[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rzył, po czym kiwnął do tamtych.
 Rozumiem. Zrobimy, co się da. Myślę, że przyjdzie się pożegnać.
Strażnik chciał coś odpowiedzieć, ale w tym momencie zabłysła broń Treli-
ga uderzająca z pełną siłą w małej odległości. Julin i Zinder padli odruchowo,
ale Trelig był wybornym strzelcem. Obaj strażnicy zapłonęli jasnopomarańczo-
wym żarem, a potem znikli. Został po nich osmalony ślad na wykładzinie podłogi
i smród, unoszący się w powietrzu kabiny.
 Zamykajcie właz! Wynośmy się stąd jak najprędzej!  krzyknął Trelig,
a Julinowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Poczuli drżenie i usłyszeli
wycie, a potem trzask rozłączanej armatury portowej. Poderwał maszynę, zanim
tamci zdążyli wsiąść i zapiąć pasy.
 Wolnego, idioto!  warknął Trelig.  Chcesz nas pozabijać? Przecież już
teraz nas nie dostanÄ…!
Julin, oszołomiony, przez chwilę patrzył na niego i na przyrządy szklanym
wzrokiem. Wreszcie wstrzÄ…snÄ…Å‚ siÄ™ i ocknÄ…Å‚ z transu.
Automatyczni wartownicy zgłosili swoje ostrzeżenia. Trelig uspokoił ich, po-
dając odpowiednie hasła.
 Dokąd teraz?  spytał Ben Julin Antora Treliga.
 Dlaczego nie mielibyśmy sobie obejrzeć tej niewiarygodnej planety? 
odparł Antor.  Właściwie to nawet sam jestem ciekawy. . .
Julin obrócił statek i zaczął powoli skręcać w stronę dziwnego ciała niebie-
skiego.
Trelig odwrócił się do Nikki.
 Gil Zinder!  zawołał.  Chodz no tu do nas!
W zachowaniu grubej dziewczyny zaszła lekka, subtelna zmiana. Rozpięła
pasy i podeszła do ekranu.
Gil Zinder był mimo woli zafascynowany.
 Niewiarygodne!  powiedział głosem swojej córki.
 Ale dlaczego obie połówki tak bardzo się różnią?  zastanawiał się głośno
Trelig.  Popatrzcie  tu na południu jakby ścianki brylantu, ale widać tu ma-
125
sÄ™ zieleni, oceany. . . Zwiat jakby podobny do naszego? Potem mamy ten wielki
ciemnobursztynowy pas wokół równika, a ponad nim, aż po biegun, zupełnie inny
świat.
 Popatrzcie też na bieguny, są naprawdę ciekawe  zauważył Gil Zinder. 
Są ciemne, grube, ogromne. Mogłyby to nawet być wielkie budowle, rozpoście-
rające się na setki, może nawet na tysiące kilometrów.
 Może bym przeleciał na małej wysokości wokół jednego z nich  poddał
myśl Julin.  Popatrzcie na to, co jest w środku.
Przyjrzeli się i zrozumieli, o co mu chodzi. W środku czerniał olbrzymi, zie-
jący sześciokątny kształt wypełniony absolutną czernią.
 Co to jest?  zastanawiał się Trelig.
Gil Zinder myślał przez chwilę.
 Nie wiem. Być może jakiś odpowiednik naszego wielkiego spodka, tylko
znacznie bardziej skomplikowany.
 Ale skąd te sześciokąty?  drążył Trelig.  Do licha, same sześciokąty,
nawet te małe ścianki po obu stronach bariery.
 Markowianie kochali się w tej figurze  wyjaśnił Julin.  W ruinach, któ-
re po nich zostały, jest tego pełno; całe miasta budowali w kształcie sześciokąta.
Zwiedzałem jedno z nich, kiedy byłem mały.
 Przyjrzyjmy się północnej półkuli  zaproponował Trelig.  Jest tak bar-
dzo odmienna. Musi być jakiś powód.
Julin zwiększył moc, a obraz na ekranie zawirował.
 Trochę ryzykowne  powiedział pilot.  Te statki nie zostały skonstru-
owane z myślą o tak powolnym locie z wyjątkiem fazy lądowania i cumowania.
Przelecieli nad równikiem, barierą  w przeciwieństwie do równika ziem-
skiego  najzupełniej realną, dziwną, ogromną, półprzezroczystą.
 Gdybyśmy mieli trochę przyrządów  powiedział Zinder, znowu czymś
zafrapowany.  Chętnie bym się dowiedział, co wytwarza takie dziwne wzory.
WyglÄ…da na metan, amoniak i inne takie substancje.
Po drugiej stronie równika pogrążyli się w mroku.
 Ale jednak ktoś tu mieszka  zauważył Trelig, pokazując coś ręką. Nie-
które rejony kilku sześciokątów były oświetlone, widać tam było kilka dużych
miast.
 Szkoda, że nie możemy się jeszcze trochę przybliżyć  powiedział Zinder
szczerze.  Atmosfera powoduje jednak spore zniekształcenia obrazu.
 Może uda się troszeczkę opuścić  odpowiedział Julin.  Spróbuję prze-
śliznąć się przez najwyższą warstwę stratosfery. Będziemy jeszcze praktycznie
w próżni, ale może dostatecznie nisko, by zaobserwować jakieś szczegóły.
Nie słysząc sprzeciwu, ostrożnie obniżył tor statku. Znowu przekroczyli rów-
nik, lecąc teraz w oślepiającym potoku światła słonecznego.
Nagle silnik jakby szarpnął, światła zamrugały.
126
 Co siÄ™ dzieje?  warknÄ…Å‚ Trelig.
Julin był naprawdę zaskoczony.
 Nie. . . nie wiem.  Wstrząsy się powtarzały, więc przeszedł na ręczne
sterowanie i próbował im przeciwdziałać. Nagłe, wielokrotne, szybko po sobie
następujące spadki mocy do zera!
 W górę!  rozkazał Trelig, ale w tym momencie światła całkiem zgasły,
i kabina pogrążyła się w mroku.
 Spadamy jak kamień!  wrzasnął Julin.  Dobry Boże!
Trelig sięgnął do pulpitu i przerzucił dwa przełączniki. Nic. Trzeci. Ciągle nic.
W ciemności niewiele widział i działał na wyczucie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed