[ Pobierz całość w formacie PDF ]
już nie zobaczy, więc równie dobrze może o nim zapomnieć.
Odrzuciła prześcieradło i przekręciła się na bok. Zamknęła oczy, usilnie starając się
zasnąć, tyle że zabrzęczał telefonu.
Czyżby dzwoniła ciocia?
- Tak? - rzuciła ochrypłym głosem.
- To ja, Sebastian Nikosto. Nie odkładaj słuchawki, Ariadne. Wysłuchaj mnie, pro-
szę. Mam ci coś do powiedzenia.
Nie powinna go słuchać, tylko od razu przerwać połączenie i raz na zawsze zapo-
mnieć o tym człowieku. Jednak zamiast tego spytała cicho, w wielkim napięciu:
- O co chodzi?
- Och, Ariadne... - Westchnął ciężko. - Mam nadzieję, że cię nie obudziłem.
- Nie, nie. Jestem w łóżku, ale nie śpię.
- Naprawdę jesteś w łóżku? - W jego głosie pojawił się całkiem nowy ton.
- Mhm. - Wyobraziła sobie jego leniwy, seksowny uśmiech.
- Ja też, ale nie mogę zasnąć. Cały czas myślę o tym, co się wydarzyło. - Jego głos
stał się jeszcze niższy i głębszy niż zazwyczaj. - Chciałem ci tylko powiedzieć, że bardzo
mi przykro. Nie chciałem cię urazić, uwierz mi.
- Och... - Nie wiedziała, co o tym myśleć.
Wybaczyć mu? A może jednak nie? Czy okazując wspaniałomyślność, okaże sła-
bość? Bardzo chciała mu wybaczyć. W końcu był jedyną znaną jej osobą w tym obcym
mieście. Nie mogła jednak od razu pomachać gałązką oliwną.
- Nie możesz tak po prostu powiedzieć przepraszam i uznać sprawę za niebyłą.
- Wiem, Ariadne, wiem to doskonale.
- Zastawiłeś na mnie pułapkę, potem zwabiłeś na spacer w ciemną uliczkę i...
- Wiem, jak to może wyglądać. Nie przyszło ci jednak do głowy, że naprawdę mia-
łem ochotę bliżej cię poznać?
- Trudno poznać kogoś podczas jednej kolacji - odparła po chwili namysłu. - Na-
wet jeśli zakończy się tak, jak się zakończyła. Wciąż jesteśmy sobie obcy.
- Nie zgadzam się. Teraz, kiedy się...
- Całowaliśmy? - Wiedziała, że się uśmiechnął.
- Zamierzałem powiedzieć coś innego, ale skoro już wspomniałaś ten pocałunek, to
musisz się ze mną zgodzić, że takie doświadczenie zbliża ludzi do siebie.
- Być może... - Oby nie zdołał w telepatyczny sposób odgadnąć, że cały czas roz-
pamiętuje ten pocałunek.
- Musisz wiedzieć, że nie myślę o tobie nic złego - powiedział. - Szanuję cię i żału-
ję, że poznaliśmy się w tak idiotycznych okolicznościach.
Nie wierzyła własnym uszom.
- Co konkretnie masz na myśli? - spytała po chwili.
- Myślę... - zawahał się na moment - ...myślę, że nie jest dla ciebie tajemnicą, jak
bardzo mi się podobasz. Uważam, że jesteś piękną, atrakcyjną kobietą.
- Nie mów tak... - Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi.
Powinna powstrzymać Sebastiana przed dalszymi wyznaniami, ale nie była w sta-
nie.
- Muszę, Ariadne, muszę. Pożądanie to niesamowita sprawa, prawda? - ciągnął po-
sępnym głosem.
- Pożądanie... - powtórzyła bezwiednie.
Wiedziała, że Sebastian mówi szczerze. Leżała w ciemności, oddychając szybko.
Była bezbronna wobec wibrującego, głosu, który mówił jej to, co zawsze pragnęła usły-
szeć od jakiegoś wspaniałego mężczyzny.
- Zdumiewająca i ekscytująca. Uderza w ciebie jak rozpędzony pociąg. Dostrze-
żesz kogoś przypadkiem i nagle czujesz, że reagujesz na niego w szczególny, niepowta-
rzalny sposób, nawet jeśli umysł jeszcze tego nie wie. Rozumiesz, o co mi chodzi?
- Tak... Tylko że... Posłuchaj... Muszę... Rano muszę wcześnie wstać, więc...
- Och, w takim razie idź spać. Dobrej nocy, Ariadne.
- Dobranoc - szepnęła cichutko.
Sebastian odłożył słuchawkę. Nie wiedział, czy zdołał w pełni udobruchać Ariad-
ne. Wyobraził ją sobie, jak leży w łóżku w piżamie... Nie, kobieta taka jak ona na pewno
śpi w zwiewnej koronkowej koszulce. Gdyby to od niego zależało, ubrałby ją w satyno-
wą lub jedwabną bieliznę, jaką noszą aktorki w filmach.
Boże, to już tak długo trwa, pomyślał.
Ariadne wstała jeszcze przed świtem. Po rozmowie z Sebastianem długo nie mogła
zasnąć, ale w końcu zmęczenie wzięło górę. Przypominała sobie każde jego słowo, choć
teraz inaczej je interpretowała. Tyle że tak naprawdę nic się nie zmieniło. Nie mogła za-
pominać o tym, co nim kierowało, dlaczego starał się być dla niej miły. Żałowała jedy-
nie, że się z nim nie pożegnała.
Nie zamówiła śniadania, a to z obawy, że nie wystarczy jej pieniędzy. Próbowała
ocenić całą swoją biżuterię. Zamierzała sprzedać ją u jubilera. Wiedziała, że nie dostanie
worka pieniędzy, ale na początek musi wystarczyć. Kolczyki, wisiorek z rubinem, zega-
rek. Najbardziej było jej żal tego ostatniego. Należał do jej matki i był jedną z nielicz-
nych pamiątek po niej.
Nie, nie sprzeda go. Nie była w stanie się z nim rozstać.
Największą wartość miała bransoletka z szafirami oprawionymi w białe złoto, któ-
rą dostała od wujostwa na dwudzieste pierwsze urodziny. Bardzo ją lubiła. Wiedziała, że
ten prezent był wyrazem miłości. Poczuła napływające pod powieki łzy. Skoro ją tak ko-
chali, dlaczego zrobili jej coś tak okropnego?
Zapięła zegarek na ręku, a pozostałe rzeczy schowała do pudełek. Bransoletkę i
kolczyki wsunęła do kieszeni żakietu. Postanowiła, że pójdzie do Cartiera. Ciotka kupo-
wała biżuterię jedynie tam, więc zapewne bransoletka pochodziła z tej firmy. Na pewno
się ucieszą, gdy wróci do nich, do handlowego obrotu.
Zapięła torby i zjechała windą do holu. Podeszła do recepcji i poprosiła o rachunek.
Spodziewała się, że ceny są tu wysokie, ale nie sądziła, że aż tak wysokie. Kto by pomy-
ślał, że za szampana trzeba aż tyle zapłacić! I dlaczego zamówiła tyle potraw, nie spraw-
dzając, ile kosztują? Co podkusiło wuja, żeby zamówić jej cały apartament? Nie mógł
wynająć pokoju?
Przez chwilę studiowała w milczeniu rachunek, po czym podała recepcjoniście kar-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]