[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- No cóż, w końcu chociaż raz dali nam spokój z tym cholernym wiatrem -
odezwał się Hal. - Ostatnim razem wiał jak opętany. Dzięki Steghamowi choć za to.
Kontemplował przez chwilę znany krajobraz rdzawego piachu i brunatnego
nieba, gdy Hal, szukajÄ…c czegoÅ› w sterowni, ryknÄ…Å‚ nagle dziko:
- Chodz tu, szybko!
Nie musiał powtarzać, gdyż Tony był już przy nim, gapiąc się niezbyt
przytomnie w ślad za wyciągniętym palcem Hala.
- Wskaznik poziomu wody. Albo się zepsuł, albo mamy połowę zbiornika.
Rzucili się do roboty. Odkręcone pokrywy pokazały pęknięcie przy jednym ze
wsporników, z którego wypływał strumyk.
- Cholerny Stegham i jego durne dowcipy. Założę się, że on to nazwał
skutkiem lądowania. Trzeba to w coś łapać, dopóki tego nie zatkamy.
- To będzie dosłownie  suchy miesiąc - mruknął Hal, gdy skończyli łatać
zbiornik i obliczyli ilość wody na osobę.
Pierwsze dni były identyczne jak w poprzednich  podróżach . Zatknęli flagi i
wypakowali ekwipunek. Trzeciego dnia instrumenty pomiarowe były włączone, a
czwartego byli gotowi do wypraw kolekcjonerskich. W tym właśnie dniu zaczęli
sobie zdawać sprawę z obecności pyłu. Tony akurat przeżuwał swoją rację
żywnościową (wody starczyło na jedno porządne picie w ciągu dnia), gdy Hal
spytał:
- Zauważyłeś, ile tu się zebrało tego rdzawego świństwa? - Jak mógłbym nie
zauważyć? Mam tyle tego gówna w ubraniu, jakby mnie obsiadło całe mrowisko. Do
tej pory tego nie było.
- Następna niespodzianka naszego ukochanego szefa! - Nie ma innej rady.
Trzeba się dokładniej czyścić przed wejściem na statek.
Pomysł był dobry, tylko nie dało się go wykonać. Pył miał konsystencję talku i
trzepanie powodowało wyłącznie powstawanie nowej chmury, która wlatywała za
nimi i osiadała na wszystkim. Próbowali go zignorować, klnąc w żywy kamień
genialne pomysły Steghama i jego techników.
Skutkowało do ósmego dnia, gdy wracali z wycieczki badawczej, targając
kontener z próbkami. Weszli do komory, otrzepali się jak umieli i Hal uruchomił
mechanizm otwierania śluzy wewnętrznej. Potrzebna do tego była hermetyzacja
komory, czyli zamknięcie zewnętrznych drzwi. Zamknęły się do połowy. Nawet
poprzez skafandry czuć było wibrację poruszającego nimi silnika. Warczał przez
chwilę bez żadnych efektów, po czym zapłonęła czerwona lampka awarii.
- Pył! - ryknął Tony. - Ten cholerny pył dostał się do mechanizmu!
Otwarta płyta kontrolna potwierdziła przypuszczenie - pył ze smarem
stworzył piękną, stwardniałą już bryłę uniemożliwiającą dopchnięcie do końca
tłoków zamykających śluzę.
Opisanie problemu było o wiele łatwiejsze od naprawy. Mieli przy sobie
zaledwie kilka podstawowych narzędzi. Reszta wyposażenia była na statku. Aby się
tam dostać, trzeba było zamknąć drzwi, a żeby je zamknąć, potrzebowali narzędzi.
Błędne koło.
Prawie trzy godziny zajęło im usunięcie przeszkody tym, co mieli do
dyspozycji - zbiorniki tlenu były puste i przez ostatni kwadrans pracowali na
rezerwie. Ledwie dostali się do środka, Hal zdjął kask i padł na koję. Jego ciałem
wstrząsały dreszcze. Tony wmusił w niego parę łyków leczniczej brandy z apteczki
pokładowej i po jakichś dwudziestu minutach chłop wrócił do siebie.
