[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapakować obie rękawiczki. Radley uklęknął i uściskał psa.
- Cześć, Taz, do zobaczenia.
Zwierzak potarł na pożegnanie nosem ramię chłopca.
- Cześć, Mitch.
Radley podszedł do drzwi, lecz u progu zatrzymał się z wahaniem.
- To zobaczymy się w poniedziałek.
- Jasne. Albo nie, poczekaj. Odprowadzę cię i złożę twojej mamie pełny
raport.
- Fajnie! - Natychmiast poweselał. - Zostawiłeś klucze w kuchni, przyniosę
je. - Zniknął i po kilku sekundach był z powrotem. - Mama się ucieszy, bo
dostałem szóstkę z ortografii. Prawdopodobnie dostaniemy wodę sodową.
- Rozsądna nagroda - zauważył Mitch, gdy chłopiec wyciągał go z
mieszkania.
Hester usłyszała, jak Radley przekręca w zamku klucz. Odłożyła torebkę z
lodem i ponownie spojrzała w lustro nad umywalką. Siniak stał się już widoczny.
Zamierzała opowiedzieć Radleyowi o jakimś wymyślonym naprędce wypadku i
obrócić wszystko w żart, zanim ujawnią się ślady bitwy, którą stoczyła. Połknęła
też dwie aspiryny i modliła się, by ból głowy minął.
- Mamo! Hej, mamo!
- Tu jestem, Radley.
Przywołała na twarz uśmiech i wyszła, by powitać syna. Uśmiech
natychmiast znikł, gdy spostrzegła, że przyprowadził towarzystwo.
- Mitch wpadł, żeby złożyć raport - wyjaśnił Radley, strząsając z siebie
plecak.
- Co ci się, u diabła, stało? - Mitch z furią w oczach dopadł do niej dwoma
susami.
- Nie. - Posłała mu ostrzegawcze spojrzenie i zwróciła się do Radleya. -
Wszystko w porzÄ…dku.
Chłopiec wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w ciemnogranatowy
siniak. Drżała mu dolna warga.
- Przewróciłaś się?
Chciała skłamać, lecz nie potrafiła.
- Niezupełnie. - Zmusiła się do uśmiechu, niezadowolona, że ta rozmowa
przebiega przy świadku. - Na stacji metra jakiś człowiek chciał mieć moją torebkę.
A ja też chciałam.
- Zostałaś napadnięta?
Mitch nie wiedział, czy zakląć, czy zbadać obrażenia Hester. Jej miażdżące
spojrzenie powstrzymało go od jednego i drugiego.
- W pewnym sensie. - Wzruszyła ramionami, żeby zbagatelizować
zdarzenie. - Niestety, nie wyglądało to aż tak sensacyjnie. Ktoś zauważył, co się
dzieje, i wezwał ochronę. Wtedy ten człowiek zmienił zdanie i uciekł.
Radley przypatrywał się siniakowi. Widział już niejeden, choćby ten
naprawdę imponujący u Joeya Phelpsa, powstały w wyniku dramatycznej bójki z
kolegą z wyższej klasy, nigdy jednak nie przypuszczał, że coś takiego może się
przytrafić jego mamie.
- Czy on cię uderzył?
- Niezupełnie, raczej niechcący. - Bolało jak diabli. - Szarpaliśmy się i
machnął łokciem, a ja nie zdążyłam się uchylić.
- Głupio - mruknął Mitch na tyle głośno, że go usłyszeli.
- A ty go uderzyłaś?
- Oczywiście, że nie - odpowiedziała, marząc o ponownym przyłożeniu
lodu. - Radley, teraz idz i rozpakuj swoje rzeczy.
- Ale ja chcę wiedzieć o...
- Natychmiast - rozkazała tonem, którego używała rzadko i dzięki temu z
zadziwiajÄ…cym skutkiem.
- Dobrze, mamo - mruknÄ…Å‚.
Hester poczekała, aż zniknie w swoim pokoju.
- Mitch, naprawdÄ™ nie potrzebujÄ™ twojej interwencji.
- Ty jeszcze nie widziałaś interwencji. Do diabła, co się z tobą dzieje?!
Przecież dobrze wiesz, że nie powinnaś się z nim szarpać. A gdyby miał nóż? -
zakończył ze zgrozą.
- Ale nie miał. - Hester czuła, że kolana zaczynają jej dygotać. Ta reakcja
przyszła niestety w najgorszym z możliwych momentów. - I nie dostał mojej
torebki.
- Na Boga, Hester, mógł cię poważnie zranić, a wątpię, żebyś miała w
torebce coś, co byłoby tego warte. Karty kredytowe można zastrzec, a szminkę
odkupić.
- Jak rozumiem, gdyby ktoś chciał ci wyciągnąć portfel, jeszcze byś mu
podziękował.
- To co innego.
- Guzik prawda.
Spojrzał na nią uważnie. Była uparta, wiedział o tym, ale żeby aż tak
bardzo, by walczyć z jakimś oprychem? Zaczął nawet odczuwać swoisty podziw,
lecz nie zamierzał się z nim zdradzać. Ta kobieta wymagała opieki, a nie aplauzu
dla jej awanturniczego charakteru.
- Poczekaj, uspokój się - poprosił. - Przede wszystkim nie powinnaś sama
jezdzić metrem.
Zaśmiała się gorzko.
- Chyba żartujesz.
Rzeczywiście, nigdy jeszcze nie powiedział czegoś równie idiotycznego. Ta
myśl go rozzłościła.
- Bierz taksówkę.
- Nie mam zamiaru.
- Dlaczego?
- Taksówką jedzie się dłużej, a poza tym nie stać mnie na taki luksus.
Mitch wyciągnął z kieszeni zmięty czek i wcisnął jej w dłoń.
- Teraz cię stać, i to z napiwkiem.
- Nie zamierzam tego przyjąć. - Oddała mu czek. - Ani jezdzić taksówką,
gdy metro jest tanie i wygodne. Nie rób z drobnego incydentu wielkiej katastrofy.
Nie chcę, żeby Radley się tym martwił.
- Doskonale, skoro nie myślisz o sobie, korzystaj z taksówek z uwagi na
niego. Pomyśl, jak bardzo by to przeżywał, gdybyś została naprawdę ranna.
Na tle nagle poczerwieniałych policzków siniak eksponował się jeszcze
wyrazniej.
- Ani ty, ani nikt inny nie ma prawa robić mi wykładów o tym, co jest dobre
dla mojego syna.
- Fakt. Z nim sobie radzisz. Dopiero gdy chodzi o samÄ… Hester, ujawniajÄ…
się poluzowane śrubki. - Wbił ręce w kieszenie. - No dobrze, nie korzystaj z
taksówek. Przyrzeknij tylko, że następnym razem nie będziesz udawała odważnej
Sally, kiedy jakiemuś popaprańcowi spodoba się kolor twojej torebki. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed