[ Pobierz całość w formacie PDF ]
że coś takiego sama powiedziałam?
Jestem zadowolona, że zadała to pytanie, bo muszę odpowiedzieć:
nie bardzo. Shari zawsze była bardziej seksualnie drapieżna i odważniej-
sza ode mnie. Wygląda na to, że role się nareszcie odwróciły. Muszę się
ugryzć w język, żeby nie palnąć, że z Lukiem często się kochamy dwa
razy dziennie - i że mnie to się całkiem podoba.
- Ale ty i Chaz kiedyś, hm, robiliście to tyle razy dziennie. To zna
czy, kiedy zaczęliście ze sobą chodzić. I wtedy ci się podobało. Co się
zmieniło?
- No właśnie, w tym problem. - Shari ma szczerze zmartwioną
minę. -Nie wiem. Boże, co ze mnie za doradczyni, skoro sama nie umiem
rozwiązać własnych problemów? Jak ja mam pomagać ludziom?
- Czasami łatwiej jest pomóc ludziom w ich problemach, niż pora
dzić sobie z własnymi - mówię, mam nadzieję, uspokajającym tonem. -
101
Rozmawiałaś o tym wszystkim z Chazem? Może gdybyś mu powiedzia
ła, co ci leży na sercu...
- Och, jasne. - Shari ironizuje. Chcesz, żebym powiedziała swo
jemu chłopakowi, że za bardzo przypomina ideał?
- Nie musisz tego ujmować dokładnie w taki sposób. Ale może gdy
byÅ›...
- Lizzie, jestem zupełnie świadoma, że mówię jak wariatka. Dzieje
się ze mną coś złego. Zdaję sobie z tego sprawę.
- Nie! - wołam. - Shari, to tylko... Taki trudny moment. Właściwie
to moja wina. Może nie byliście jeszcze gotowi, żeby razem zamieszkać.
Nie powinnam była tak cię wystawiać do wiatru i wprowadzać się do
Luke'a. Należało mi się to piwo na łeb. Należy mi się o wiele więcej...
- Och, Lizzie. - Shari patrzy na mnie tymi ciemnymi oczami, w któ
rych znów widać łzy. - Nie rozumiesz? To nie ma nic wspólnego z tobą.
To przeze mnie. CoÅ› siÄ™ ze mnÄ… dzieje nie tak. A przynajmniej z tym
związkiem między mną a Chazem. Prawdę mówiąc... Ja już sama nie
wiem, Lizzie.
GapiÄ™ siÄ™ na niÄ….
- Czego nie wiesz?
- No bo, popatrz tylko na siebie i Luke'a, jak cudownie wam siÄ™
razem układa...
- Nie jest cudownie - przerywam szybko. Nie chcę przypominać
jej o tej kwestii płochliwego leśnego stworzonka. Ani o tym, że jestem
prawie pewna, że mama Luke'a ma, a przynajmniej miała, romans, a ja
jemu o tym nie powiedziałam. - Naprawdę, Shari. My...
- Ale wyglądacie na takich szczęśliwych. Tak jak kiedyś Chaz i ja...
Ale z jakiegoś powodu to zniknęło.
- Och, Shari. - Przygryzam dolnÄ… wargÄ™, rozpaczliwie zastanawia
jąc się, co należałoby powiedzieć. - Może gdybyście poszli do jakiegoś
terapeuty...
- Nie wiem - mówi Shari. Jej wyraz twarzy i głos są dalekie od op
tymizmu. - Nie wiem, czy w ogóle warto jeszcze próbować.
- Shari! - W głowie mi się nie mieści, że to powiedziała. I to właś
nie na temat Chaza!
- Lizzie? - Ktoś stuka do drzwi. Kobiecy głos znów mnie woła: -
Twoja kolej!
Dociera do mnie, że to kelnerka i że zagrają zaraz moją piosenkę -
i że mam ją zaśpiewać.
102
- O nie! - wołam. - Shari, ja... Nie wiem, co mam powiedzieć.
Naprawdę uważam, że może z Chazem przeżywacie teraz jakiś trudny
moment. Chaz to świetny gość i ja wiem, że on ciebie naprawdę kocha...
Jestem pewna, że z czasem wszystko się ułoży.
- Nie ułoży się - mówi Shari. - Ale dzięki, że pozwoliłaś mi to
z siebie wylać. I to dosłownie. Przepraszam za to piwo.
- Nie ma sprawy. To było nawet orzezwiające. Zaczynało mi się tam
robić gorąco.
- Idziesz?! - krzyczy kelnerka. - Czy nie?
- Idę! - wołam. A potem proszę Shari: - Zaśpiewasz ze mną?
- Nie ma mowy - odpowiada z uśmiechem.
I w ten sposób ląduję sama na scenie w Honey's, zapewniając uczest
ników wieczoru kawalerskiego, którzy obdarzają mnie pijackimi gwiz
dami, karła, który piorunuje mnie gniewnym wzrokiem, bo go obrabo
wałam z kolejnego występu, oraz Chaza, Shari i Luke'a, że dziewczyny
się nudzą, kiedy wciąż muszą chodzić w tej samej kiecce, a kiedy się
nudzą, to lepiej na nie uważać.
Rada, którą Chaz, zdaje się, usiłował już zastosować... Z bardzo mi
zernymi skutkami.
Rozdział 12
Plotka dotrze tam, gdzie chce, nawet jeśli nie ma jednej nogi.
John Tudor (ur. 1954), amerykański baseballista
No więc, jakie masz plany na Zwięto Dziękczynienia? - pyta mnie
Tiffany.
Chociaż jej zmiana zaczyna się dopiero o drugiej, Tiffany ostatnio
pokazuje się w południe i siedzi ze mną w recepcji, dopóki nie pójdę do
domu... A czasem nawet przynosi dla nas obu lunch, który pogryzamy
sobie po kryjomu za biurkiem, bo w recepcji nie wolno trzymać jedzenia
( To wysoce nieprofesjonalne", jak wyraziła się Roberta, kiedy któregoś
dnia złapała mnie na niewinnym pojadaniu popcornu z mikrofalówki,
który zwędziłam z kuchni).
Najpierw myślałam, że to jeden z dziwacznych zwyczajów Tiffany -
to znaczy to, że przychodzi codziennie do pracy dwie godziny przed cza
sem. Aż wreszcie Daryl, operator sprzętu kopiująco-faksującego (jego
zadaniem jest dbać, żeby wszystkie kopiarki i faksy w biurze miały zapas
papieru i działały sprawnie i żeby dokumenty faksowane były od razu
pod właściwe numery), poinformował mnie, że tylko sobie zawdzięczam
nową i godną pochwały zmianę w etyce zawodowej Tiffany.
- Ona lubi sobie z tobą posiedzieć - powiedział. - Mówi, że jesteś
fajna. A nie ma żadnych przyjaciół poza tym swoim zarozumiałym fa
cetem.
Kiedy to usłyszałam, poczułam się wzruszona, ale i zaskoczona.
Prawdę mówiąc, Tiffany i ja nie mamy ze sobą zbyt wiele wspólnego
(poza biurkiem, przy którym siedzimy, i miłością do mody, oczywiście),
a jej niewybredne słownictwo potrafi czasem trochę zaszokować. A ja,
na przykład, nigdy się z nią nie spotykałam poza pracą... I nie ma się co
104
dziwić, skoro pracujemy na różnych zmianach. Nie można tego nazwać
prawdziwą więzią.
Z drugiej strony obie regularnie wysłuchujemy wrzasków Petera
Kurwa Mać Loughlina. A to zmienia człowieka raz na zawsze i w pe
wien sposób cementuje naszą przyjazń.
Mimo to, kiedy Tiffany zadaje swoje pytanie na temat Zwięta
Dziękczynienia, zaczynam się bać. Boję się, że zaraz potem padnie zapro
szenie, żeby dołączyć na świąteczną kolację do niej i jej zarozumiałego
faceta" (którego Daryl tak nazywa tylko i wyłącznie dlatego - jestem tego
na razie pewna - że przez niego Tiffany nie chce się umówić z Darylem).
Pewnie byłoby miło i tak dalej, ale nie jest to coś, na co Luke był
by gotowy - to znaczy, lepiej go jeszcze nie narażać na kontakt z moimi
współpracownikami. Na razie udaje mi się trzymać go na bezpieczną od
ległość od państwa Henrich i uroczych pracowników firmy Pendergast,
Loughlin i Flynn.
Biorąc pod uwagę, że jeszcze nie powiedziałam własnej rodzinie, że
Luke i ja razem mieszkamy, można by uznać, że przed swoimi krewny
mi też go chronię.
- Rodzice Luke'a przyjeżdżają do miasta - odpowiadam zgodnie
z prawdÄ….
- Serio? - Tiffany podnosi wzrok znad pilnika, którym opiłowuje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]