[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chem i poobijany o meble Janusz poniechał wreszcie gwałtownych gestów i padł
na swoje krzesło. Barbara, usiłując zażyć czegoś w rodzaju soli trzezwiących,
trzęsącymi się rękami wylała na siebie pół butelki acetonu.
Jako pierwszy odzyskał równowagę Karolek, który zamiótł podłogę, bo śmieci
z przewróconego kosza Janusz rozkopał po całym pomieszczeniu. Prostota, a za-
razem skuteczność tego czynu ukoiły odrobinę jego uczucia.
A jednak! powiedział stanowczo, wracając na swoje miejsce. Ja się nie
poddaję. O tych artykułach spożywczych powiem wam kiedy indziej, a teraz uwa-
żam, że trzeba coś zrobić. Skoczyć do tych z typowego, niech się dowiedzą, co
robią, skoczyć do wykonawcy, pogadać z tymi od żywienia. . . No, rozumiecie!
Grunt, żeby jakoś zacząć. . .
* * *
Tydzień usilnych starań przyniósł rezultaty dość marne. Ci z typowego ostro
zaatakowani przez Janusza, zareagowali niewdzięcznie, po większej części nie
dając mu wiary. Naciśnięci mocniej, zgodzili się zadziałać, co znalazło wyraz
w jednym opóznieniu projektu, kilku ostrzegawczych uwagach, umieszczonych
na rysunkach i skierowanych do wykonawcy, potwornej kłótni, wynikłej z kontro-
wersji na tle stosunku do społeczeństwa, które, zdaniem dyskutantów, zasługiwało
na wszystko, od noszenia na rękach poczynając, a na totalnej zagładzie kończąc,
i wreszcie w ogólnym zdenerwowaniu i upadku ducha. Dwóch pracowników, nie
bacząc na potrzeby biura, zażądało urlopu, jeden przestał się Januszowi kłaniać
na ulicy, a jeden, w ramach starań o odzyskanie równowagi, spędził noc w izbie
wytrzezwień. Reszta kontynuowała pracę, nie dając się odwieść od pełnienia obo-
wiązków służbowych.
Instytut Techniki Budowlanej w osobie pracującej tam przyjaciółki Barbary
poufnie zawiadomił, że oni też o tym wszystkim wiedzą, ale nic nie mogą pora-
dzić, ponieważ zabroniono im występować oficjalnie. Kto zabronił, nie wiadomo.
Prywatnie udało im się wywrzeć wpływ na dyrektora technicznego jednego z za-
kładów produkujących wielką płytę i tenże dyrektor we własnym zakresie bada
radioaktywność dostarczanych mu surowców, co gorsze kierując do produkcji płyt
ogrodzeniowych. W chwili obecnej mógłby już swoimi płytami ogrodzić dookoła
24
całą Europę. Lada chwila ten przyjemny stan rzeczy ulegnie likwidacji, ponieważ
dyrektor techniczny wyleci z roboty za negatywny wpływ na wysokość premii.
Wśród innych nagabywanych osób zasadniczą reakcję stanowiło niedowierza-
nie, połączone z nagłą tendencją do zamiany większych mieszkań w nowych blo-
kach na mniejsze w starym budownictwie. Ponadto osobisty stosunek znajomych
i przyjaciół przeistoczył się z życzliwego w pełen rezerwy, przy czym zjawisko to
dotyczyło wszystkich bez wyjątku członków zespołu.
W czterech ścianach służbowego pokoju zagniezdziła się czarna troska. Cię-
żar jej zwiększył naczelny inżynier, przynosząc kolejną odrażającą wieść, nieco
odmiennej natury.
Jest Karol? spytał, zaglądając wczesnym rankiem do pokoju.
Jestem powiedział Karolek, odwracając się żywo.
A co. . . ?
Naczelny inżynier był tak zdenerwowany, że musiał podzielić się doznaniami
z jakimś szerszym gronem. Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Chciał po-
wiedzieć wszystko od razu, wyrzucić z siebie szalejące uczucia, na samym wstę-
pie podać sedno kwestii i wszystkie te chęci razem dały wysoce interesujący efekt.
Te anemiczne larwy rzekł stłumionym głosem. Tchórzliwe wymocz-
ki. Ameby bez charakteru. Wydrążyć parę dziur w ziemi. . . Trutnie trują. . . Trud-
ności. . .
Urwał, czując, że nie może jakoś zapanować nad treścią tego, co mówi. Na ze-
spole jego wypowiedz uczyniła wrażenie zoologiczno-przyrodniczej, przy czym
dziury w ziemi wywołały skojarzenie z dżdżownicami. Wszyscy, jak jeden mąż,
oderwali się od pracy, zwracając głowy ku niemu z nadzwyczajnym zaciekawie-
niem.
Naczelny inżynier uczynił wysiłek.
Mątwy brużdżą, a przez trutnia się wszystko rozpada powiedział roz-
paczliwie. Skunksy głupie. . .
Znów urwał, gorączkowo szukając słów, które pozwoliłyby mu wyplątać się
wreszcie z tej zoologii. Nie mógł znalezć żadnych. Bezradnie spojrzał na Karolka.
Karolek od początku rozumiał, że wszystko to razem skierowane jest do nie-
go i dotyczy kolejnej fazy pertraktacji w sprawie projektu pralni. Zastanawiał się
z szaloną intensywnością. Zanim naczelny inżynier wymyślił następne antypa-
tyczne zwierzę, Karolek odgadł.
Młode kijanki w Urzędzie Miejskim znalazły użytkownika! podsunął,
mimo woli również poddając się sile przyrody. A on się nie zgadza! Tak?
A inwestor siÄ™ boi?
Tak jest! powiedział z wielką ulgą naczelny inżynier.
Z tym, że to nie jest takie proste, a nawiasem mówiąc, stare kijanki, a nie
młode. . .
W skrócie, ropuchy?
25
Ropuchy, zgadza, się. Ile się z nimi naużerałem, tego ludzkie słowo nie wy-
powie. Czy ty sobie wyobrażasz, że te idiotki zasłaniały się tajemnicą służbową?!
Przed nami? zdumiał się Karolek.
Przed nami. Amok je opętał, czy co, jakieś zaćmienie umysłowe, tajemnica
służbowa, rozumiesz? Właściciel działki!
Z tego wynika, że właściciel nietypowy?
W pewnym stopniu, ale żeby chociaż wojsko! Skąd, komitet partii. Budy-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]