[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oparła się o drzwi i położyła dłoń na klamce. Przez
chwilę stała cicho, ale nie usłyszała żadne-
155
go dzwięku. Brak odgłosów nic nie oznaczał. Gerry
mógł leżeć w łóżku, spać. Pomyślała, żeby zapukać
albo zadzwonić, ale zamiast tego nacisnęła klamkę i
drzwi otworzyły się do wewnątrz, skrzypiąc głośno.
Po omacku szukała kontaktu, a gdy go znalazła
oświetliła żółtym światłem nieuporządkowany pokój.
Było dla niej oczywiste, że Gerry'ego nie było w
domu. W pokoju panował nieład;
resztki jedzenia walały się na stole, a kupione
paszteciki i chipsy, których nikt nie tknął, już dawno
wystygły. Niedaleko stołu leżało przewrócone
krzesło. Wiedziała, że nie ma go też w sypialni, ale
zajrzała tam. Aóżko wyglądało dokładnie tak samo
jak wtedy, gdy stąd wychodziła. Na powrót poczuła
się winna, gdy ujrzała wilgotną plamę na zmiętym
prześcieradle. Spojrzała na pootwierane szuflady,
widziała części garderoby, które walały się
porozrzucane na podłodze. Nie trzeba było być
detektywem, aby domyślić się, że Gerry opuścił
mieszkanie w piekielnym pośpiechu. Tak jak inni
uciekł, gdy kraby nadeszły. Ona również powinna
wynieść się stąd do diabła, ale nie miała już na to
siły. Nie chciała nigdzie iść, nie martwiła się o to, czy
będzie żyła, czy zginie. Poddała się.
Dygotała cała i spazmatycznie szlochała po szoku,
który dopiero teraz mijał. Nogi odmówiły
posłuszeństwa, więc padła na łóżko jak podcięty
156
kwiat, próbując odsunąć się od mokrej plamy, aby
nie myśleć o tym, co zdarzyło się wcześniej.
Wszystko, co nastąpiło po tym, było gorsze od
krabów, gdyż straciła teraz resztki szacunku do
siebie, które do tej pory jeszcze się w niej tliły.
Ulotniły się jak mieszkańcy tej części miasta. I
znowu pojawił się Gordon. Nie męcz mnie Gor-
donie, proszÄ™! Trzymaj siÄ™ z daleka, bo nie wiesz,
jaka jestem naprawdę. Oszukiwałam cię, tak jak i
wielu mężczyzn w przeszłości. Jestem niczyja. Jestem
brudnÄ…, pospolitÄ… dziwkÄ…. ZmiejÄ…c siÄ™ histerycznie
ułożyła się na mokrej plamie i rozłożyła bezwstydnie
nogi. "Jestem niczyja i gwiżdżę na to. Chodzcie,
chłopaki. Leżę tutaj i czekam na was!"
Ale nikt się nie pojawił. Budynek wibrował od
eksplozji, a ciągły ogień ciężkiej artylerii zagłuszał
okrzyki tłumu. A jednak słyszała dzwięk, który
brzmiał jak odgłosy ciągłego ognia z karabinów
maszynowych: klikety - klik - klik - klikety - klik.
W końcu wyczerpana zapadła w tak głęboki sen, że
nic nie docierało do jej świadomości.
Irey Wali wiedziała, że daremnie przekonuje
Gordona, aby nie opuszczał kempingu. Co mogła,
zrobiła rano i teraz na pewno nie zmieni już
postanowienia. Zagotowała wodę i zaparzyła kawę w
157
dwóch kubkach, nieświadomie próbując zatrzymać
go jak najdłużej. Potrzebowała go bardzo.
"Kraby praktycznie zniszczyły Barmouth" -
usłyszała w odbiorniku tranzystorowym, który
dostał na urodziny Rodney.
- To znaczy, że będą szukały nowego celu -
powiedział Gordon.
- SkÄ…d wiesz?
- Cóż, nie wróciły na wyspę. Moim zdaniem uderzą
teraz na dolne wybrzeże i prawdopodobnie pojawią
się w Południowej Walii.
- Chciałabym w to uwierzyć - Irey przyłapała się na
tym, że nasłuchuje, czy Rodney i Louise już śpią. Po
odejściu Gordona prawdopodobnie otworzy drzwi
ich sypialni i spędzi pół nocy na czuwaniu. Po
ostatnich wydarzeniach z pewnością będą im się śnić
koszmarne stwory, a wszystko to może spowodować
niepowetowane szkody w ich psychice.
- Przypuszczam, że jutro o tej porze będzie już po
wszystkim - Gordon Smallwood spojrzał na zegarek
- za dziesięć minut będę musiał wyjść. Drogi w tym
rejonie zostaną otwarte i każdy będzie mógł jechać
do domu.
- Może Keith Baxter żyje - powiedziała to, bo jej
sumienie trapiły wciąż zdarzenia z ostatniego piątku.
Teraz wydawało się jej, że wszystko zdarzyło się
przed wiekami, ale poczucie winy nie
158
minęło. - Może chciał po prostu zniknąć i pragnął,
aby ludzie myśleli, że się utopił - dodała.
- To możliwe - uśmiechnął się do niej - ale i tak nigdy
nie dowiemy się, jak było naprawdę. Może lepiej
przyjąć, że doskonale wszystko przygotował,
świetnie zaplanował szczegóły. Potrzebował też
kogoś, kto wiedziałby, że zniknął, więc zabrał cię ze
sobÄ….
- Tak - powiedziała bez przekonania. Ujrzała znów
silne, nagie ciało Baxtera. Jeżeli zamierzał zniknąć,
to mógł chociaż przespać się z nią przedtem. %7ładen
mężczyzna nie opuszcza kobiety w ten sposób. -
Wiesz Gordon, gdyby nie dzieci, wyszłabym z tobą
dziÅ› wieczorem.
- Po szłaby ś? - spojrzał na nią zastanawiając się, czy
się nie zarumień!. A jeśli nawet, to i tak nie miało to
żadnego znaczenia.
- Byłabym twoim cieniem i nic by mnie nie
powstrzymało - powiedziała i jej twarz zarumieniła
się. - Mój mąż prawdopodobnie nawet nie
przypuszcza, że ten kemping jest oblężony. On
wędkuje i o niczym innym nie myśli. Gdyby nie
dzieci, nie wróciłabym do domu. Prze... przepraszam
- zająknęła się i odwróciła wzrok. - Ja... nie
powinnam tak mówić, gdy ty nieomal odchodzisz od
zmysłów ze strachu o swoją dziewczynę.
- W porządku - pociągnął ostatni łyk kawy i odstawił
kubek. Wstał. - Kto wie, co przyniesie nam
przyszłość. A ja nawet nie wiem, czy
159
Jean naprawdę coś do mnie czuje. To może być po
prostu wakacyjny romans, który skończy się wraz z
nadejściem jesieni. Twoje małżeństwo rozpada się,
dlatego pakujesz siÄ™ w takÄ… sytuacjÄ™.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy. Każde z nich
chciało tyle powiedzieć, a czas uciekał.
- Być może nie wrócę na kemping - powiedział
Gordon. - Myślę zresztą, że i tak zostanę zwolniony.
Manning nakazał, by znów odbyło się
przedstawienie, ale jak, do diabła, możesz stać na
scenie i opowiadać głupie dowcipy, których i tak nikt
nie chce słuchać? Poprzedniego wieczoru miało to
jeszcze sens, ludzie na chwilÄ™ zapomnieli o krabach.
Ale dziś wszystko zmieniło się zupełnie. Panika
szerzy siÄ™ teraz jak zaraza i nie czas na rozrywki.
- Może już cię nie zobaczę - jej głos zadrżał. -
Słuchaj, coś ci powiem... - odwróciła się, znalazła
kawałek papieru i kredkę, którą Rodney i Louise
zostawili na telewizorze. Potem trzęsącą się ręką
pisała przez kilka sekund ledwo czytelne gryzmoły. -
Wez, to mój adres.
Złożył skrupulatnie kartkę i schował ją do kieszeni
dżinsów.
- Dzięki. Może cię odnajdę.
A potem odszedł, zamykając za sobą drzwi,
prowadzące na galerię. Nie mógł tego stanu
przerwać, bo nie miał silnej woli. Nagły
niewytłumaczalny niepokój sprawił, że nieomal
zrezygnował
160
z wcześniejszych planów. Już szedł w stronę teatru i
wtedy pomyślał, że tam nie znajdzie odpowiedzi, a
[ Pobierz całość w formacie PDF ]