[ Pobierz całość w formacie PDF ]

i bezużyteczne, jak chyba każde elektroniczne cacko, kiedy tylko znajdę się obok niego.
Zaskakujące, jak długo to tutaj się trzymało, zanim przestało działać. Nawet gdyby nie
przestało, łatwo mógłbym rzucić czar, żeby je unieszkodliwić.
Nadal trzymałem Monikę za przegub, jednak napięcie kierujące jej ręką całkowicie
zanikło. Wpatrywała się w moją twarz oczami rozszerzonymi szokiem wywołanym
spotkaniem naszych spojrzeń. Zaczęła drżeć i wypuściła bezużyteczny paralizator
z bezwładnych palców. Stuknął o podłogę. Odsunąłem się od niej, a ona wciąż się we mnie
wpatrywała.
Również drżałem. Spojrzenie w głąb duszy nigdy nie jest czymś przyjemnym ani
łatwym. Boże, czasami nienawidzę tego, że muszę z tym żyć. Wcale nie chciałem wiedzieć,
że była w dzieciństwie wykorzystywana seksualnie. %7łe wyszła za mąż za człowieka, który
zafundował jej to samo. %7łe jedyną nadzieję czy radość w życiu dawało jej dwoje dzieci. Nie
miałem czasu, by zgłębić wszystkie jej motywy, zrozumieć logikę, którą się kierowała. Nadal
nie wiedziałem, dlaczego wciągnęła mnie w całą tę sprawę, ale wiedziałem jedno, że
postąpiła tak z miłości do dzieci.
To było właściwie wszystko, czego potrzebowałem. To i jeszcze jedno skojarzenie,
dręczące podobieństwo do pewnej osoby, które w niej dostrzegłem przy pierwszym
spotkaniu. Reszta sama układała się w całość.
Monice Sells zajęło chwilę, by przyjść do siebie. Zrobiła to zdumiewająco szybko,
jakby była kobietą przyzwyczajoną nakładać maskę zaraz potem, jak ktoś brutalnie z niej ją
zerwie.
- Ja... Proszę wybaczyć, panie Dresden.
Uniosła brodę i popatrzyła na mnie z wyrazem kruchej, zranionej dumy.
- Po co pan tu przyszedł?
- Z paru powodów - odpowiedziałem, schylając się po swój kij i różdżkę. - Chcę
odzyskać garść swoich włosów. Chcę wiedzieć, dlaczego przyszła pani do mnie w czwartek,
dlaczego wciągnęła mnie pani w całe to zamieszanie. I chcę wiedzieć, kto zabił Tommy ego
Tomma i Jennifer Stanton. I LindÄ™ Randall.
Oczy Moniki stały się jeszcze bardziej chmurne, a twarz znów zbladła.
- Linda nie żyje?
- To się stało tej nocy - powiedziałem. - I ktoś chce się pozbyć mnie w ten sam sposób
przy pierwszej nadarzajÄ…cej siÄ™ okazji.
Na zewnątrz, gdzieś w oddali rozległ się grzmot. Powoli nadciągała kolejna burza.
Gdy dojdzie do miasta, będę martwy. Po prostu.
Kiedy znów spojrzałem na Monikę, z jej twarzy dało się wyczytać wszystko -
wiedziała o burzy równie dobrze jak ja. Wiedziała o tym i w jej oczach widać było smutek,
znużenie i bezsilność.
- Musi pan iść, panie Dresden - odezwała się. - Nie może pan tu być, kiedy... Musi
pan odejść, zanim będzie za pózno.
Podszedłem do niej.
- Jesteś moją jedyną szansą Moniko. Już raz cię prosiłem, żebyś mi zaufała. Musisz to
zrobić znowu. Musisz uwierzyć, że nie przyszedłem tu po to, by zrobić krzywdę tobie czy
twoim...
Za plecami Moniki otworzyły się drzwi na korytarz. Zajrzała dziewczynka
o nieproporcjonalnej budowie charakterystycznej dla wieku dojrzewania i włosach złotych,
jak u matki.
- Mamo? - odezwała się niepewnym głosem. - Mamo, nic ci nie jest? Chcesz, żebym
wezwała policję?
Chłopiec, o jakieś dwa lata młodszy od siostry, również wetknął głowę do pokoju.
W rękach trzymał zniszczoną piłkę do koszykówki, obracając ją nerwowo. Spojrzałem na
Monikę. Miała zamknięte oczy. Po policzkach spływały łzy. Chwilę trwało, nim zaczerpnęła
tchu i nie odwracając się, przemówiła do dziewczynki czystym, spokojnym głosem:
- Nic się nie stało. Jenny, Billy, wracajcie do siebie i zamknijcie drzwi na klucz.
Bardzo proszÄ™.
- Ale mamo... - zaczął chłopiec.
- Już - ucięła Monika. Tym razem w jej głosie brzmiało napięcie.
Jenny położyła dłoń na ramieniu brata.
- Chodz, Billy.
Patrzyła na mnie przez mgnienie oka. Jej oczy były zbyt stare, zbyt mądre jak na
dziecko w tym wieku.
- Chodz - powtórzyła.
Zniknęli w swoim pokoju, zamykając za sobą drzwi na klucz. Monika poczekała, aż
odejdą i całkiem się rozpłakała.
- Proszę. Proszę, panie Dresden. Musi pan iść. Jeśli będzie pan tutaj, kiedy zacznie się
burza, jeśli on wie...
Ukryła twarz w dłoniach, wydając cichy, chrapliwy odgłos. Podszedłem bliżej.
Musiała pomóc. Bez względu na to, ile miała w sobie bólu, bez względu na to, przez jakie
piekło przechodziła, musiałem uzyskać jej pomoc. I wydawało mi się, że wiem, jakimi
imionami się posłużyć, żeby ją uzyskać.
Czasem potrafię być sukinsynem.
- Moniko, proszę. Jestem przyparty do muru. Nie mam innego wyjścia. Wszystko, co
wiem, prowadzi tu, do ciebie. Nie mogę już czekać. Potrzebuję twojej pomocy, zanim
skończę jak Jennifer, Tommy i Linda.
Poszukałem jej oczu, a ona patrzyła na mnie, nie odwracając wzroku.
- Proszę, pomóż mi.
Patrząc jej w oczy, widziałem strach, żałobę i znużenie. Widziałem, jak spogląda na
mnie, kiedy się nad nią pochylam i żądam od niej więcej, niż może mi dać.
- Dobrze - wyszeptała. Odwróciła się i przeszła do kuchni. - Dobrze. Powiem ci, co
wiem, magu. Ale nie mogę zrobić nic, żeby ci pomóc.
Zatrzymała się w drzwiach i obejrzała się na mnie. Słowa, które teraz padły, miały
ciężar wyroku, ale były czystą prawdą:
- Teraz już nikt nic nie może zrobić.
ROZDZIAA 21
Kuchnia była pogodna, w jasnych kolorach. Monika zbierała malowane tekturowe
krowy, które ciągnęły się rzędem przez ściany i drzwiczki szafek z radosną, krowią
obojętnością. Lodówka pokryta była dziecięcymi rysunkami i karteczkami z wiadomościami.
Na parapecie okiennym stał szereg butelek z kolorowego szkła. Z zewnątrz dochodziło
podzwanianie dzwonków wietrznych poruszanych nieustannie zimnym, wzmagającym się
wiatrem. Przyjazna krowa na tarczy dużego ściennego zegara machała ogonem: tik - tak, tik -
tak.
Monika usiadła na kuchennym stole, podciągając kolana pod brodę. Wyglądało na to,
że się trochę rozluzniła. Wyczułem, że kuchnia jest jej schronieniem, miejscem, do którego
wycofuje siÄ™ w trudnych chwilach.
Kuchnia była doskonale utrzymana i lśniła czystością.
Pozwoliłem Monice odetchnąć tak długo, jak mogłem, czyli niezbyt długo. Niemal
fizycznie czułem, jak rośnie napór powietrza, jak w oddali narasta burza. Nie miałem czasu na
cackanie się. Już miałem otworzyć usta, żeby ją popędzić, kiedy powiedziała:
- Zadawaj pytania, magu. Odpowiem na nie. Sama nie wiedziałabym nawet, od czego
zacząć.
Nie patrzyła na mnie. Nie patrzyła na nic.
- Dobrze - zgodziłem się, opierając się na kuchennym blacie. - Znałaś Jennifer
Stanton, prawda? JesteÅ› z niÄ… spokrewniona.
Wyraz jej twarzy nie uległ zmianie.
- Mamy oczy naszej matki - potwierdziła. - Moja młodsza siostra zawsze była
buntowniczką. Uciekła, żeby zostać aktorką, ale zamiast tego została prostytutką. To jej
w pewnym sensie odpowiadało. Zawsze chciałam, żeby przestała, jednak nie sądzę, żeby ona
sama tego chciała. Nie jestem pewna, czy wiedziała jak.
- Czy policja już się z tobą skontaktowała w sprawie jej śmierci?
- Nie. Zadzwonili do rodziców w St. Louis. Jeszcze się nie zorientowali, że mieszkam
w Chicago. Na pewno ktoś to wkrótce zauważy.
Zmarszczyłem brwi.
- Dlaczego nie poszłaś do nich? Dlaczego przyszłaś do mnie?
Podniosła na mnie wzrok.
- Policja nic tu nie pomoże, panie Dresden. Myśli pan, że by mi uwierzyli? Wzięliby
mnie za wariatkę, gdybym przyszła do nich, bredząc o magicznych zaklęciach i rytuałach - [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed