[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ją za ramię i potrząsnął nią z całej siły. - Jak wpędziłaś się
w kłopoty, to nie oczekuj, że cię z nich wyciągnę.
Zaskoczona, roztarta ramię, na którym widniały ślady
jego palców. On chyba nie zrozumiał, tłumaczyła sobie.
Dlatego tak siÄ™ zachowuje.
- Będę miała dziecko - powtórzyła. - Twoje dziecko.
Lekarz powiedział, że przyjdzie na świat w lipcu.
20 2 & DRUGA MIAOZ NATASZY
- Może i jesteś w ciąży - wzruszył ramionami. - Ale
mnie to nie dotyczy.
- Musi.
Popatrzył na nią lodowatym wzrokiem.
- Skąd mam wiedzieć, że to moje?
Zbladła jak chusta. Czuła się tak jak wtedy, kiedy o ma
ły włos nie wpadła pod autobus podczas pierwszej wy
cieczki do centrum Nowego Jorku.
- Wiesz. Musisz wiedzieć.
- Nie muszę niczego wiedzieć. A teraz wybacz, ale
czekam na kogoÅ›.
- Anthony - chwyciła go za rękę - czy ty nie rozu
miesz? NoszÄ™ twoje dziecko.
- Swoje - skorygował. - To twój problem. Jeśli chcesz
mojej rady, pozbÄ…dz siÄ™ go.
- Pozbądz...? - Nie była aż tak młoda czy aż tak naiw
na, żeby nie zrozumieć, co miał na myśli. - Nie mówisz
tego poważnie?
- Chcesz tańczyć, Nata? Myślisz, że wrócisz do formy
po dziewięciu miesiącach czekania, aż urodzisz jakiegoś
bachora? Przepadniesz raz na zawsze. Spojrzyj prawdzie
w oczy. Wydoroślej wreszcie.
- Jestem dorosła. I chcę urodzić to dziecko.
- Twój wybór. - Machnął ręką. - Nie oczekuj tylko, że
mnie w to wciągniesz. Muszę myśleć o karierze. Ty lepiej
z niej zrezygnuj. ZÅ‚ap jakiegoÅ› wolnego faceta, wyjdz za
niego i zajmij się domem. I tak zawsze byłabyś tylko śred-
niakiem. Zapomnij o karierze solistki.
A więc urodziła dziecko i kochała je. Przez bardzo krót
ki czas. Teraz sytuacja była inna. Nie może sobie pozwo
lić, by je kochać, nie może sobie pozwolić, by je chcieć.
Nie teraz, gdy wie, co to znaczy je stracić.
DRUGA MIAOZ NATASZY -ft 20 3
Rzuciła fiolką o podłogę i zaczęła gorączkowo wyjmo
wać ubrania z szafy. Musi wyjechać. Choćby na parę dni.
Musi wszystko przemyśleć. Ale najpierw musi powiedzieć
prawdÄ™ Spence'owi.
Starała się zachować spokój. Była sobota. Na podwór
kach bawiły się dzieci. Niektóre pozdrawiały ją, gdy prze
jeżdżała, a ona machała do nich ręką. Zobaczyła Freddie
baraszkujÄ…cÄ… z kotkiem przed domem.
- Nata! Nata! - Dziewczynka podbiegła do auta.
- Przyjechałaś się ze mną pobawić?
- Nie dzisiaj. - Natasza pocałowała ją w policzek.
- TatuÅ› w domu?
- Tak, gra. Teraz bardzo dużo gra. A ja rysowałam.
Wyślę te rysunki papie i Nadii.
Natasza uśmiechnęła się.
-- UcieszÄ… siÄ™, jestem pewna.
- Chodz, pokażę ci.
- Za chwilę. Muszę najpierw porozmawiać z twoim
tatÄ…. Sama.
- Jesteś na niego zła? - przestraszyła się Freddie.
- Nie. - Natasza pociągnęła dziewczynkę za czubek
nosa. - Poszukaj kotków. Przyjdę do ciebie za chwilę.
- Dobrze. - Dziewczynka ucieszyła się i pobiegła za
dom.
Natasza zapukała do drzwi. Muszę się opanować, po
wiedziała sobie. A pózniej wyłożyć wszystko logicznie,
pomału, jak dorosła kobieta.
- Panna Stanislaski. - Vera otworzyła drzwi z wyra
zem twarzy mniej obojętnym niż zwykle. Widocznie rela
cja Freddie z wizyty na Brooklynie usposobiła ją nieco
przyjazniej do Nataszy.
204 " &" DRUGA MIAOZ NATASZY
- Chciałabym zobaczyć się z doktorem Kimbalłem, je
śli nie jest zajęty - powiedziała Natasza.
- Proszę wejść. - Vera zmarszczyła brwi, przyglądając
siÄ™ jej bacznie. - Dobrze siÄ™ pani czuje? Jest pani bardzo
blada.
- Dziękuję, dobrze.
- Napije siÄ™ pani herbaty?
- Nie, dziękuję, spieszę się.
Vera skinęła głową, choć mocno wątpiła w to, czy Na
taszy rzeczywiście nic nie dolega.
- Doktor Kimball jest w pokoju muzycznym. Pracuje
od świtu.
- Dziękuję. - Idąc przez hol, z daleka słyszała dzwięki
fortepianu. Grał coś bardzo nastrojowego.
Na widok Spence'a przypomniała sobie, jak po raz
pierwszy znalazła się w tym pokoju. Kto wie, czy nie
wtedy właśnie się w nim zakochała - siedział z córką na
kolanach, oświetlony promieniami zachodzącego słońca.
Zdjęła rękawiczki, zaczęła nerwowo przebierać palca
mi. Obserwowała go. Był pochłonięty muzyką. A teraz
ona zmieni jego życie. Nie prosił o to i oboje wiedzieli, że
miłość to jeszcze nie wszystko.
- Spence - powiedziała cicho, gdy skończył grać. Nie
usłyszał. Przelewał nuty na papier. Był zarośnięty. Chciała
się uśmiechnąć, ale oczy jej zwilgotniały. Koszulę miał
pogniecioną, kołnierzyk rozpięty, włosy w nieładzie.
- Spence - powtórzyła.
Odwrócił się zaskoczony.
- Witaj. Nie myślałem, że cię dzisiaj zobaczę- uśmiech
nÄ…Å‚ siÄ™.
- Annie została w sklepie. - Natasza nerwowo zaci
skała dłonie. - Musiałam się z tobą widzieć.
DRUGA MIAOZ NATASZY & 205
- Cieszę się. - Głowę miał jeszcze zaprzątniętą muzy
ką. - Która godzina? - rzucił okiem na zegarek. - Za
wcześnie na obiad. Może napijesz się kawy?
- Nie. - Sama myśl o kawie przyprawiała ją o mdłości.
- Nic nie chcę. Muszę ci tylko powiedzieć... - Głos jej
drżał. - Nie wiem, jak to zrobić. Chcę, żebyś wiedział, że
nigdy nie miałam zamiaru czegokolwiek na tobie wymu
szać, do czegokolwiek zobowiązywać.
Plątała się. Nie wiedząc, o co chodzi, potrząsnął głową,
wstał i podszedł do niej.
- Czy coś się stało? - zaniepokoił się. - Powiedz.
- Próbuję.
Wziął ją za rękę i podprowadził do kanapy.
- UsiÄ…dz i powiedz. Najlepiej prosto z mostu.
- Tak. - Dotknęła ręką głowy. - Widzisz, ja... - Zoba
czyła lęk w jego oczach, a potem pokój zawirował i osunę
ła się w ciemną otchłań.
Kiedy się ocknęła, leżała na kanapie, a Spence klęczał
obok, rozgrzewając jej dłonie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]