[ Pobierz całość w formacie PDF ]

warunków, próbuje pomysłu swojego, a zawsze na żywych przykła-
dach, jak doktorzy nowych lekarstw próbują... podobno tylko na zwie-
rzętach żywych... no i cóż? czyż za to przekleństwem rzucić artyście?
A jeżeli też w zamian cierpień i krwi waszej da nam jakie arcydzieło 
prześliczny obraz  cudną nutę piosnki  to cóż? przeklinać także?  O!
nie, tylko niech ci, których kochacie, z dala artystów idą drogą swoją...
Patrzcie, co za ogień wyborny! świeci i grzeje  wyborny ogień  a
jednak z wolna wszyscy usunęliście się od kominka i między nim a
wami zostało puste, szerokie koło  geniusz artysty ogniem jest, rzu-
cajcie mu na pastwę wszystko, co chcecie, tylko nie rzucajcie złotego
szczęścia i serc miłością bijących  alboż wy to Sabejczykowie lub
Gwebry? czciciele tego, co świeci? Ja wam powiadam, światłość dla
was, jak powietrze dla was, jak pokarmy i napoje dla was. Wyłączono
już bóstwo z natury, nie biją dziś pokłonów słońcu, gwiazdom i księży-
cowi  wyłączcież i wy część waszą z użycia piękności i sztuki, postrą-
cajcie artystów z ołtarzy waszych, bo to nowe bałwochwalstwo tylko,
sabeizm intelektualny; co jest boskiego w artyście, to dane przez was i
wam; co jest boskiego w artyście, to właśnie rozłączać się z nim musi
ciągle, żeby stanęło przed wami; co w nim boskiego, to przez jego du-
szę sączy się niby olej skalny i na zewnątrz dopiero, w zetknięciu ze
wzrokiem i z myślą waszą, i z uczuciem waszym może się w blaski
rozetlić  ale tam, w głębi, tam tylko masa jakiejś czarnej ziemskiej
gliny, trochę odmiennego gatunku.  Ot tak, dobre mi słowo na myśl
wpadło; artysta jest tylko odmiennym gatunkiem człowieka; co tam
sądzić, ganić, chwalić, jest odmiennym i koniec; niechże kto wielbi
białość, a błękit potępia. Ja do Cypriana żadnej nie mam urazy  biedny
Cyprian! Jego życie stargane, zakłócone sny mojej młodości! Czyż ja
się mogłem domyśleć, że to wszystko było planem jednego obrazu? 
Kiedy Karol wziął zemdlonego na ręce i poniósł do łóżka, czułem tylko
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
58
boleść najwyższą, pózniej, kiedy siostrom znać dano, gdy rodzice na-
deszli, wśród ogólnej trwogi nie miałem jednej chwili na uchylenie się
w rozbudzoną osobistość, jednego drgnięcia serca do zmarnowania na
postronne wrażenia. Cuciliśmy, ratowali Cypriana, byłbym się chciał
zamienić w każdą kroplę ożywczej wody, co martwe jego czoło
rzezwiła, w każde słowo pociechy, co przerażoną i drżącą matkę
uspokoić mogło. Cierpiałem za niego, za nich wszystkich, cierpiałem
moim własnym cierpieniem, a przecież nieraz pózniej zdarzyły się
chwile, w których ja nie do przeszłych radości, nie do straconej
swobody, ale do owego przejścia pierwszej boleści zatęskniłem sobie.
Taka boleść nie wyczerpuje ducha; póki jest nadzieja ulżenia drugim,
zbogacenia ich choćby własną największą nędzą, póty jest uświęcenie
boleści; lecz gdy nas to zadrażni, co nawet innym na jeden uśmiech
pustoty się nie zda, gdy nam dokuczy, co innym także zawadą lub
zgorszeniem padnie, wtedy jest ból prawdziwy, okropny  bezrozumny
jak zwierzę, bezbożny jak piekło!
Cyprian z wolna przychodził do siebie, spojrzeniem i niepewnym
uśmiechem za troskliwość dziękował, ale mówić nie mógł, bo zanadto
był osłabiony  usnął wreszcie i mieliśmy go pilnować koleją  ja
pierwszy miejsce przy nim zajÄ…Å‚em, lecz gdy siÄ™ wszyscy rozeszli, ni-
kogo pózniej puścić nie chciałem. Siedząc tak, siedząc godzinę po go-
dzinie, w najgłębszej cichości, sam nie wiem, jakim spadkiem myśli
zadumałem się nad wszystkim, co mi Cyprian przed swoim zemdle-
niem mówił  i było to dziwne dumanie. Robiło mi się czasem rozpacz-
liwie tęskno i duszno, a pózniej znowu było mi, jak gdybym się miał
spieszyć gwałtownie, jak gdyby coś o jedną chwilę życia uciec mi lub
dogonić mnie miało  było mi, jak gdybym się niecierpliwił, jak gdy-
bym nie mógł prędko rozpieczętować najpożądańszego listu, zerwać
lub rozsupłać powrozu, którym by mi nogi skrępowano; nagłym ru-
chem zacisnąłem palce na palce, że aż mi wszystkie stawy chrupnęły i
przerzuciłem obie ręce na założone kolano. Nie wiem, czy ten ruch
prędki, czy inny jaki powód zbudził Cypriana, ale gdy spojrzałem ku
niemu, już miał oczy otwarte i smutno wlepione we mnie.
 Może ja zle zrobiłem?  rzekł swoim dawnym; poczciwym bra-
terskim głosem  wplotłem przedwcześnie marzenia w twoją duszę i
już cierpisz.
 Oh! cóż ty znowu o cierpieniu mówisz!  szczerze go
uspokajałem  śpij, śpij, braciszku, ja nigdy nie byłbym szczęśliwszy,
gdyby nie choroba twoja.
NASK IFP UG
Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG
59
 Jeśli tak, to dobrze. Obudziłem się z jakąś myślą żalu właśnie w
tej chwili, kiedy ręce załamywałeś, resztką snu przywidziało mi się, że
ja początkiem twojej niespokojności.
 Niespokojności, być może  a najpierw o ciebie, Cyprianie.
 Na ostatku o mnie, mój Beniaminku! Najpierw... już ja zgaduję, o
co najpierw  i szkoda, bo trochę przecierpisz, teraz lub pózniej, ale
inaczej być nie mogło, mój obraz przede wszystkim  iż tym wyraże-
niem jak gdyby zrzucił całą odpowiedzialność z sumienia swego. 
Choć przecierpisz  mówił znów bardzo spokojnie  to ja ci nadgrodzę;
wezmę cię z życiem, z młodością, z marzeniami twoimi, z cudną pięk-
nością twych rysów, wezmę cię, Beniaminku, i poniosę w świat szczę-
ścia  złożę głowę twoją na kolana tej, przed którą uklęknąłem, gdy mi
się po raz pierwszy objawiła  rozkocham cię, rozpieszczę!... Dlategoż
mi tak dziwnie w oczy patrzysz? Alboż jeszcze nie zrozumiałeś, że o
moim obrazie mówię? Mój obraz to cała nauka moja, wszystkie na-
miętności moje, nadzieja moja ostatnia! Od chwili jak go w duchu po-
cząłem, czuje, że wciąga w siebie wszystkie siły moje żywotne, w dniu,
w którym rozłączy się ze mną, w którym widomie stanie dziełem skoń-
czonym, w dniu tym będziesz mógł powiedzieć, Beniaminie:  Miałem
brata Cypriana .
 Cóż to za obraz? Cóż to za obraz?  powtarzałem w małych prze-
stankach jego mowy.
 Obraz Aspazji i Alcytriadesa  czemu Aspazji, czemu Alcybiade-
sa? O to samo Pana Boga pytaj. Raz przed cudnie zrobionÄ… MatkÄ… Bo-
ską w zachwyceniu stałem, usta, co się nie skarżą, łzy, co bez wiedzy
płyną, dusza z przewagi nerwów wyzwolona, świat ziemski daleko w
przepaść zapomnienia odepchnięty  widziałem, rozumiałem wszystko;
wtem nagle postaci mego obrazu wzrok mi przesłoniły, niech ci mę-
drzec prawem ostateczności ten objaw tłumaczy, ja wiem tylko, że po- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed