[ Pobierz całość w formacie PDF ]

miał - dodał stłumionym głosem.
••- Gdzie twój ojciec? - spytała Nan, z rozmysłem wy­
ręczając przyjaciółkę. Poprzedniego wieczora coś się sta­
ło, coś, co musiało być dla Shelly bardzo ważne, bo nie
pisnęła na ten temat nawet słowem.
-Tata poszedł na jakieś spotkanie - odparł Ben.
- Musiał być bardzo zły. Nie chciał nawet śniadania.
Pewnie tęskni za nią - dodał żałośnie. - Wspominał coś
o naszym wcześniejszym powrocie do domu.
Shelley poczuła, jak krew zastyga jej w żyłach. Aż tak
bardzo nie mógł się doczekać chwili, w której się jej po­
zbędzie? Czyżby myślał, że narobi mu kłopotów? Za­
wstydzi go wyznaniami o dozgonnej miłości? To niebyło
w jej stylu.
- Będę za tobą tęsknić, Ben - powiedziała z uśmie­
chem. - Ale życie toczy się dalej.
- Źle wyglądasz - zauważył. - Czy dobrze się czu­
jesz?
- Nic mi nie jest. Żadnego kaca więcej - obiecała.
Jednak nie czuła się dobrze. Udawała, że spędza we­
soło czas, przyłączając się do siatkówki na plaży, opalając
się i pływając. Ale nie wkładała w to serca. Nan znalazła
sobie miłego studenta z Nowego Jorku, którego spotkała
72
DLA CIEBIE, MAMO
na wyprawie żeglarskiej i Shelly żałowała, że nie ma ni­
kogo, chociażby po to, by trzymać Pete'a na dystans.
- Moglibyśmy pójść do mojego pokoju na drinka
- zaproponował - Chodź, Shelly, rozluźnij się!
Spojrzała mu prosto w oczy. Kurtuazja nie skutkowa­
ła. Może szczerość pomoże.
- Nie chcę iść tobą do łóżka.
Rzeczywiście zaczerwienił się.
- Shelly!
- Przecież o to ci chodzi - powiedziała wprost. - Ale
mnie, niestety, nie. Przyjechałam tu, żeby się dobrze ba­
wić. I jakoś mi się to udaje, mimo twojej obecności!
Wstał zakłopotany i wzruszył ramionami.
- W porządku, nie musisz od razu wpadać w złość.
Bez urazy. - Oddalił się i już wkrótce rozmawiał z inną
dziewczyną.
Dzięki Bogu, pomyślała. Jeden kłopot z głowy.
Poczuła się zmęczona i senna, i zaczęła drzemać.
Zbudził ją nagły, gwałtowny ruch.
- To głupie - stwierdził Faulkner ostrym tonem.
- Smażysz się. Nie posmarowałaś się żadnym kremem?
- Oczywiście, że się posmarowałam.
- Ale nie na plecach.
- No bo chyba tam nie sięgnę, no nie? - spytała ze
złością. Usiadła. - I nie proponuj, że to zrobisz, bo nie
chcę, żebyś mnie dotykał. Odejdź.
Wolno odnalazł jej wzrok.
- Przeprosiłem, ale nie słyszałaś, prawda?
Spuściła oczy. Nie chciała patrzeć na niego, ubranego
tylko w kąpielówki. Podniecał ją, nawet gdy był kom­
pletnie ubrany.
Troskliwa mamusia
73
- Muszę wracać do pokoju - powiedziała sztywno.
- Nan i ja idziemy na zakupy z... Faulkner!
Trzymał ją w swych potężnych ramionach i powoli
niósł do wody.
- Posłuchaj, ty...!
Miękko położył wargi na jej ustach, ucinając roz­
mowę, a jednocześnie wchodził coraz głębiej w ocean,
aż do miejsca, gdzie woda sięgała im do ramion. Dopie­
ro wtedy postawił ją na nogi, ale tylko po to, by przy­
ciągnąć jej ciało bliżej swojego i pogłębić długi, nie­
spieszny pocałunek, zamykający ich w kręgu wzajemnej
bliskości.
- Och, nie -jęknęła, ale jej ramiona już go trzymały,
a usta szukały jego warg.
Położył dłonie na jej biodrach i przycisnął do swego
podnieconego ciała, poruszając nią rytmicznie, a jego
palce wśliznęły się pod jej bikini. Ustawiając ją w pozycji
tak intymnej, że zaczęła drżeć i z trudem łapała oddech,
drażnił jej dolną wargę.
- Nie mogę przestać o tobie myśleć - wyszeptał.
- Maltretujesz mnie - jęknął.
- Faulkner!
- Tak bardzo cię pragnę, Shelly! - Pocałował ją ła­
pczywie. Zdjął ręce z jej bioder i przesunął je wyżej, by
odwiązać kostium. Stanik opadł na talię, a jego ręce pie­
ściły teraz całe ciało dziewczyny. Nie przestawał jej ca­
łować. Czuła, jak pod wpływem jego dotyku jeszcze bar­
dziej twardnieją jej brodawki i jęknęła urywanie:
- Chodź tu.
Przyciągnął ją do siebie, ocierając się o jej piersi tak
miękko i czule, że krzyknęła. Otoczył ją ramionami i po-
74
DLA CIEBIE, MAMO
łożył twarz na mokrej szyi, ściskając ją i lekko kołysząc.
Z nikim jeszcze nie przeżyła tak intymnej chwili.
- Jesteś jak jedwab, każde dotknięcie twojej skóry
i ten słodki jęk, który wydobywasz gdzieś z głębi, pod­
niecają mnie. Shelly, prawda, że chcesz, żebym całował
twoje piersi? - szepnął, wędrując wargami po jej poli­
czku, aż dotarł do ust.
Na myśl o tym poczuła bolesny przypływ pożądania.
- Tak - jęknęła. - Ale nie możemy!
- Wiem. Musiałbym unieść cię do góry, a wtedy zo­
baczyliby nas. Shelly...
-
Nie odrywając od niej ust, zsunął rękę, aż znalazła
się pod bikini. Dotykał jej powoli i z doświadczoną zrę­
cznością. Nie przerywał, widząc, jak cała drży, a z jej
ust wydobywa się jęk. Intymność pozbawiła dziewczynę
wszelkich zahamowań.
Jednak za bardzo jej pragnął. Musiał się cofnąć, póki
jeszcze mógł. Niepożądana ciąża byłaby straszną ceną
za parę minut przyjemności.
Doprowadzając do porządku jej strój pomyślał, że dla
niej nie byłoby to zresztą wcale przyjemne. Przecież była
dziewicą. Dziewicą. Na samą myśl, że miałby wprowa­
dzić ją w seks, nauczyć otrzymywania i dawania rozko­
szy, zakręciło mu się w głowie. Ale była taka młoda!
Zbyt młoda i zbyt oddalona od niego pod względem spo­
łecznym i ekonomicznym.
- Czemu to zrobiłeś? - spytała, kiedy trzymając ją [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed