[ Pobierz całość w formacie PDF ]

swój podniósł i wparł w drzwi stopę. Do szafarki Siduri rzecze
Gilgamesz:
Coś ujrzała, szafarko, że od razu wrota zawierasz, drzwi zamykasz, zasuwą
zapierasz? Bo w drzwi uderzę i strzaskam zasuwę! Nie każ mi się imać
mego topora, nie trzymaj mnie pod drzwiami w polu, otwórz zaraz bramę i
daj się ujrzeć!
Krzyknęła Siduri do Gilgamesza, do potomka bogów słowo
wyrzekła:
Dlaczego w drogę wyszedłeś daleką, po jakiej drodze do mnie
dotarłeś, jaką drogą trudną się przeprawiłeś? Chciałabym poznać
cel twego przybycia, dokąd się wybierasz, chciałabym wiedzieć.
Rzecze do niej Gilgamesz, do szafarki Siduri:
Jam jest Gilgamesz, który ubił boru strażnika, w lesie cedrów
mocarnego Humbabę zgubił, bykołaka uśmiercił, co z nieba
zstąpił, i lwy pobił księżycowi w górskich przełęczach!
Rzecze doń Siduri, do Gilgamesza:
Skoroś ty Gilgamesz, który ubił boru strażnika, w lesie ce-
drów mocarnego Humbabę zgubił, bykołaka uśmiercił, co z nie-
ba zstąpił, i lwy pobił księżycowi w górskich przełęczach: czemu
twoje lica wpadły, twarz w dół przygięta, serce smutne, oblicze
skonane? Czemu w Å‚onie twoim rozpacz i takiemu, co w dalekÄ…
drogę odszedł, z twarzyś podobny, skwar i mróz czoło twoje
spiekły i za płodem wiatru bieżysz po stepie?
Do Siduri, do szafarki rzecze Gilgamesz:
Jakże mi lic nie mieć wpadłych, twarzy przygiętej, serca smut-
nego, skonanego oblicza? Jak rozpaczy nie mieć w łonie, jak ta-
kiemu, co w daleką drogę odszedł, nie być podobnym, jak czoła
skwarem i mrozem spiekłego nie mieć, jak za płodem wiatru nie
biec po stepie? Mój przyjaciel i braciszek młodszy, gońca osłów
górskich, lampartów stepu, Enkidu, którego tak miłowałem,
z którym wszystkie trudy razem przeszedłem: los go dopadł
człowiekowi sądzony! W los ludzki odszedł! Sześć dni przeszło,
siedem nocy minęło, aż się w nosie jego czerwie zalęgły. Jakże
mi to zmilczeć, jak spokój znalezć? Ukochany przyjaciel mój
stał się ziemią, Enkidu, przyjaciel miły, w ziemię się zmienił!
Czyż i ja nie umrę, czy też nie legnę, ażebym po wieki wieków
już nie wstał? Oto się spotkałem z tobą, szafarko. Obym nie
zobaczył śmierci, której się lękam!
Rzecze doń szafarka, do Gilgamesza:
Gilgameszu! Na co ty siÄ™ porywasz? %7Å‚ycia, co go szukasz,
nigdy nie znajdziesz! Kiedy bogowie stwarzali człowieka, śmierć
przeznaczyli człowiekowi, życie zachowali we własnym ręku. Ty,
Gilgameszu, napełniaj żołądek, dniem i nocą obyś wciąż był wesół,
codziennie sprawiaj sobie święto, dnie i noce spędzaj na
grach i pląsach! Niech jasne będą twoje szaty, włosy czyste,
obmywaj się wodą, patrz, jak dziecię twej ręki się trzyma, kobiecą sprawę
czyń z chętną niewiastą: tylko takie są sprawy człowieka!
Do Siduri, do szafarki rzecze Gilgamesz:
Mów teraz, szafarko, którędy droga do Utnapiszti? Jakie jej
znaki? Daj mi je, dajże mi znaki tej drogi! Jeśli można, przepły-
nę przez morze, jeśli nie można, przebiegnę po stepie!
Rzecze doń szafarka, do Gilgamesza:
Nigdy przeprawy, Gilgameszu, tędy nie było, od zarania cza-
sów nikt z tu przybyłych przez morze nie mógł się przedostać.
Kto przez morze się przeprawia, to świetny Szamasz: prócz Sza-
masza któż temu podoła? Trudna to przeprawa, droga niełatwa,
woda śmierci tam drogę zagradza. Choćbyś jakoś, Gilgameszu,
morze przepłynął, cóż poczniesz, stanąwszy u wód śmierci?
Jest u dalekiego Utnapiszti, Gilgameszu, Urszanabi przewoznik,
ma ci on wiosła kamienne, w lesie łowić zwykł gada Urnu. Jego
więc poszukaj i z nim się zobacz! Jeśli będzie można, wraz z nim się
przepraw, jeśli nie można, tedy ruszaj z powrotem.
Usłyszawszy te słowa Gilgamesz porwał topór swój bojowy
i miecz wydostał. Wśród drzew się przemknął, w las wbiegł i jak
strzała prędka wleciał w sam środek. W zaciekłości swej wiosła
kamienne potłukł, gada Urnu chroniącego żeglarzy w lesie do-
padł i zabił.
Gdy z gorączki ochłonął Gilgamesz, uśmierzyła mu się w piersi
wściekłość, rzekł sobie w sercu:
Aodzi nie znalazłem!
Powściągnął Gilgamesz swoją zaciekłość, z lasu wyszedł nad
rzekę, co świat okrąża.
Urszanabi błysk miecza zobaczył i topór posłyszał. W łodzi
przypłynął. Aódz pchnął do brzegu. Stanął przed nim Gilga-
mesz. Oczy jego patrzÄ… na przewoznika.
Rzekł doń Urszanabi, do Gilgamesza:
Kim jesteÅ›? Powiedz mi swe imiÄ™! Jam jest Urszanabi, dale-
kiego Utnapiszti przewoznik!
Do Urszanabi przewoznika rzecze Gilgamesz:
Jam jest Gilgamesz, takie moje imię, przybyłem z Uruku,
z domostwa Anu, przez góry szedłem po drodze dalekiej od
wschodu słońca.
Rzekł doń Urszanabi, do Gilgamesza:
Czemu lica twoje wpadły, twarz w dół przygięta, serce smutne, oblicze
skonane? Czemu w Å‚onie twoim rozpacz i takiemu, co w dalekÄ… drogÄ™
odszedł, z twarzyś podobny, skwar i mróz czoło twoje spiekły i za płodem
wiatru bieżysz po stepie?
Do przewoznika Urszanabi rzecze Gilgamesz:
Jakże mi lic nie mieć wpadłych, twarzy przygiętej, jak takiemu, co w
daleką drogę odszedł, nie być podobnym? Mój przyjaciel i braciszek
młodszy, gońca osłów górskich, lampartów stepu, Enkidu, z którym
wszystko zwyciężaliśmy, w góry wkraczaliśmy, razem jąwszy bykołaka
ubiliśmy, lwy w przełęczach górskich księżycowi pobiliśmy, w lesie
cedrów mocarnego Hum-
babę zgubiliśmy, Enkidu, którego tak miłowałem: los go dopadł
człowiekowi sądzony! W los ludzki odszedł! Po dniach i po no-
cach nad nim płakałem, do grobu składać go nie kazałem: czy
na głos mój nie wstanie przyjaciel? Sześć dni przeszło, siedem
nocy minęło, aż się w nosie jego czerwie zalęgły. Sprawa mego
przyjaciela na mnie spoczywa. Jakże mi to zmilczeć, jak spokój
znalezć? Do ojca mego, Utnapiszti, biegnę w pośpiechu, który
przeżył, w zgromadzenie bogów był wstąpił, wśród nich życia
dostąpił. Jego chcę o życie i śmierć zapytać!
I tak przemówił doń Gilgamesz:
Teraz, Urszanabi, którędy droga do Utnapiszti? Jakie jej
znaki? Daj mi je, dajże mi znaki tej drogi! Jeśli można, przepły-
nę przez morze, jeśli nie można, przebiegnę po stepie!
Urszanabi rzecze do Gilgamesza:
Sam sobie, Gilgameszu, drogÄ™ odciÄ…Å‚eÅ›!
Do przewoznika Urszanabi rzecze Gilgamesz:
Urszanabi, czego się na mnie sierdzisz? Sam przepływasz mo-
rze we dnie i w nocy, w każdej porze się przez nie przeprawiasz!
Urszanabi rzecze do Gilgamesza:
Wiosła kamienne potłukłeś, gada Urnu dopadłeś, wiosła ka-
mienne rozbite, gada już nie masz. Dzwignij, Gilgameszu, topór
bojowy, w las się zapuść i żerdzi natnij, sto dwadzieścia żerdzi,
każda niechaj mierzy pięć prętów. Smołą nasyć, przytwierdz im
Å‚opatki i tutaj przynieÅ›.
Usłyszawszy te słowa Gilgamesz w dłoni topór bojowy po
dzwignął, miecz swój wydobył, w las się zapuścił i żerdzi narą
bał, sto dwadzieścia żerdzi, każdej pięć prętów. Smołą powlókł,
łopatki przytwierdził, jemu przydzwigał.
Wsiedli do łodzi Gilgamesz i Urszanabi. Aódz na wodę ze-
pchnęli i popłynęli.
W trzy dni przebyli drogę miesiąca i dni piętnastu. I wpłynął
Urszanabi na wody śmierci.
Rzekł do niego Urszanabi, do Gilgamesza:
Odstąp teraz, Gilgameszu, i wez żerdz w rękę. Każdą żerdzią,
nim nasiąknie, raz łódz popychaj. Bacz, byś wody śmierci ręką
nie dotknÄ…Å‚.
Drugą, trzecią i czwartą żerdz wez, Gilgameszu! Piątą, szóstą
i siódmÄ… żerdz wez, Gilgameszu! ÓsmÄ…, dziewiÄ…tÄ… i dziesiÄ…tÄ… żerdz wez,
Gilgameszu! Jedenastą i dwunastą żerdz wez, Gilgameszu!
Po dwakroć sześćdziesięciu już Gilgameszowi żerdzi nie stało.
Z lędzwi swoich przepaskę rozwiązał, szaty swoje zerwał Gil
gamesz, w dłoniach jako żagiel je podniósł.
Z daleka zobaczył ich Utnapiszti. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed