[ Pobierz całość w formacie PDF ]
binecie. Nie powinnaś się wstydzić, że chcesz przeżyć do
końca te cudowne chwile.
Barrie nie wiedziała, co myśleć o nagłej zmianie poglą
dów pana i władcy jej serca. Spojrzała w jasnozielone
oczy. Wyczytała z nich, że nadszedł kres wszelkiego uda
wania i tajemnych sekretów. Dawson niczego już przed
nią nie ukrywał.
- Nie potrafisz mi zaufać, prawda? Z czasem oboje się
tego nauczymy.
- JesteÅ› pewny?
Nim zdążył odpowiedzieć, rozległo się pukanie do
drzwi. Barrie pospiesznie włożyła koszulę. Dawson otwo
rzył kelnerowi, podpisał rachunek i dał hojny napiwek.
SERCE Z LODU
142
- Zdejmij to paskudztwo - mruknął na Widok zapiętej
pod szyjÄ™ koszuli.
- Wykluczone - odparła.
- Zdejmuj natychmiast. Chwileczkę, najpierw małe
śniadanko. - Nabrał łyżeczką trochę lodów truskawko
wych, świeżo przygotowanych przez hotelowego kucha
rza, usiadł na posłaniu i podał je żonie.
Popatrzyła na niego ze zdumieniem.
- Karmiłaś mnie, gdy byłem ranny - przypomniał. -
Teraz odwrócimy role.
- Nie jestem ranna - stwierdziła rezolutnie.
- Byłaś. To ja cię zraniłem. Prosto w serce - oznajmił
krótko. Umieścił łyżeczkę w kryształowym pucharku
i przez koszulę objął kształtną pierś. Po chwili cofnął dłoń,
choć Barrie westchnęła rozkosznie. Znów przysunął łyże
czkÄ™ do jej ust.
- Bądz grzeczna i otwórz buzię - zachęcił. - Musisz
być silna i zdrowa.
Przyszło jej do głowy, że Dawson będzie się tak samo
uśmiechał, gdy przyjdzie mu karmić ich dziecko, a uste
czka małego uparciucha zacisną się na dobre. Popatrzyła
czule na męża i zjadła lody.
- O czym myślisz? - zapytał.
- Chciałabym wiedzieć, jak sobie poradzisz, gdy nasz
maluch zacisnie usta i odmówi zjedzenia szpinaku albo
połknięcia lekarstwa - odparła cicho.
Zrozumieli się w pół słowa. Oczy mu pociemniały -
nie ze złości, lecz z przejęcia.
- Chyba nauczę się zmieniać pieluchy i karmić butelką
- stwierdził półgłosem. -
SERCE Z LODU
143
- %7ładnych butelek - wtrąciła stanowczo. - Sama będę
karmiła nasze maleństwo.
Ręka, w której Dawson trzymał łyżeczkę, zawisła nie
ruchomo w powietrzu. Spojrzał ukochanej głąboko
w oczy. Wyobraził ją sobie z dzieckiem przy piersi.
- Cała drżysz - szepnął łamiącym się głosem.
- Wyobraziłam sobie, że na mnie patrzysz, gdy karmię
nasze maleństwo. -Poruszyła się niespokojnie pod kołdrą.
Dawson usłyszał jej radosny śmiech.
Spojrzała na jego usta i poczuła, że ogarnia ją pożą
danie.
- Barrie... - szepnął z czułością i zachwytem. Powoli
odłożył łyżeczką. Ręce mu drżały. Bał się, że ją upuści.
Odwrócił się ponownie do żony, która właśnie rozpinała
koszulę. Zsunął tkaninę z jej ramion. Twarz miała poważ
ną i zarumienioną, gdy patrzyła, jak ukochany obserwuje
jej nabrzmiewające piersi. Spragniona pieszczoty, drżący
mi rękoma objęła jego głowę i przyciągnęła do siebie.
Zcisnął wargami twarde sutki i pieścił je śmiało, zachłan
nie. Barrie poczuła ciężar muskularnego ciała. Zdawała
sobie sprawę, że mąż z trudem panuje nad żądzą.
- Jestem bardzo podniecony. Obawiam się, że tym ra
zem mogę sprawić ci ból - uprzedził, nim w nią wszedł.
- Nie, kochany - odparła. Objęła go mocniej. Wygięła
się w łuk, oszołomiona pieszczotą natarczywych ust. -
Och, Dawson, jest cudownie!
- Pachniesz różami - szepnął. - Wybacz, tym razem
nie mogę czekać.
- Dobrze - westchnęła. Rozebrali się szybko, pomaga
jąc sobie nawzajem. Wsunęła się pod niego tak, by łatwiej
144 SERCE Z LODU
mógł w nią wejść. Poruszała się razem z nim, by szybciej
osiągnęli spełnienie. Czuła się wspaniale, choć mogło być
inaczej.
Dawson był już w niej. Podniósł głowę i spojrzał uko
chanej prosto w oczy. Jeszcze był w stanie panować' nad
pożądaniem
- Chcę, żebyś... patrzyła - szepnął, drżąc pod wpły
wem namiętności. - Już mi to nie przeszkadza. Kocham
ciÄ™, Banie. Kocham ciÄ™, kocham ciÄ™, kocham ciÄ™...
Widziała nad sobą jego twarz o wyostrzonych rysach
i zarumienionych policzkach. Patrzyła w lśniace oczy.
Czuła, jak porusza się w niej coraz szybciej i gwałtowniej,
ogarnięty gwałtowną żądzą. Uniósł się na łokciach, odchy
lił do tyłu, zacisnął zęby.
- Patrz... - wyjąkał z trudem, nim zatracił się w roz
koszy.
Barrie krzyknęła, czując, że i dla niej nadchodzi ten
moment.
Sporo czasu minęło, nim ochłonęli i mogli się odezwać.
- Jak się czujesz? - Barrie słyszała zatroskany głos
męża jakby przez mgłę.
- Dobrze - odparła natychmiast. Zielone oczy przesła
niała jeszcze mgiełka namiętności. - Wygadywałam ja
kieś głupstwa, kiedy się kochaliśmy - dodała, nieco za
kłopotana.
- Okropnie świntuszyłaś - poinformował ją z uśmie
chem. - To było cudowne.
- Czyżby?
Dawson musnÄ…Å‚ wargami jej usta.
- Nie ma takich rzeczy, których nie moglibys'my sobie
SERCE Z LODU
145
powiedzieć - zapewnił ją z naciskiem. - Przysięgam, że
nie będę ci z tego powodu dokuczał.
- Odpłacę ci tym samym - przyrzekła cicho, spoglą
dając na niego czule. - Patrzyłam na ciebie, ale to, co
widziałam, jest naszą tajemnicą.
- Wiem. Sam cię o to prosiłem.
- Niewiele widziałam - wyznała z żalem. - Wielka
światłość zaćmiła mi wzrok.
- Mnie również. W jednej chwili zapomniałem o ca
łym świecie. - Zachichotał. - Pozbywam się z wolna mo
ich uprzedzeń i lęków.
- Ja również. - Czułym gestem odgarnęła mu z czoła
wilgotny kosmyk włosów. - Dobrze mi z tobą. Lubię, gdy
jesteśmy tak blisko siebie.
Westchnął, objął ją mocniej i położył się na plecach.
- Nie znałem dotąd takiej bliskości - wyznał szczerze.
- Oszust! - Uderzyła piąstkami w jego tors. - Cieka
we, gdzie się nauczyłeś tych wszystkich erotycznych sztu
czek, dzięki którym mącisz mi w głowie przez cały ranek.
Nie! - Położyła dłoń na jego wargach. - Nic nie mów. Nie
chcę wiedzieć.
Uniósł ją lekko i popatrzył w zielone oczy; które ciska
ły błyskawice.
- Mniejsza z tym. I tak ci powiem. Zawsze szukałem
atrakcyjnych kochanek na jednÄ… noc. Starannie je dobie
rałem. Nic do nich nie czułem. Poznawałem sztuką uwo
dzenia, nic w zamian nie dajÄ…c. Nie odwracaj wzroku.
Chcę, żebyś wysłuchała mnie uważnie. Z tamtymi kobie
tami sypiałem albo chodziłem do łóżka. Nazwij to, jak
chcesz. Z tobą się kochałem. Tamtego dnia, gdy wziąłem
146 SERCE Z LODU
cię na podłodze w moim gabinecie, po raz pierwszy cał
kowicie i świadomie oddałem się ukochanej kobiecie.
- Nie czułeś się z tego powodu uszczęśliwiony. - Bar-
rie spłonęła rumieńcem niczym pensjonarka.
- Było mi jak w niebie - odparł cicho. - Nie chciałem
tylko, żebyś o tym wiedziała. Trudno było zaufać ci cał
kowicie i bez reszty. - Wreszcie odzyskał spokój. Zielone
oczy pojaśniały. - Proszę, nie miej o to do mnie pretensji.
Dobrze, że spłodziliśmy wówczas nasze maleństwo. Szko
da, że nie potrafiłem sprawić, by tamto wspomnienie było
piękniejsze dla ciebie... dla nas obojga.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]