[ Pobierz całość w formacie PDF ]
w swoim przedpokoju taniec wojenny. Dojdzie do niemożliwego. Spędzi
popołudnie z Jamesem Laceyem.
* * *
LR
T
O drugiej Agatha, zmęczona przymierzaniem ciuchów, zdecydowała
się na soczyście czerwony sweter, ładną spódnicę z tweedu, mocne skó-
rzane buty i płaszcz z baraniej skóry.
Stanęła przy oknie jadalni, z którego można było obserwować wejście
do domu, tak by widzieć, kiedy przyjdzie. I oto, stawiając długie kroki,
nadszedł. Już po pięćdziesiątce, ale nadal przystojny, idealne metr dzie-
więćdziesiąt wzrostu, o gęstych, ciemnych włosach nieco tylko przypró-
szonych siwizną, zabawnych oczach i wydatnym nosie. Na sobie miał sta-
ry sweter myśliwski napoczęty przez mole, z wytartymi łatami na ramio-
nach, pod nim koszulę w kratę i oliwkowe sztruksy. Agatha popatrzyła so-
bie na niego w nagrodę, że próbowała zachować spokój i opanowanie przy
kolejnym spotkaniu.
Lord Pendlebury mieszkał w Eastwold Park, na końcu długiej drogi
odchodzącej od szosy wylotowej ze wsi. Agatha była zachwycona. W ta-
kim pałacyku była tylko raz, i to jako turystka. Zastanawiała się, czy po-
winna dygnąć nie, to się robi tylko przed królową i czy ma się do
niego zwracać milordzie"? Najlepiej podejrzeć, co zrobi James Lacey, i
go naśladować.
Dojechawszy, zaparkowali przed dworem, jednym z tych rozlazłych
cotswoldzkich gmachów, które zajmują dużo przestrzeni, choć na to nie
wyglądają. Drzwi nie otworzył kamerdyner, tylko jedna z mieszkanek wsi,
pani Arthur ze Stowarzyszenia Pań z Carsely, odziana w roboczy kombi-
nezon, z siwymi kosmykami włosów opadającymi na oczy. Agatha nie
wiedziała, że pracuje u Pendlebu ryego.
Chciałam zapytać lorda, czy nie dołożyłby się do naszej zbiórki na
Fundację Ratujmy Dzieci, powiedziała Agatha.
LR
T
Zapytać można odparła pani Arthur zawsze tak mówię: pyta-
nie nie boli i stała dalej.
To może spyta pani lorda Pendlebury'ego, czy możemy się z nim
zobaczyć? nalegał James Lacey.
Sami państwo spróbujcie powiedziała pani Arthur jest w ga-
binecie, o tam wskazała kciukiem na drzwi w końcu korytarza.
Nie tak to sobie wyobrażałam", pomyślała Agatha, idąc korytarzem
za Jamesem Laceyem. Powinien zjawić się kamerdyner i odnieść panu
kartę wizytową na srebrnej tacy. Ale oto James przytrzymywał już otwarte
drzwi do gabinetu.
Lord Pendlebury siedział w wysłużonym skórzanym fotelu przed ga-
snącym kominkiem. Mocno spał.
No i proszę szeptała Agatha.
James podszedł do okna.
Stajnie są tam, na tyłach powiedział, nawet nie starając się ści-
szyć głosu widać je stąd.
Cśśś uciszyła go Agatha. Pokój był ciemny i wyłożony książ-
kami. Stały tam dwa wielkie regały pełne tomiszczy oprawnych w skórę,
duże biurko, okrągłe dzbany z wiosennymi kwiatami stojące na dziwacz-
nych stoliczkach, a ciszę podkreślało pełne powagi tykanie zegarów.
Co wyście za jedni? lord Pendlebury już nie spał i gapił się na
Agathę. Ta podskoczyła i rzekła:
Jestem Agatha Raisin z Carsely. A to jest pan Lacey bardzo
chciała nazwać Jamesa pułkownikiem, ale wiedziała, że jemu na pewno by
LR
T
się to nie spodobało w imieniu Stowarzyszenie Pań z Carsely prowadzę
zbiórkę pieniędzy na fundację Ratujmy Dzieci.
Niczym Amerykanin, który przysięga wierność Stanom Zjednoczo-
nym, lord Pendlebury przyłożył rękę do piersi, niewątpliwie po to, by
ochronić portfel.
Już dałem na fundację badań nad nowotworami powiedział.
Ale to jest fundacja Ratujmy Dzieci.
Nie lubiÄ™ dzieci Pendlebury tupnÄ…Å‚ nogÄ… jest ich zbyt wiele.
Idzcie już.
Agatha już otworzyła usta, by go zwyzywać, ale James pospieszył z
wypowiedziÄ…:
Aadne ma pan stajnie, sir. Nie ma pan nic przeciwko temu, żeby-
śmy je obejrzeli?
Nawet jeśli mam coś przeciwko, to chyba niewiele znaczy, co?
odpowiedział lord Pendlebury. Człowiek nie ma już prywatności na
własnej ziemi. Jak nie takie ciekawskie typki jak wy, to ci cholerni obroń-
cy środowiska. Wszyscy łażą mi po posiadłości z plecakami, żrą swoje
zdrowotne batoniki orzechowe i puszczajÄ… bÄ…ki. Wiecie, co naprawdÄ™
niszczy warstwę ozonową? To ci fanatycy zdrowego odżywiania, którzy
żrą ohydne batony z orzechów i otrąb, a potem zanieczyszają powietrze
trującymi gazami. Takich to tylko powystrzelać.
Racja powiedział James bez przekonania, gdy Agatha wpijała
wzrok w lorda Pendleburyego.
LR
T
Z ciebie jest swój chłop rzekł lord Pendlebury, wytrzeszczając
oczy na Jamesa w półmroku, jaki panował w gabinecie ale ona wygląda
na jedną z tych sabotujących polowania i użalających się nad liskami.
Słuchaj pan Agatha zrobiła krok do przodu.
James złapał ją za rękę i odprowadził w stronę
drzwi.
Dziękujemy za zaproszenie, lordzie powiedział przez ramię
chętnie obejrzymy pańskie stajnie.
Wredny stary piernik wściekała się Agatha, gdy byli już w holu.
James wzruszył ramionami.
To starzec. Już się nie zmieni. Możemy wejść do stajni, a w końcu
po to przyjechaliśmy.
Ale Agatha nadal czuła się urażona. Co gorsza, odniosła wrażenie, że
lord Pendlebury przeniknął przez drogi barani płaszcz i sweter aż do wnę-
trza jej plebejskiej duszy.
Muszę poważnie porozmawiać z panią Arthur powiedziała Aga-
tha, gdy szli tak razem w stronę budynku stajni zdaje mi się, że zarobi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]