[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kój, Corwinie, dla dobra kraju, nie dla mnie. Potężne siły regularnie
wynurzają się z Cienia, by atakować Amber. Nie w pełni pojmuję ich
naturę. Przeciwko tym siłom najgrozniejszym ze wszystkich, jakie
za mojej pamięci naruszały spokój Amberu cała rodzina zjedno-
czyła się pod moim dowództwem. Chciałbym otrzymać Twą pomoc
w tej walce. Gdybyś odmówił, to proszę, zaniechaj na pewien czas
inwazji. Jeśli zaś zechcesz pomóc, nie będę wymagał żadnego hołdu.
Wystarczy, że na czas kryzysu uznasz mnie za przywódcę.
Możesz oczekiwać swych normalnych przywilejów. Ważne jest,
byś skontaktował się ze mną i na własne oczy przekonał o prawdziwo-
ści mych słów. Nie udało mi się osiągnąć Ciebie poprzez Twój Atut,
załączam więc własny do Twego użytku. Myśl, że mogę kłamać, na-
suwa Ci się zapewne, daję jednak słowo, że tak nie jest.
Eryk lord Amberu.
134
Przeczytałem list jeszcze raz i roześmiałem się. Cóż on myślał do czego służą
klÄ…twy?
Nic z tego, drogi bracie. To miło z twojej strony, że w potrzebie pomyślałeś
o mnie i wierzę ci, oczywiście, przecież wszyscy jesteśmy ludzmi honoru
ale nasze spotkanie nastÄ…pi wtedy, kiedy ja je zaplanujÄ™, nie ty. Co do Amberu, to,
naturalnie, martwi mnie jego sytuacja i zajmę się nią w swoim czasie i na swój
sposób.
Popełniasz błąd, Eryku, uważając się za kogoś niezbędnego. Cmentarze są
pełne ludzi niezastąpionych. Poczekam jednak, by ci to powiedzieć osobiście.
Wepchnąłem list i Atut do kieszeni kurtki. Zgniotłem papierosa w brudnej
popielniczce na biurku. Potem wziąłem z sypialni jakąś powłoczkę i owinąłem
w nią moich wojowników. Tym razem zaczekają na mnie w bezpiecznym miejscu.
Raz jeszcze obszedłem cały dom. Zastanawiałem się, po co właściwie wró-
ciłem. Myślałem o ludziach, których znałem, gdy mieszkałem tutaj, i o tym, czy
wspominajÄ… mnie czasem, czy martwili siÄ™, gdy zniknÄ…Å‚em. Nigdy siÄ™ tego nie
dowiem.
Nadeszła noc. Niebo było czyste i pierwsze gwiazdy świeciły jasno, kiedy
wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Klucz schowałem na miejsce, za cegłę
przy patio.
Potem ruszyłem w górę.
Na szczycie obejrzałem się. Dom zmalał jakby w ciemności, stał się cząstką
pustki, niby rzucona na pobocze puszka po piwie. Zacząłem schodzić do miejsca,
gdzie zaparkowałam wóz, żałując, że spojrzałem za siebie.
Rozdział 9
Opuściliśmy z Ganelonem Szwajcarię w dwóch ciężarówkach, którymi przy-
jechaliśmy z Belgii. W mojej były karabiny: licząc po pięć kilogramów na sztukę,
trzysta dawało jakieś półtorej tony całkiem niezle.
Po załadowaniu amunicji zostało jeszcze mnóstwo miejsca na paliwo i zapasy.
Oczywiście skorzystaliśmy ze skrótu przez Cień, by uniknąć ludzi, którzy czekają
na granicach i tamują ruch. Wyjechaliśmy w ten sam sposób. Ja prowadziłem, by
że tak powiem otwierać drogę.
Prowadziłem nas przez krainę mrocznych wzgórz i rozciągniętych wzdłuż
drogi wiosek, gdzie mijaliśmy jedynie konne wozy. Kiedy niebo stało się jaskra-
wocytrynowe, zwierzęta pociągowe zrobiły się pasiaste i upierzone.
Jechaliśmy długie godziny. Spotkaliśmy w końcu czarną drogę, przez jakiś
czas ciągnęliśmy równolegle do niej, by potem skręcić w inną stronę. Niebo nie
zmieniało się przez kilka przeskoków, a teren stapiał się i przekształcał, od gór do
równin i z powrotem. Pełzliśmy wolno po fatalnych drogach i ślizgaliśmy się po
nawierzchniach twardych i gładkich jak szkło. Wspinaliśmy się na górskie zbocza
i pędziliśmy brzegiem ciemnego jak wino morza. Przebijaliśmy się przez burze
i mgły. Pół dnia trwało, zanim znów ich znalazłem ich cień na tyle podobny, by
nie robiło tu różnicy. Tak, tych samych, których już kiedyś wykorzystałem. Byli
niscy, mocno owłosieni, mieli bardzo ciemną skórę, długie siekacze i wysuwane
szpony, ale także palce do naciskania spustów. I czcili mnie. Byli zachwyceni
moim powrotem.
Nie miało znaczenia, że pięć lat temu poprowadziłem na śmierć w obcym
kraju ich najlepszych mężczyzn. Nie kwestionuje się boskich działań bogów
się wielbi. Byli rozczarowani, że potrzebuję tylko kilkuset najemników. Tysiące
ochotników musiałem odprawić z niczym. Nie przejmowałem się specjalnie mo-
ralną stroną mego postępowania. Można było spojrzeć na nie choćby tak, że za-
trudniając owych kilkuset dbałem, by tamci nie umierali daremnie. Oczywiście, ja
nie rozumowałem w ten sposób. Po prostu lubię czasem tego typu sofistykę sto-
sowaną. Przypuszczam, że mogłem także uznać ich za najemników opłacanych
duchową monetą. Co za różnica, czy walczyli za pieniądze czy za wiarę? Kiedy
136
potrzebowałem żołnierzy, mogłem zdobyć i jedno, i drugie.
ZresztÄ… ci akurat byli bezpieczni jako jedyni w okolicy dysponujÄ…cy broniÄ…
palną. Co prawda w ich ojczyznie moja amunicja była ciągle bezużyteczna i kilka
dni musieliśmy maszerować przez Cień, nim znalezliśmy kraj na tyle podobny do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]