[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Nagle zastygła w bezruchu. Przerazliwy trzask przeszył powietrze, a zdradliwy
lód rozstępował się pod nią.
W jednej chwili leżała na lodzie, a już w następnej leciała głową w dół do
wody, która była tak lodowata, że ją zatkało. Zanurzała się w czarną, potwornie
zimną toń.
72
S
R
Kiedy woda zamknęła się nad nią, młóciła rękami i nogami, próbując
utrzymać się w pionie. Kaszląc i plując, wynurzyła się na moment na
powierzchnię. Chociaż ciężar butów i ubrania ściągał ją na dno, czepiała się
jeszcze brzegu śliskiej jak szkło śmiertelnej pułapki, ale na próżno.
Tonęła.
Poprzez zielonkawoczarną wodę spojrzała raz jeszcze do góry i ponownie
się odbiła, ale szarpanina z Ronniem wyczerpała jej siły. Tym razem nie
wypłynęła na powierzchnię i nie złapała powietrza. Po chwili poczuła, jakby
ktoś wyrywał jej włosy z korzeniami. Krztusząc się i dławiąc, łapała oddech, a
kiedy uczepiła się wybawcy, usłyszała głos Luke'a:
- Spokojnie, tylko spokojnie, bo wciÄ…gniesz nas oboje. Trzymam ciÄ™,
Connie, nie szarp się. Nie dam ci utonąć, zaufaj mi, najdroższa.
Chwycił ją pod ramiona, a kiedy otworzyła oczy, zobaczyła jego twarz
tuż przy swojej. Leżał na czymś, co wyglądało jak pień sosny, którą kilku
mężczyzn trzymało z drugiej strony. Powoli zaczął ją wyciągać z lodowatego
grobowca.
Nie wiedziała, jak długo trwało to wydobywanie z wody, ale przez cały
czas drżała ze strachu, że lód znów pęknie i utoną oboje. Wtedy Luke objął ją
w pasie i trzymał na sobie, leżąc na bezcennym kawałku drewna, a ludzie
odciągali ich dalej i dalej od złowieszczej czarnej dziury.
Po dobrych paru metrach Luke zsunął się z pniaka i przez chwilę klęczał
z nią w ramionach. Mdliło ją, kręciło jej się w głowie i trzęsła się z zimna, ale
głównym powodem, dla którego nie uwolniła się z jego uścisku, był
paraliżujący strach o brata.
- Ronnie? - szepnęła sinymi wargami.
73
S
R
- Jest bezpieczny. - Luke trzymał ją tak mocno, że czuła jego szybko
bijące serce. - Och, najdroższa, myślałem, że cię straciłem. Myślałem, że cię
straciłem...
Słyszała go jak przez mgłę, a kiedy ponownie ocknęła się w jego
ramionach przykryta płaszczami obok dopalającego się ogniska i Flory tulącej
Ronniego, dotarło do jej świadomości, że zemdlała. Odszukała wzrokiem
Luke'a, który jakby czekał na jej ocknięcie.
- Zaraz poczujesz się lepiej. To z tego zimna - wyszeptał.
Connie potoczyła dokoła wzrokiem. Wszyscy stali milczący i
nieruchomi.
- Reuben pobiegł na farmę po furę i koce. Już niedługo znajdziesz się w
domu. Nie ruszaj się tylko i nie wytracaj ciepła. To najważniejsze w tej chwili.
Patrząc na jego smagłą twarz, doszła do wniosku, że mogłaby pozostać w
jego ramionach do końca życia.
- SkÄ…d pan siÄ™ tu wziÄ…Å‚? To znaczy...
- Wiem, co chcesz powiedzieć. - Uśmiechnął się do niej. - Szukałem cię.
Usłyszałem, jak dzieci wołają, że wybraliście się nad jezioro, więc
postanowiłem zaczekać na twój powrót. Ale zacząłem się niecierpliwić... -
Urwał nagle. - Przez moją zawziętość i niemądrą dumę mogłaś się zabić.
- Nie, pan mnie uratował - zaprotestowała słabym głosem.
- Nie powinienem pozwolić ci odejść, nie powiedziawszy, co czuję.
Chodzi o to... - Potrząsnął głową. - Po tym, jak się zachowałem, nie byłem
pewny, czy nie poślesz mnie do wszystkich diabłów.
- Jak pan w ogóle mógł tak pomyśleć?
- Po tamtym poranku... - Zciszył głos do szeptu i pożerał ją wzrokiem. -
Po tamtym poranku zrozumiałem... niech się dzieje, co chce, ale nie pozwolę ci
odejść. Wiedziałem, że powinienem dać ci szansę spotkania kogoś innego,
74
S
R
kogoś młodszego i bez przeszłości, a jednocześnie bardzo tego nie chciałem.
Kocham cię, Connie. Kocham cię całym sercem, duszą i ciałem. Pragnę być z
tobą. Boże, tak strasznie tego pragnę. - Leżała nieruchomo, prawie nie
oddychała. W najśmielszych marzeniach nie wyobrażała sobie, że usłyszy od
niego te słowa. Były i następne: - Wiem, że miejsce i czas są nieodpowiednie...
w normalnej sytuacji ukląkłbym przed tobą z pierścionkiem w kieszeni i
poprosił o rękę, ale muszę zrobić to teraz. Kiedy dotarło do mnie, że ty...
tutaj... że mogę cię stracić... - Wzruszenie nie pozwoliło mu dokończyć.
Kilkakrotnie przełykał, żeby móc mówić dalej. - Miałem wrażenie, że po
tysiąckroć umieram.
- Och, Luke. - Po raz pierwszy wymówiła jego imię, a czułość w jej
głosie była zniewalająca.
ZamknÄ…Å‚ oczy, walczÄ…c ze Å‚zami, przycisnÄ…Å‚ jÄ… do siebie tak mocno, jakby
miał nigdy nie zwolnić uścisku. Potem odsunął ją odrobinę, spojrzał jej
głęboko w oczy i zapytał:
- Wyjdziesz za mnie? Czy zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz mojÄ…
żoną? Czy zostaniesz matką moich dzieci i będziesz się starzeć razem ze mną,
kochając mnie i pozwalając się kochać przez wszystkie dni naszego wspólnego
życia? Czy pozwolisz mi się rozpieszczać, troszczyć o siebie i wielbić, moja
najsłodsza, najdroższa miłości?
Uśmiechnęła się przez łzy.
- Tak, po tysiąckroć tak.
75
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Zapowiedzi powtarzano w parafialnym kościele przez trzy kolejne
niedziele. Ostatnia wypadła wczoraj, a teraz była Wigilia Bożego Narodzenia i
jednocześnie ślub Connie. Jednych dziwił ten pośpiech, inni przyjęli to
normalnie, podkreślając korzystne zmiany, które w tak krótkim czasie
zauważyli w zachowaniu pana Hudsona.
- Chyba dasz dziewczynie tę podwiązkę, którą zrobiłaś? - Jacob popatrzył
czule na żonę. - Była taka śliczna, kochanie.
Rose przytaknęła ruchem głowy.
- W ten sposób będzie miała coś niebieskiego; a jeśli chodzi o coś
starego, to będzie miała na sobie ślubną suknię naszej pani, a coś pożyczonego,
to będą grzebyki Hannah z masy perłowej do włosów. Idę o zakład, że już teraz
wyglÄ…da bosko.
Rzeczywiście Connie wyglądała prześlicznie. Siedziała przed długim
lustrem w sypialni matki Luke'a, a Flora poprawiała i ozdabiała zaczesane do
góry włosy siostry przed umocowaniem na nich zwiewnego welonu.
Maggie rozsiadła się w dużym fotelu i przyglądała im się z błogim
uśmiechem na ustach.
- Wyglądasz olśniewająco, dziewczyno - orzekła radośnie. -
Olśniewająco. Nie było piękniejszej panny młodej od ciebie.
- To dzięki tej sukni. - Connie odwróciła się i uśmiechnęła do kobiety,
którą już teraz uważała za swoją drugą matkę.
A ślubna suknia była istotnie wyjątkowo piękna. Maggie ofiarowała ją
Connie razem z welonem w dzień po zaręczynach.
76
S
R
Kiedy welon został przypięty, Connie wstała i przejrzała się w lustrze.
Zobaczyła w nim delikatną, eteryczną postać. Z niedowierzaniem dotknęła
swojej twarzy. Koronkowa suknia i sznur drobniutkich perełek przydały skórze
magicznego blasku.
Flora aż zaniemówiła z podziwu.
Connie też. Czy to jawa, czy sen? Czuła się dziwnie, odrobinkę zakręciło
się jej w głowie, dopiero kiedy spojrzała na zaręczynowy pierścionek z
rubinem i perłą na serdecznym palcu, upewniła się, że to wszystko dzieje się
naprawdÄ™.
- Gotowa? - zapytała Maggie, podnosząc się z fotela. - Pora jechać. Kiedy
tu wrócisz, będziesz panią Hudson.
- Gotowa - odpowiedziała Connie. Jeszcze jak, dodała w myślach.
- Przestań się kręcić i nie oglądaj się za siebie, człowieku. - Gregory,
drużba Luke'a, uśmiechnął się do przyjaciela.
Luke był zdenerwowany. Od rana spodziewał się najgorszego. Wszystko
było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
Niepomny na pouczenia Gregory'ego spojrzał znowu za siebie. Parafialny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed