[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kojna impreza. Nowicjusze, którzy przez miesiąc wykonywali prace na rzecz społeczności,
zanim mogli zostać pełnoprawnymi członkami, siedzą rzędem na ławie. Jeden ze starszych
członków czyta manifest frakcji, krótkie pismo o odsunięciu własnych spraw i o niebezpie-
czeństwach egoizmu. Potem starszyzna myje nowicjuszom stopy. Na koniec, wszyscy uczest-
niczą w posiłku, każdy obsługuje tego, kto siedzi po jego lewej stronie.
Nieustraszeni tego nie robią. W dzień inicjacji na terenach Nieustraszonych panuje
szaleństwo i chaos. Ludzie są wszędzie, a większość jest pijana przed południem. Przedzie-
ram się między nimi, żeby zdobyć talerz z jedzeniem na lunch, i zabieram go ze sobą do sy-
pialni. Po drodze widzę, jak ktoś spada ze ścieżki na ścianie Jamy, krzyczy i łapie się za nogi,
pewnie coś sobie złamał.
W sypialni jest przynajmniej spokój. Patrzę na talerz. Zgarnęłam po prostu to, co wte-
dy wydawało mi się w sam raz dla mnie, a teraz przyglądam się temu bliżej. Widzę, że wy-
brałam zwyczajną pierś kurczaka, garść groszku i kawałek ciemnego chleba. Jedzenie Altru-
istów. Wzdycham. Altruistka, oto kim jestem. Jestem nią, kiedy działam odruchowo. Jestem
nią, kiedy mnie testują. Jestem nią, kiedy wydaję się odważna. Czy znalazłam się w niewła-
ściwymi miejscu?
Myśl o mojej poprzedniej frakcji sprawia, że ręce mi drżą. Muszę przestrzec rodzinę
przed wojną, którą szykują Erudyci, tylko nie wiem, jak to zrobić. Znajdę sposób, ale nie dzi-
siaj. Dzisiaj muszę się skupić na tym, co mnie czeka. Wszystko w swoim czasie.
Jem jak robot, przerzucam siÄ™ od kurczaka i groszku do chleba i z powrotem. Nie ma
znaczenia, do której frakcji naprawdę należę. Za dwie godziny wejdę do pomieszczenia krajo-
brazu strachu razem z innym nowicjuszami, przejdę przez własne koszmary i zostanę Nie-
ustraszoną. Za pózno, żeby zawrócić.
Koniec, chowam twarz w poduszce. Nie chcę zasnąć, ale po dłuższej chwili zapadam
w sen. Budzi mnie Christina, szarpie mnie za ramiÄ™.
- Czas na nas - mówi. Jest blada jak popiół.
Przecieram oczy, żeby się ocknąć. Buty mam już na nogach. Inni nowicjusze są w sy-
pialni, zawiązują sznurowadła, zapinają kurtki i uśmiechają się do wszystkich, jakby nigdy
nic. Związuję włosy w węzeł i wkładam czarną kurtkę, zasuwam ją pod szyję. Wkrótce tortu-
ra się skończy, ale czy zapomnimy o symulacjach? Czy kiedykolwiek smacznie zaśniemy, pa-
miętając o naszych koszmarach? A może dzisiaj w końcu uwolnimy się od naszych lęków, tak
jak powinniśmy?
Idziemy do Jamy, potem ścieżką w górę do szklanego budynku. Patrzę na szklany su-
fit. Nie widzę światła dziennego, bo podeszwy butów pokrywają każdy centymetr szkła nad
nami. Przez sekundę wydaje mi się, że szkło skrzypi, ale to kwestia wyobrazni. Wspinamy się
po schodach z Christiną, tłum mnie dławi. Jestem za niska, żeby widzieć nad głowami innych,
więc patrzę na plecy Willa i posuwam się za nim. Gorąco tak wielu ciał wokół mnie sprawia,
że oddycham z trudem. Kropelki potu występują mi na czoło. Luka w tłumie pokazuje, wokół
czego wszyscy się zebrali: serię ekranów na ścianie po mojej lewej stronie.
SÅ‚yszÄ™ wiwatowanie i odwracam tam wzrok. Ekran po lewej pokazuje ubranÄ… na czar-
no dziewczynÄ™ w pomieszczeniu krajobrazu strachu - Marlene. PatrzÄ™, jak siÄ™ rusza, oczy ma
szeroko otwarte, ale nie potrafię się domyślić, jaką przeszkodę pokonuje. Dzięki Bogu nikt z
obecnych nie będzie widział także moich koszmarów - tylko reakcje na nie.
Zrodkowy ekran wyświetla jej puls. Przez sekundę tętno wzrasta, potem opada. Kiedy
osiąga normalny stan, ekran rozbłyskuje na zielono i Nieustraszeni biją brawo. Ekran po pra-
wej pokazuje czas.
Odrywam oczy od ekranu i podbiegam, żeby dołączyć do Christiny i Willa. Tobias
stoi w drzwiach po lewej stronie sali, tych samych, których prawie nie zauważyłam, kiedy by-
Å‚am tu ostatni raz. Obok jest pomieszczenie krajobrazu strachu. Mijam Tobiasa, nie patrzÄ…c na
niego.
Pokój jest wielki, a w nim jeszcze jeden ekran, podobny do tych na zewnątrz. Rząd lu-
dzi siedzi na krzesłach. Wśród nich jest Eric, a także Max. Są też inni starsi. Sądząc po prze-
wodach umocowanych na ich głowach i oczach bez wyrazu, obserwują symulację. Za nimi
stoi kolejny rząd krzeseł, wszystkie są teraz zajęte. Weszłam ostatnia, więc nie mam na czym
usiąść.
- Hej, Tris! - woła Uriah z drugiej strony sali. Siedzi razem z nowicjuszami urodzony-
mi jako Nieustraszeni. Zostało ich tylko czworo, reszta przeszła już swój krajobraz strachu.
Klepie siÄ™ po nodze. - Chodz, usiÄ…dz mi na kolanach.
- Kuszące! - odkrzykuję z uśmieszkiem. - Wolę stać.
Nie chcę, żeby Tobias widział, jak siedzę komuś na kolanach. W pomieszczeniu krajo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]