[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tego uniknąć.
- Pański stryj postąpił z panem bardzo okrutnie.
- Nie pozostało mi więc nic innego jak opuszczenie kraju
- mówił dalej Sheldon. - Stryj zagroził mi, że jeśli pojawię się
w Anglii, nałoży na mnie areszt!
- C'est imposible...! Nie do wiary! Zapanowało milczenie,
a po chwili Cerissa odezwała się cichutko:
- Czy sądzi pan, że... pański stryj... mógłby teraz... kazać
pana aresztować?
- Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości -
oświadczył Sheldon. - Wybrałem Bath, ponieważ sądziłem, że
nikt w Londynie nie dowie się o moim powrocie i że będę
mógł przebywać tu spokojnie, dopóki nie wyjdziesz za mąż,
lecz teraz...
- Uważa pan, że pański stryj mógł przeczytać o panu w
gazetach?
- On zawsze czyta Timesa".
- Ale może przebaczył już panu?
- On jeszcze nigdy nikomu nie przebaczył.
- Więc musi pan się przed nim ukryć!
- Waśnie zamierzałem to uczynić - rzekł Sheldon -
wyjeżdżając do Irlandii.
- Czy tam będzie pan bezpieczny?
- Myślę, że tak, zwłaszcza że powiedziałem wszystkim,
że wybieram się do Szkocji. Może pózniej wyjadę do
Ameryki. Mówiono mi, że ten kraj stwarza wielkie
możliwości.
- Ależ nie może pan tego zrobić... Nie może pan mnie
zostawić!
- Będziesz przecież zamężna! Będziesz markizą
Wychwood! Zdobędziesz w życiu wszystko, co było twoim
celem: ślubną obrączkę, ogólne poważanie, wysoką pozycję
towarzyską. - Cyniczny uśmieszek zagościł na jego wargach,
kiedy dodał: - Będziesz w środku, a nie na zewnątrz.
- Ale ja muszę pana widywać... Nie mogę pozwolić, żeby
pan odszedł... Nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie
wiedzieć, gdzie pan jest ani... co się z panem dzieje.
- Lecz tak będzie lepiej - rzekł Sheldon. - Spotkaliśmy się
przypadkiem, choć może przypadek ten był miły dla nas
obojga. Teraz los uśmiechnął się do ciebie, Cerisso.
- Ale ja przecież muszę panu dopomóc... Muszę dać panu
pieniądze... Nie może pan żyć tylko z tego, co pan ma.
- Odkąd tu przyjechałem, udało mi się podwoić moje
zasoby - rzekł Sheldon. - Nawet po opłaceniu rachunku
hotelowego pozostanie mi jeszcze wystarczajÄ…ca suma, aby
zasiąść z nią w Dublinie do kart bez wstydu i obaw. - Cerissa
milczała, a on dodał: - Zabieram ze sobą Chapmana i będę go
trzymał, dopóki mi wystarczy pieniędzy.
W jego głosie brzmiała determinacja.
- Ale pan nie może tak po prostu odejść! - zawołała. - Nie
może pan mnie zostawić... jakby ten cały czas, który
spędziliśmy razem, nic nie znaczył i... jakby nic się nie
wydarzyło...
- Wykonaliśmy plan - przerwał jej Sheldon. - Masz
kandydata na męża, wprawdzie młodego i nieokrzesanego,
lecz przy twoim rozumie uda ci się z pewnością go wychować.
- Ależ to głupi i nadęty młokos! - zawołała. - Mnie
potrzebny jest mężczyzna, który by o mnie dbał i opiekował
siÄ™ mnÄ….
- Markiz jest w stanie z powodzeniem to zrobić. - Teraz
po raz pierwszy od początku ich rozmowy spojrzał na nią i
dodał brutalnie: - Oczywiście wchodzi jeszcze w rachubę lord
Ralph. Z pewnością chętnie ofiarowałby ci swoją protekcję.
Cerissa załamała ręce w bezradnym geście.
- Powinnaś być wdzięczna losowi! - oświadczył Sheldon.
- Markiz jest najlepszą partią, o jakiej mogłaś marzyć, nawet z
twojÄ… urodÄ…!
- Ale ja myślę wciąż... o panu - wyszeptała Cerissa.
- Zapomnij o mnie. Sam sobie dam radÄ™.
- A co z lady ImogenÄ…?
- O co ci chodzi?
- Markiz mówił mi, że ona chce wyjść za pana.
Sheldon roześmiał się.
- Bardzo w to wątpię. Jej pragnienia w przeciwieństwie
do twoich nie dają się skwitować włożeniem obrączki ślubnej
na palec.
- Ale ona... kocha pana!
- I ty wierzysz, że to jest miłość? - Cynizm w jego
słowach był wyrazny.
- Gdyby pan tutaj pozostał... mogłabym przynajmniej
pana widywać. Obracalibyśmy się w tych samych kręgach
towarzyskich.
- Czy rzeczywiście sądzisz, że byłoby to dla mnie miłe? -
zapytał Sheldon ironicznie. - Powiem szczerze, byłoby to dla
mnie nie do zniesienia. Nie, Cerisso, twoje przyszłe życie
musi być bez skazy, ja nie chcę go komplikować.
- Ale przecież nie musiałby pan mojego życia
komplikować - odrzekła Cerissa. - Pojawiałby się pan tylko
wtedy, gdybym pana potrzebowała i...
- Powiedziałem zdecydowanie, nie! - oświadczył Sheldon
ostro. - Teraz zamierzam położyć się spać. Jutro muszę wstać
wcześnie, żeby poczynić przygotowania do twojego ślubu, a
także spakować wszystkie moje rzeczy jeszcze przed
uroczystością - mówiąc to, skierował się ku drzwiom.
- Sheldonie! Wielmożny panie! - zawołała za nim Cerissa.
- Ecoutez! Proszę mnie wysłuchać! Wielmożny panie!
Lecz Sheldon nawet się nie obejrzał. Wyszedł z sypialni i
zamknÄ…Å‚ drzwi za sobÄ….
- Wielmożny panie!
Cerissa odrzuciła pościel, jakby chciała wyskoczyć z
łóżka. Potem uświadomiła sobie, że jej usiłowania są
beznadziejne, i usiadła na posłaniu.
- Przecież ja go kocham! - powiedziała do siebie. - A
pojutrze już go więcej nie zobaczę!
Zdawała sobie sprawę ze swojej miłości już od dawna,
lecz odpychała od siebie tę myśl, starając się, żeby jej uczucia
nie zapanowały nad rozsądkiem.
Kocham go! Kocham!"
Słowa te rozlegały się w jej sercu, jakby ktoś inny je
wypowiadał. Zdawało się, że dzwięczą jej w uszach coraz
głośniej i głośniej, aż całe jej ciało odpowiada na to
wyzwanie.
Choć nigdy mu tego nie wyznała, domyślała się, że on
musi wiedzieć, że jej serce bije mocniej, gdy się do niej zbliża
i gdy spotykają się ich spojrzenia. Może właśnie dlatego nie
patrzył na nią, kiedy jej opowiadał historię swego wygnania i
kiedy wspominał o niebezpieczeństwach, na jakie był teraz
narażony. Nie mógł przecież nie widzieć miłości, jaka
[ Pobierz całość w formacie PDF ]