[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jej syn w ogóle nie istnieli! A gdy Megan zadzwoniła i błagała panią, \eby pozwoliła mu pani
widywać chłopca chocia\ raz czy dwa razy do roku, nazwała ją pani dziwką i zagroziła odebraniem
praw do opieki nad dzieckiem, jeśli jeszcze kiedykolwiek będzie się próbowała skontaktować z pani
drogim mÄ™\em!
Suzanna nie mogła złapać tchu. Nie czuła się tak okropnie od czasu ostatniej awantury z
Baxterem. Bezsilnie odsunęła rękę Sloana.
Proszę. Proszę, muszę usiąść.
On jednak nie zareagował, wpatrując się w jej twarz. Po chwili, gdy jego własny gniew
nieco opadł, zaczęło do niego docierać, \e to, co widzi w oczach Suzanny, to nie poczucie winy,
pogarda czy złość, lecz zwykły szok.
Mój Bo\e powiedział cicho. Pani nic nie wiedziała!
Była w stanie tylko potrząsnąć głową. Gdy Sloan nieco zwolnił uścisk, natychmiast zniknęła
w głębi domu.
Sloan przez chwilę stał nieruchomo, przyciskając palce do powiek. Niechęć, jaką wcześniej
czuł do Suzanny, nieoczekiwanie zwróciła się przeciwko niemu samemu. Poszedł za nią i w progu
zderzył się z wściekłą Amandą.
Coś ty jej zrobił! wykrzyknęła, popychając go obiema rękami. Coś ty jej powiedział,
\e tak strasznie płacze?
Bolesny supeł w jego \ołądku zacisnął się jeszcze mocniej.
Gdzie ona poszła?
Nie zbli\ysz się do niej więcej! Gdy pomyślę, \e ju\ zaczynałam wierzyć... Niech cię
diabli, O Riley!
Nie mo\esz mi powiedzieć nic gorszego od tego, co ju\ sam o sobie myślę. Gdzie ona
jest?
Idz do diabła! wrzasnęła i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.
Sloan przez chwilę zastanawiał się, czy nie wywa\yć ich kopniakiem, a potem zaklął i
poszedł w kierunku kamiennych schodków po drugiej stronie domu. Znalazł Suzanne na balkonie
drugiego piętra. Stała tam i patrzyła na urwisko. Zrobił krok w jej stronę, gdy wściekła Amanda
znów wypadła zza drzwi.
Trzymaj się od niej z daleka! wykrzyknęła, opiekuńczo otaczając siostrę ramieniem.
WynoÅ› siÄ™ stÄ…d! Wracaj do Oklahomy!
To nie jest twoja sprawa powiedział Sloan. Amanda rzuciła się w jego stronę, ale
Suzanna przytrzymała ją w porę.
Wszystko w porządku. Mandy, muszę z nim porozmawiać. Sam na sam.
Ale...
Proszę cię. To wa\ne. Idz i dokończ dekorowania tarasu, dobrze?
Amanda cofnęła się niechętnie.
Skoro tego właśnie chcesz. A ty uwa\aj! dodała, groznie patrząc na Sloana.
Zostali sami. Sloan przez chwilę szukał właściwych słów.
Pani Dumont. Suzanno...
Jak on ma na imię? zapytała.
Kto?
Chłopiec. Jak ma na imię?
Ja nie...
Jak ma na imię?! wykrzyknęła Suzanna z desperacją i oderwała się od ściany. W jej
oczach zabłysły gniewne łzy. Przecie\ to przyrodni brat moich dzieci! Chcę wiedzieć, jak ma na
imiÄ™.
Kevin. Kevin O Riley.
Ile ma lat?
Siedem.
Suzanna odwróciła się w stronę oceanu i przymknęła oczy. Siedem lat temu była pełną
nadziei i zaślepioną miłością panną młodą.
I Baxter o tym wiedział? Wiedział, \e ona urodziła jego dziecko?
Tak, wiedział. Megan na początku nie chciała nikomu powiedzieć, kto jest ojcem, lecz po
tym telefonie, gdy rozmawiała z tobą... ale nie rozmawiała z tobą, tak?
Nie potwierdziła Suzanna, nie odrywając wzroku od morza. Mo\e z matką Baxtera.
Chciałbym cię przeprosić.
To nie jest konieczne. Gdyby chodziło o którąś z moich sióstr, zachowałabym się znacznie
gorzej. Zło\yła ramiona na piersiach i dodała: Proszę, mów dalej.
Jest twardsza, ni\ na to wygląda, pomyślał Sloan, ale to nie ul\yło jego sumieniu.
Po tym telefonie Megan zupełnie się załamała i wtedy właśnie wszystko mi opowiedziała.
Poznała Dumonta, gdy pojechała do Nowego Jorku z wizytą do przyjaciół. On załatwiał tam jakieś
interesy. Pokazywał jej miasto. Nigdy jeszcze nie była w Nowym Jorku i poczuła się...
oszołomiona. Była jeszcze dzieckiem.
Siedemnastoletnim mruknęła Suzanna.
I w dodatku naiwnym. No có\, potem musiała szybko dorosnąć rzekł Sloan z goryczą.
Opowiadał jej wszystkie stare jak świat bajki o mał\eństwie, o tym, \e przyjedzie do Oklahomy,
\eby poznać jej rodzinę, ale gdy wróciła do domu, ani razu nie próbował się z nią skontaktować.
Udało jej się dodzwonić do niego raz czy dwa razy. Przepraszał i obiecywał jej jeszcze więcej. A
potem okazało się, \e jest w cią\y.
Sloan urwał, starając się odsunąć od siebie wspomnienie własnej wściekłości, gdy się
dowiedział, \e jego ukochana młodsza siostra będzie miała dziecko.
Gdy mu o tym powiedziała, nagle zmienił taktykę. Mówił jej okropne rzeczy. Bardzo
szybko musiała dorosnąć. Zbyt szybko.
Suzanna rozumiała to jak nikt inny.
Musiało jej być strasznie cię\ko powiedziała z serdecznym współczuciem.
Dała sobie radę, bo w rodzinie bardzo się wspieramy. Ale o tym sama coś wiesz.
Tak.
Na szczęście pieniądze nie były problemem, więc zarówno ona, jak i dziecko otrzymali
wszelką opiekę, jakiej potrzebowali. Suzanno, jej nigdy nie chodziło o jego pieniądze.
Rozumiem to.
Sloan powoli skinął głową.
A gdy Kevin się urodził... Meg zachowała się wspaniale. Tylko ze względu na niego
próbowała się jeszcze raz skontaktować z Dumontem i w końcu postanowiła porozmawiać z jego
\oną. Chciała tylko tego, by jej syn miał kontakt z ojcem.
Rozumiem powtórzyła Suzanna po raz kolejny i wreszcie spojrzała na niego. Sloan,
gdybym miała jakikolwiek wpływ na Baxtera, to bym go u\yła rozło\yła bezradnie ręce. Lecz
nie mam, nawet gdy chodzi o dzieci, do których ojcostwa się przyznaje.
Myślę, \e Kevinowi jest lepiej tak, jak jest teraz. Suzanno... zawahał się Sloan,
przeciągając ręką po włosach jak to się stało, \e kobieta taka jak ty związała się z kimś takim jak
Dumont?
Uśmiechnęła się blado.
Kiedyś te\ byłam młodą, naiwną dziewczyną, która wierzyła w szczęśliwe zakończenia.
Sloan miał ochotę wziąć ją za rękę, ale nie był pewien, czy Suzanna jej nie odtrąci.
Mówiłaś, \e nie chcesz przeprosin, ale mimo wszystko czułbym się o wiele lepiej, gdybyś
je przyjęła.
To ona wyciągnęła do niego dłoń.
Aatwo się wybacza, gdy chodzi o rodzinę, bo w pewien skomplikowany sposób chyba
jesteśmy rodziną. Przycisnęła drugą dłoń do ich złączonych rąk, obiecując sobie, \e pózniej
znajdzie chwilę, by prze\yć ten ból w samotności i wyrzucić go z siebie. Chcę cię o coś prosić.
Chciałabym, aby moje dzieci wiedziały o Kevinie i o ile twoja siostra zgodzi się na to, \eby mogły
się z nim spotkać.
To by dla niej bardzo wiele znaczyło odrzekł Sloan.
Jenny i Alex byliby zachwyceni. Suzanna spojrzała na zegarek. Co mi przypomina, \e
pewnie ju\ wrócili ze szkoły i doprowadzają do szaleństwa ciocię Coco. Muszę iść.
Sloan spojrzał na schodki wiodące na taras i pomyślał o Amandzie.
Ja te\. Mam coÅ› jeszcze do naprawienia.
Powodzenia rzekła Suzanna, unosząc brwi. Sloan podejrzewał, \e te \yczenia bardzo mu
się przydadzą. Gdy wszedł na taras, był ju\ tego zupełnie pewien. Amanda przyczepiała do ścian
serpentyny, a Lilah przywiązywała baloniki do oparć krzeseł. Długi stół był ju\ przykryty białym
obrusem. Na dzwięk kroków Sloana na tarasie Amanda odwróciła się i rzuciła mu zabójcze
spojrzenie. Lilah nie potrzebowała dodatkowych sygnałów.
Pójdę zobaczyć, czy ciocia Coco upiekła ju\ czekoladowe ciasto oznajmiła i ruszyła do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]