[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To znaczy, że... że mogę wrócić z Rickiem do Brandywine, gdy
zostanie wypisany ze szpitala?
Naturalnie. Bóg jeden wie, jak bardzo pragnę, aby Rick był
szczęśliwy. Jeśli naprawdę chcesz przy nim zostać, to mogę być tylko
zadowolony. Ale nie oczekuj, Trudi, że moje uczucia do niego z biegiem
czasu ulegną zmianie, i nie wymagaj ode mnie wdzięczności, że moje
dziecko, choć nadal chore, to przecież żyje. Nie dam się do tego zmusić, ani
tobie, ani nikomu innemu.
Nigdy od ciebie niczego nie zażądam szepnęła miękko
przyrzekam.
Podczas następnych trzech tygodni miała uczucie, że od tamtej chwili,
kiedy David wyjechał bez pożegnania, jej życie radykalnie się zmieniło.
Niespodziewanie dowiedziała się, a było to w momencie, gdy właśnie
kończyła służbę, że wezwano go telefonicznie z San Francisco i odleciał w
nocy, przekazawszy wcześniej Ricka tutejszemu lekarzowi. Zresztą chłopiec
czuł się z dnia na dzień lepiej i rozstanie z Davidem było tylko kwestią
czasu.
W życiu Trudi została po nim dziwna pustka. Widywali się cztery, pięć
razy dziennie i łączyła ich prawdziwa przyjazń. A teraz go zabrakło. Nie
chciała się do tego przyznać, ale brakowało jej wewnętrznej siły Davida i
RS
76
jego znajomości rzeczy. Naraz odpowiedzialność za Ricka zaczęła jej
ciążyć, po prostu bała się ponosić ją sama. Teraz było już wiadomo, że Matt
odwrócił się na dobre od syna. Oczywiście przysyłał mu prezenty, a nawet
go od czasu do czasu odwiedzał, lecz gdy lekarz mu powiedział, że Rickowi
nie zagraża już niebezpieczeństwo, z miejsca wrócił do Brandywine. Matt
nie potrafił znieść porażki. Zbyt długo żył nadzieją, że Rick wyzdrowieje, i
teraz po prostu uciekł, zamiast pogodzić się z faktami.
Na prośbę Trudi zatrzymano chłopca jeszcze dwa następne tygodnie w
szpitalu, stosując odpowiednią terapię. Po tym okresie sama zaczęła
odważniej patrzeć w przyszłość.
W dniu wypisania Ricka ze szpitala pojechała z nim karetką na lotnisko,
gdzie czekała na nich wynajęta przez Matta awionetka. W Percy's Pass
powitała ich Jessy i dwóch pracowników Matta. Jego samego nie było.
Ułożyła z pomocą Jessy Ricka na tylnym siedzeniu w samochodzie i
przygotowała na wszelki wypadek strzykawkę, w razie gdyby trzeba mu
było zrobić zastrzyk, po czym ruszyli wąską drogą w kierunku Brandywine.
Ze ściśniętym sercem myślała, że Matt nie wyjechał po syna. Kiedy minął
kryzys, nieczęsto go odwiedzał, ale teraz Rick wracał do domu. Nie chciała,
żeby spotkał go zawód, tak przecież czekał na tę chwilę... Ojciec na pewno
przywita go w Brandywine, powtarzała sobie w myślach, choć jej serce biło
niespokojnie.
Niestety to Koury otworzył na oścież drewnianą bramę, machając
przyjaznie w kierunku samochodu.
Cześć, kowboju! . krzyknął rozpromieniony chłopiec.
Troszczyłeś się o mojego konia?
Jasne mrugnÄ…Å‚ do niego Koury ale nie tak, jak siÄ™ powinno.
Duch oprócz ciebie nikogo do siebie nie dopuszcza.
Gdzie jest pan Frazier? wmieszała się Trudi, zmieniając temat.
Wolała nie słuchać o podstępnym jej zdaniem ogierze, którego Rick
uwielbiał, a ona panicznie się bała.
Kowboj potrząsnął głową, patrząc ze współczuciem na chłopca.
Wczoraj w nocy wrócił z Bostonu, a teraz jest w Bee Ranch w pobliżu
przełęczy, gdzie odbywa się aukcja. Powiedział, że być może wróci na
kolacjÄ™.
Ach tak. Uwagi Trudi nie uszło rozczarowanie na drobnej twarzy
dziecka. Będziemy musieli urządzić piknik bez zgody taty, prawda.
Rick?
Piknik?
RS
77
Tak uśmiechnęła się do niego. Pomyślałam, że moglibyśmy
pojechać nad rzekę i tam zjeść podwieczorek. A przedtem jeszcze musimy
zobaczyć, co robią małe pieski. Siliła się na wesołość, nie chcąc dać
poznać po sobie targających nią sprzecznych uczuć.
Jak Matt mógł tak postąpić z własnym synem, myślała z gniewem
sadzając Ricka w wózku inwalidzkim. Trudno coś takiego pojąć nie chce
przywitać dziecka, a ono tak na to czekało! Nawet nie zadał sobie trudu, aby
być w momencie, gdy syn wraca ze szpitala. To po prostu okrucieństwo z
jego strony!
A przecież czuła w głębi serca, że to wszystko nie jest takie proste. To
nie miało nic wspólnego ze zwykłym okrucieństwem czy egoizmem. Matt
Frazier był skomplikowanym człowiekiem, zdążyła się już przekonać.
Doskonale o tym wiedziała, a przecież czuła do niego złość. Nie umiała
jej się pozbyć nawet wtedy, gdy jedli nad rzeką przygotowany przez Jessy
podwieczorek, rozmawiajÄ…c o pobycie w szpitalu, zawartych tam
przyjazniach i przyjemności związanej z powrotem po dłuższym czasie do
domu.
Póznym popołudniem położyła zmęczonego chłopca do łóżka, a sama
usiadła na werandzie, rozkoszując się przedwieczorną ciszą i próbując dojść
do ładu ze swymi uczuciami do Matta. A chociaż za wszelką cenę starała się
zapomnieć tamtą noc, kiedy ją pocałował, raz po raz powracała do niej
myślą, rozżalona, zła na samą siebie, nie mogąc pogodzić się z zawodem.
Zmierzchało już, kiedy raptem podniósł się tumult. Najpierw usłyszała
zalękniony krzyk Jessy, a potem nawoływania mężczyzn w pobliżu stajni.
Skoczyła na równe nogi i pobiegła jak szalona sprawdzić, czy ten hałas nie
wiąże się w jakiś sposób z Rickiem.. Na szczęście spał spokojnie, zbiegła
więc z powrotem na dół.
Jessy stała w tylnych drzwiach i wyglądała na zewnątrz Na widok Trudi
potrząsnęła niechętnie głową.
Jestem zadowolona, że Rick śpi w domu, a mój syn pojechał do
miasta. Ten przeklęty koń znów się urwał staranował zagrodę i teraz biega
po obejściu jak zwariowany
Trudi wyjrzała ze strachem zza ramienia starej kobiety
Chce pani powiedzieć, że Duch znowu im uciekł?
Tak, skarbie. Niech pani lepiej zostanie w domu. Już oni tam go
zÅ‚apiÄ…, ale kto wie, czy ten biaÅ‚y szatan ni« wypruje wnÄ™trznoÅ›ci któremuÅ› z
kowbojów. To bydlę chyba czuje, że Rick wrócił i chce się dostać do niego.
Tylko dziecko potrafi go uspokoić. Zawsze tak było.
RS
78
Naraz rozległ się donośny krzyk, a zaraz potem dzikie dudnienie kopyt.
Wreszcie wszystko ucichło, koń został schwytany na lasso, jeszcze przez
chwilę stawał dęba, a w końcu się uspokoił i stał teraz drżący, zlany potem,
z błyszczącymi dziko oczami. Trudi zrobiło się żal srebrnobiałego
zwierzęcia, które znowu zostało zamknięte w stajni. Była zadowolona, że
Rick tego nie widzi.
Właśnie wchodziła na schody, chcąc zajrzeć do jego pokoju, gdy dobiegł
ją odgłos nadjeżdżającego samochodu. To musiał być Matt, milczący,
zgorzkniały, samotny. Usłyszała zatrzaskiwane drzwi i zamieniła się w
słuch, czekając teraz w napięciu na zbliżające się kroki. On jednak nie ;
poszedł prosto do domu. Widocznie musiał usłyszeć z daleka krzyki
mężczyzn, bo najpierw postanowił chyba wypytać o przebieg zdarzenia.
Dochodziły ją tylko strzępy opowiadania Koury'ego i podniesiony głos
Matta zadajÄ…cego pytania.
W parę minut pózniej wszedł tylnym wejściem do hallu. Nie zaskoczył
go jej widok.
Z Rickiem wszystko w porządku? %7ładnych słów powitania,
jedynie zainteresowanie z obowiÄ…zku.
Tak rzekła z bijącym sercem. Zpi.
Nie życzę sobie, abyś rozmawiała z nim o ogierze. W jego głosie
brzmiało gorzkie zdecydowanie. Sprzedam go.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]