Po powrocie z całodziennych wypraw po próbki mieli dwie do trzech godzin
dla siebie. Hal był dobrym kumplem i najlepszym szachistą, jakiego Tony znał. Dość
szybko się zorientował, że Hal spala się wewnętrznie - roznosiła go energia, nie mógł
usiedzieć spokojnie.
Dwa dni po tym spostrzeżeniu Tony zaczął mieć problemy ze spaniem.
Efektem było coraz wyrazniejsze podrażnienie nerwowe. A pył robił swoje - włażąc
w najdrobniejsze szczeliny, doprowadzał mechanizmy do stanu równego
wyczerpaniu nerwowemu załogi. Na domiar tych wszystkich przyjemności przez
cały czas musieli racjonować wodę, ciągle zatem byli spragnieni.
W najbliższym czasie coś musiało pęknąć.
Okazało się, że Hal. Nastąpiło to osiemnastego dnia pobytu. Musiał go w
końcu dobić brak snu. Zawsze sypiał nader lekko, a teraz pył i związane z nim
problemy praktycznie mu to uniemożliwiły. Tony słyszał, jak się wierci w koi, gdy
sam zmuszał się do snu. Spał zle i bardzo krótko, ale zawsze. Po czarnych cieniach
okalających oczy Hala można było poznać, że on nie sypiał wcale. Tego dnia
wkładali właśnie skafandry, gdy Hal dostał ponownie ataku drgawek. Tony wlał w
niego resztę leczniczej nalewki. Gdy się trochę uspokoił, zdołał wykrztusić
urywanym głosem:
- Nie mogę... nie wytrzymam! Skafandry nie wytrzymają! - głos przeszedł w
ryk. - Mogę zawieść, gdy będziemy na zewnątrz...! Nie zostanę tu ani chwili...
wracamy...!
- Dobrze wiesz, że nie możemy. To ma trwać pełne dwadzieścia osiem dni -
Tony starał się trafić mu do przekonania. - To już tylko dziesięć dni. Możesz to
wytrzymać. Ten termin jest zakodowany w pamięci maszyn. Nic się wcześniej nie
ruszy, nie możemy się stąd wcześniej wydostać. Ciesz się, że nie kazali nam tu
siedzieć pełnego marsjańskiego roku, aż do zbliżenia planet.
- Przestań ględzić i nie próbuj mnie robić w konia. Gówno mnie obchodzi, co
się stanie z pierwszą walną ekspedycją. Nie zamierzam oszaleć z braku snu tylko
dlatego, że jakiś zidiociały na punkcie realizmu trep chce znać odpowiedz na swoje
durne wątpliwości.
Jeśli nie przerwą eksperymentu, gdy im każę, to będzie morderstwo. - Hal
wyskoczył z kabiny, zanim Tony zdążył zareagować, i dopadł pulpitu komputera.
Przycisk NIEBEZPIECZECSTWO był tu jak zwykle do tej pory, ale sami nie
wiedzieli, czy tym razem jest podłączony. A jeśli nawet jest, to czy ktokolwiek
odpowie na wezwanie. Hal nacisnął go. Obaj spoglądali na głośnik, wstrzymując
oddechy. Nagle coś w nim zgrzytnęło i odezwał się zimny głos pułkownika
Steghama, wypełniając całą kabinę:
- Znacie warunki doświadczenia, a więc jakie są powody wezwania? Radzę
wam, aby były naprawdę zasadne.
Hal złapał mikrofon i zaczął nieskładnie opowiadać. Ledwie zaczął, Tony
wiedział, że nic z tego nie będzie. Aatwo było przewidzieć reakcję Steghama. Hal nie
zdążył skończyć, gdy głośnik gwałtownie mu przerwał:
- Wystarczy. Twoje wyjaśnienia nie spowodują żadnych zmian w planie.
Jesteście zdani na siebie i tak pozostanie. W tej chwili połączenie zostaje odcięte. Nie
próbujcie się ze mną skontaktować, zanim eksperyment zostanie ukończony.
Szczęk wyłącznika był wystarczająco jasny. Hal stał osłupiały, po policzkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed