[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mówiła po sztokholmsku.
V
75
Wstał. Niech to szlag, co robić? - pomyślał. - Tego nie planowałem".
- Powiedziałam, że w czwartek. A dziś jest środa.
Speszony usiłował zrozumieć, o co jej chodzi. Czyżby
miał przyjść jutro?
Nagle roześmiała się. Joel gapił się na jej czerwone usta i białe zęby.
- Czego tak się boisz? I gdzie masz ten swój świąteczny katalog?
Czasem, zwłaszcza w trudnych sytuacjach, Joel potrafił myśleć szybko.
Zadziwiał sam siebie. Teraz zrozumiał, że wzięła go za kogoś innego. Za
kogoś, kto miał przyjść jutro, by pokazać jej katalog ze świąteczną ofertą
książek i czasopism.
- Musiałem pomylić dzień - powiedział.
- To gdzie masz ten katalog?
- Na dole.
Znów zapędził się w kozi róg. A jeśli poprosi, by go przyniósł? Co wtedy?
- Ehnstróm nie powiedział ci, jak się nazywam?
- Powiedział, ale zapomniałem - wymamrotał.
Popatrzyła na niego, marszcząc czoło.
- Ehnstróm mówił, że Allan ma szesnaście lat. A ty nie możesz mieć
więcej niż czternaście.
- To mój brat - powiedział Joel.
- Twój brat?
- Tak. Zachorował.
- A ty jak masz na imiÄ™?
- Joel.
- I przyszedłeś za niego? Chociaż nie w ten dzień co trzeba?
- Allan miał gorączkę i majaczył. Mówił o środzie, nie o czwartku.
- Bardzo jest chory?
- Skręcił kolano.
- Można od tego dostać gorączki?
- Tu, w Norrlandii, tak bywa.
Pokręciła głową.
- Przyjdz jutro rano. Dzisiaj nie mam czasu.
- Dobrze - powiedział. - Przyjdę jutro rano.
Zamknęła drzwi i już jej nie było. Joel zauważył, że
się spocił. Zawiązał sznurowadło. Właśnie miał zejść po schodach, gdy z
mieszkania dobiegły go dzwięki muzyki. Nasłuchiwał, cofnąwszy się do
drzwi.
Nie było żadnych wątpliwości. To Elvis Presley.
Heartbreak Hotel.
Joel zszedł na dół. Właściwie to chciał wrócić, zadzwonić do drzwi i
dotknąć jej, gdy otworzy. Na samą myśl o tym przebiegły go dreszcze.
Gdy znalazł się na ulicy, popatrzył jeszcze w stronę jej okna. Ale nie
wyglądała za nim.
Ruszył prosto do domu. Heartbreak Hotel będzie pierwszą piosenką, którą
zacznie ćwiczyć, jak tylko pan Kringstróm nauczy go grać na gitarze.
Gdy tak wracał w podskokach do domu, wszystko w nim aż śpiewało.
W pewnych szczęśliwych chwilach czuł, jakby zamieniał się w piłkę. A
ona pewnie chodzi teraz po mieszkaniu w przezroczystych szatach i słucha
Elvisa.
Było tak dobrze, że niemal wydawało się, iż to nieprawda.
Samuel poszedł do Sary. Też dobrze. Joel będzie miał teraz spokój.
Rozebrał się i z gniewem rzucił butami o ścianę - to kara za to, że są za
małe - po czym zanurzył się w fotelu Samuela i włączył radio. Włożył do
ust jego fajkę i zaczął ssać. Tabaka pachnie tak przyjemnie. Lecz gdy
kiedyś zapalił fajkę i wciągnął dym, zrobiło mu się niedobrze. Wiele razy
kupował na wagę tabakę marki John Silver i próbował palić na serio. Ale
nie smakowała mu. Zastanawiał się, co jest z nim nie tak. Dlaczego nie
radzi sobie z paleniem równie dobrze jak na przykład Otto? To będzie jego
postanowienie w przyszłym roku. Nauczyć się porządnie palić.
Ssał fajkę. Radio grało muzykę klasyczną, Ludwiga van Beethovena. Ale
Joel w głowie słyszał Heartbreak Hotel. Heartbreak Hotel Elvisa van
Presleya.
Herbaciany Hotel Joela van Gustafssona.
I rozmyślał. Pan Ehnstróm ustalił, że ktoś przyjdzie do niej w czwartek,
żeby sprzedać coś z oferty świątecznej. Jakiś chłopak. Lecz niestety nie
Joel. W każdym razie chłopak miał od teraz na imię Allan i był jego
starszym bratem. Joel nie wiedział, ile dzieciaków chodzi po miasteczku z
katalogami świątecznymi, próbując coś sprzedać. Pewnie co najmniej
dwadzieścioro. Większość to jego rówieśnicy. On sam też kiedyś tak
dorabiał. Ale w tym roku zapomniał zgłosić w księgarni, że chce się tym
zająć. Teraz trzeba jakoś pożyczyć katalogi od chłopaka, który miał do niej
iść. Kimkolwiek on jest.
Następnego wieczoru znów będzie tam czekał. Musi mieć dobre
wytłumaczenie. Musi też opróżnić blasza-
ne pudełko, w którym trzyma oszczędności. Jeśli jeszcze coś w nim
zostało.
Odłożył fajkę i poszedł do swojego pokoju. Pudełko dostał od Samuela,
kiedy był jeszcze bardzo mały. Kiedyś znajdowały się w nim cygara. Po
tylu latach Joel wciąż uważał, że zachowało oryginalny zapach. Teraz
trzymał je pod łóżkiem. Składał tam swoje własne pieniądze, jeśli jakieś
miał. Ale to rzadko się zdarzało. W pudełku przechowywał również kilka
pięknych znaczków z obcych krajów, które Samuel odwiedził podczas
swoich podróży. Wyciągnął je teraz i otworzył. Tak jak myślał. Nie było w
nim już prawie nic. Trzy korony. Nie miał pewności, czy tyle wystarczy,
by móc pożyczyć katalog i pójść z nim do nowej ekspedientki pana
Ehnstróma. To kłopot. Po chwili jednak oświeciło go, że przecież zrzeknie
się także zarobku, byle tylko tamten chłopak zgodził się na zamianę. Po
prostu zaofiaruje się, że wykona robotę za darmo.
Schował pudełko z powrotem pod łóżko. Teraz miał pewność, że
rozwiązał problem.
Podszedł do okna.
W ciemnościach trudno zobaczyć, czy niebo jest zachmurzone, czy
pogodne. Wrócił do kuchni i spojrzał na termometr za szybą. Jeden stopień
powyżej zera. Ani za ciepło, ani za zimno.
Dziś w nocy zacznie się hartować.
Ten, kto idzie z katalogiem do kobiety w przezroczystych szatach, nie
może być byle kim.
Samuel śpi poza domem, więc się nie zorientuje. Jeśli budzik zadzwoni
odpowiednio wcześnie, Joel zdąży wstawić łóżko z powrotem do
drewutni, zanim on wróci.
79
Wciąż jeszcze się nie zdecydował, czy powinien porozmawiać z
Samuelem o swoim hartowaniu. Istniało ryzyko, że on nie zrozumie i
zabroni mu spać na podwórku. Choć krzepa była przecież ważna dla
Samuela. Często opowiadał o tym, jaką w młodości miał siłę.
0 poznanych ludziach - że wytrzymali to czy tamto. A może Joel zdoła
go namówić, by sam też od czasu do czasu spał na dworze? I w ten sposób
zaradziliby jego zgarbionym plecom?
Usiadł na krześle Samuela. Z radia znowu dobiegały słowa któregoś z tych
odwiecznych mówców. Joel starał się wsłuchać, o czym właściwie ów
chropowaty głos mówi. Chodziło o krowy. Krowy i dojarki. Zaczął kręcić
gałką. Między obcymi stacjami rozlegały się trzaski. Jednak czasem
pojawiał się czysty i wyrazny głos. Albo muzyka z innych krajów. Joel
próbował zgadnąć z jakich.
To tak jakby podróżować" - myślał sobie często. Bez wstawania z
krzesła. Kręciło się gałką i odlatywało hen, daleko.
Po chwili sprzykrzyło mu się, więc wrócił do mężczyzny, który mówił o
krowach. Wciąż o nich opowiadał. Joel ziewnął. Ledwie udawało mu się
nie zamykać oczu. Było jednak za wcześnie, by wyjść na podwórko
1 położyć się spać.
Zdołał wytrzymać do jedenastej. Wtedy nałożył na siebie kilka warstw
ubrań, a budzik wetknął w wełnianą skarpetę. Po chwili był gotowy.
Pomyślał sobie, że zaśnie, jak tylko wyciągnie łóżko z drewutni i się w
nim położy.
Gdy wyszedł ze zwiniętym materacem i pościelą pod pachą, wydało mu
się, że na dworze jest chłodniej, niż się spodziewał. Na pewno dlatego, że
chciało mu się spać. Otworzył drzwi drewutni i wyciągnął stamtąd łóżko.
Kilka sprężyn było zepsutych. Nic na to nie poradzi. Niech to będzie
dodatkiem do hartowania.
Zaplanował, że postawi łóżko za drewutnią. W ten sposób nikt go nie
zobaczy. A jednocześnie nie było tam zupełnie ciemno. Zwiatło latarni
padało na tylną ścianę.
Joel wszystko przygotował, sprawdził, czy budzik w skarpetce zadzwoni, i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]