywaniu go na ekranie, ale
wrażenie zrobiło na mnie całkiem co innego. Oto na przykład siedzą tam na ławce
młodzi ludzie pieszcząc się i całując, on ma trą-dzik, a ona odciśnięty na ramieniu
ślad po ramiączku od stanika. Albo pokazany tam fragment seksu małżeńskiego:
dosyć zażywna pani w wałkach na głowie, ze śladami kremu na twarzy idzie do łóżka
z łysiejącym panem z brzuszkiem w mało efektownej piżamie i skarpetkach. %7ładnego
retuszu, żadnego upiększania - specjalnie po to, żeby było widać, że ci ludzie są
zwyczajni. Właśnie to mnie zafrapowało: różnica między tym, co widziałam,
a gładkimi, wypielęgnowanymi, idealnie piękny-mi ciałami, jakie normalnie oglądamy
na ekranie. Film, reklamy, ilustrowane tygodniki atakujÄ… nas takimi wizerunkami, do
jakich mógłby się porównywać najwyżej jeden czy jedna na tysiąc. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed