[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Miejsce nieco zatraciło swój urok.
Jej nagość nie wywoływała w niej niepokoju. Nadchodziła ciepła pora roku i
większość centaurów obywała się bez ubrania. Tylko jej jasna skóra wyróżniała
ją spośród bardziej opalonych osobników.
Szukała biura miejscowego konstabla. Był to tutaj jedyny przedstawiciel wła-
dzy. Działanie samotne i bez rozeznania sytuacji nie miałoby sensu; tubylcy nie
zawsze byli przyjaznie nastawieni wobec obcych.
Nie potrafiła oczywiście odczytać znaków i tekstów, ale tylko na jednym ma-
łym, złożonym z prefabrykatów budynku widniało oficjalnie wyglądające oznako-
wanie po obu stronach drzwi. Musiała to być Wielka Pieczęć Sześciokąta. Ozna-
czało to siedzibę urzędową i  o ile sytuacja nie uległa zmianie  było to miej-
sce, gdzie mogła oczekiwać pomocy.
Okazało się, że miasto powstało tu głównie po to, aby kontrolować napływ
turystów, budynek zaś był ratuszem, i do tego niezmiernie małym. Gdyby wszyscy
czterej urzędnicy  burmistrz, skarbnik, pisarz i konstabl  zdecydowali się
przebywać w nim równocześnie, nie byłoby tu miejsca nawet na meble. Pisarz
zapewniła ją jednak, że nigdy to się nie zdarzało. Sytuacja zmieniła się, ale nie
tak bardzo. Pozostali trzej byli nad jeziorem. Aowili ryby.
Pisarz, kobieta z wydatnym nosem i o zmierzwionej, szaro-białej sierści oraz
urzędowym sposobie bycia, okazała się wystarczająco miła.
 Nazywam się Hovna  powiedziała.  Kiedy dowiedzieliśmy się, że po-
jawiła się grupa nowo przybyłych z twojej części przestrzeni kosmicznej, oczeki-
waliśmy, że przynajmniej jedno z nich przybędzie tutaj.
 Tak?  Mavra była zaskoczona.
 Czterokrotnie w historii zdarzyło się, że przybywały istoty z twojej części
przestrzeni kosmicznej i za każdym razem przynajmniej jedna trafiała tutaj. To
musi być jakieś przyciąganie.
 Czy w tej chwili są tu jacyś przybysze?  zainteresowała się Mavra.
 Ależ nie  kobieta roześmiała się.  Ostatni taki przypadek odnotowa-
no kilkaset lat temu. Nie mam w aktach danych o nowo przybyłych z żadnego
regionu.
40
To się wkrótce zmieni  pomyślała Mavra. Będzie musiała ostrzec władze,
żeby zdążono przygotować jakieś zakwaterowanie dla przybyszów, nie rujnując
tego pięknego, spokojnego zakątka. Tymczasem jednak powiedziała:
 Cóż, cieszę się, że tu jestem. Dawno temu mój pradziadek należał do tej
społeczności.
Kobieta zmarszczyła brwi.
 Dziadek? Nie pamiętam. . . W każdym razie, jak to możliwe? Jak się już tu
przybędzie, to się tu zostaje.
 Nie, jeżeli przejdzie się przez Studnię Dusz  odparła Mavra.
Urzędniczka najwyrazniej nic nie rozumiała.
 To działo się dawno temu.
Mavra nie nalegała.
 Potrzebuję kilku dni, żeby rozejrzeć się po okolicy. Obawiam się, że nie
jestem typowÄ… imigrantkÄ…. Mam tu pewne zadanie do wykonania.
Ta stwierdzenie spowodowało jeszcze większe zakłopotanie.
 Zadanie?  Urzędniczka spojrzała na nią z ukosa, jakby uważała, że nowo
przybyła nie jest psychicznie zrównoważona.
Pełnomocnictwo przy załatwianiu takich formalności, jak na przykład wpisa-
nie do rejestru obywateli, dawało urzędniczce pewną władzę, ale niezbyt wielką.
Zapisała tylko imię przybyłej. Dillianie używali pojedynczych imion. Nie widzie-
li zupełnie potrzeby używania dwóch. Na szczęście jej imię  Mavra składało się
z sylab występujących w języku dilliańskim i nie wymagało zmian.
 Nad jeziorem jest pensjonat  powiedziała kobieta, pisząc coś na kartce
papieru z urzędowym nagłówkiem.  Daj im to, a przydzielą ci pokój. Będziesz
tam mogła mieszkać, dopóki się gdzieś nie osiedlisz. Jest dopiero początek sezo-
nu, więc będą mieli wolne pokoje. Możesz tam również jeść.
Znowu zapisała coś na karteczce.
 Zgłosisz się z tym do kowala. Będą ci potrzebne podkowy. Sama jednak
musisz znalezć sobie miejsce w naszym społeczeństwie. Jest mnóstwo roboty w
tej części kraju, chyba że wolałabyś bardziej cywilizowaną, lekką pracę.
Ostatnie zdanie wygłosiła pogardliwym tonem. Byli tu ludzie z miasta i ze wsi
i pani pisarz nie usiłowała ukrywać, do jakiej grupy należała.
Mavra przyjrzała się obu karteczkom.
 Jestem pewna, że wszystko będzie w porządku  zapewniła urzędnicz-
kę.  Ale. . . nie mogę ich odczytać. Która jest która?
Urzędniczka była zakłopotana. Na jednej z kartek narysowała małą, odwróco-
ną podkowę. Mavra skinęła głową, podziękowała i wyszła.
Była głodna, ale zdecydowała, że rozejrzy się po mieście, zanim pójdzie do
pensjonatu. Podkowy. . . zabawne, że wcześniej na to nie wpadła. Rhonowie, cen-
taury z jej dawnego sektora, wynalezli dość skomplikowane ochrony na kopyta,
41
które czyniły podkowy zbędnymi, lecz tutaj stosowanie podków było raczej do-
brym pomysłem. Ruszyła do kowala.
To tak, jak iść ze złamaniem do lekarza  pomyślała. Zapewnienia, że to po-
dobno nie boli i trwa krótko, nie zmniejszały jej niepokoju. Dreszcz przebiegł jej
po ciele na myśl, że potężny, krzepki, gniady centaur, który wyglądał, jakby mógł
wyginać stalowe pręty niczym makaron, miał wbić garść stalowych ćwieków w
jej stopy od spodu.
Kiedy weszła do kuzni, kowal, przyjaznie usposobiony mężczyzna o imieniu
Torgix, zachwycony jej urodą jak każdy mężczyzna, uśmiechnął się od ucha do
ucha znad gęstej brody i pospieszył ku niej. Wziął karteczkę z narysowaną pod-
kową, rzucił na nią okiem i pokazał, gdzie należy się ustawić.
 Nie denerwuj się, ślicznotko  zaryczał głosem pasującym do jego postu-
ry.  Zrobimy to migiem.
Obserwowała, jak mierzył jej kopyta, jak ze zręcznością rzemieślnika wyginał
rozgrzaną do czerwoności stal we właściwy kształt. Nie mogła natomiast patrzeć,
jak wbijał gwozdzie w kopyta przez niewielkie otwory w podkowach. Rzeczywi-
ście nie bolało. Czuła jednak ból w mięśniach spowodowany siłą jego uderzeń.
Chyba nie zdawał sobie sprawy z własnej krzepy. Odczuwała też spore napięcie
psychiczne. Odetchnęła z ulgą, kiedy skończył. Zrobiła kilka niepewnych kroków,
czując ciężar podków i z trudem zachowując równowagę.
 Przyzwyczaisz się  zapewnił ją.  Za parę dni zapomnisz, jak to było
bez podków, a twoje kopyta będą ci dziękować w przyszłości. Zlad wygląda do-
brze. Podkowy nie będą rdzewiały ani się krzywiły. Czasami mogą obluzować się
gwozdzie. Każdy kowal będzie umiał to naprawić. Czy mogę zrobić coś jeszcze?
Potrząsnęła głową.
 Nie. Dziękuję. Napiłabym się czegoś. . .  zawahała się.  Ale potrzebne
będą pieniądze, żeby zapłacić.
 Nie przejmowałbym się tym  zachichotał.  Jesteś najpiękniejszą kobie-
tą w okolicy i masz w sobie coś. Przepraszam, ale chyba wiesz, co mam na myśli.
Nikt ci nie odmówi, jeśli zechcesz się napić. Czy wcześniej też byłaś kobietą?
Skinęła głową.
 W takim razie wiesz, co mam na myśli  powiedział z miną znawcy i
puścił do niej oko. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed