[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Modlitwa do Siris, błogosławieństwo etc. Amen.
Zwietna sprawa!
Zwięty mąż właśnie skończył czytać moje dzieło. Jesteśmy sami w jego gabinecie. Czekam
niecierpliwie.
Rozdział czternasty
GARD JEST PRZERA%7Å‚ONY
- Co tu jest nie w porządku? - siedzący naprzeciwko mnie przy biurku Dziekan Gard patrzył
na mnie wściekle. - Powiem ci, co jest nie w porządku. To uczy, że grzech bywa
usprawiedliwiony, a nawet wynagrodzony. Grzech, a nie cnota, mówisz tu, ostatecznie
triumfuje i zwycięża wszystkie przeszkody! Grzech! W czasach sprzed Układu ta kobieta
zostałaby spalona. A co przydarza się jej w twoim kazaniu? Zamieszkuje we wspaniałym
domu, ze służbą, by kontynuować swój bezbożny proceder. A co przydarza się temu łotrowi,
który ulokował ją w samym środku tej nikczemności? Cóż, w twojej wersji dzieli to z nią.
Nikczemność nie jest tu nikczemna, grzech nie jest grzeszny. Wręcz przeciwnie. Sprawiasz,
że wydaje się to nagle bardzo atrakcyjne! Czy to jest to, co naprawdę chciałbyś wygłosić w
świątyni?
Byłem zmieszany i strwożony. Dotarło do mnie nagle, jaka przepaść leżała między moim
rozumowaniem a sposobem myślenia Garda. Nastąpiło to jednak zbyt nagle i dlatego
przeraziło mnie. Twarz mi zbladła, głos drżał.
- Nie, pan się myli! Josi jest dobrą kobietą, a Squire Vys porządnym człowiekiem.
Słowa sypały się jak grudy żwiru. Gard zamrugał oczami. Jak to możliwe? Jeden z jego
studentów odpowiada mu impertynencko! I to w chwili, gdy kwestie życia i śmierci, czyli
wyświęcenia i ewentualnej mojej posady są w jego rękach. Pora na ostateczną grozbę.
- Twoja postawa zmusi mnie do ponownego rozpatrzenia kwestii stypendium.
- Tak, panie. Doskonale to rozumiem.
Teolog zmusił się, by zniżyć głos o pół sekstawy.
- W jaki sposób dowiedziałeś się o tych ludziach i poznałeś tę część miasta?
- PracujÄ™ tam. To przyjazni ludzie. WidujÄ™ siÄ™ z wieloma z nich.
- Hmmm. Tak przypuszczałem.
Czułem, że teraz powinienem pospiesznie zapewnić go, że nigdy nie spałem z żadną z
tamtejszych dziewczyn, lecz nie miałem ochoty tego wygłaszać.
- Czy twoja matka wie coś o tym? To znaczy, czy wie, że tam pracujesz i zadajesz się z
nierządnicami i stręczycielami.
- Moja matka wie dokładnie, gdzie pracuję. Nie wiem wprawdzie, co pan rozumie przez
"zadawanie się z nierządnicami i stręczycielami", lecz może będzie odpowiedzią na pańskie
pytanie, gdy zapewnię, że ona nie wie, kto to jest stręczyciel. A tak na marginesie, panie
Dziekanie, w lokalu Josi nie ma stręczycieli.
- Jak myślisz, co zrobiłaby twoja matka, gdyby dowiedziała się wszystkiego o tej pracy?
- Ubolewałaby, że musi to być właśnie tam, ale pamięta przecież, jak trudno o pracę.
- Nie martwiłaby się, że mógłbyś, powiedzmy, ulec pokusie?
- Nie martwiłaby się - odrzekłem krótko.
Spojrzałem mu w twarz i zrozumiałem, co w nim się burzy. Gard czuł, że cała władza mu się
wymyka. Było to dla niego przerażające. Ten młody yed nie jest zawstydzony, ani śladu
skruchy, nic a nic. Tu stała duma, ten młodzieniec jest niezależnością. To niemożliwe.
Przypuśćmy, że to rodzaj infekcji. Co będzie, jeśli rozszerzy się ona i na inne zalążki
kapłaństwa? Niech Siris broni! Praca, kilka solati i już zaczyna się obcość.
- Pewnego dnia - powiedział Gard w zadumie - zniszczę twoich błądzących przyjaciół. To
mój obowiązek.
Spojrzałem na niego. Co mógłby zrobić? Z dawna istniał układ między Zwiątynią a milicją.
Dopóki kapitan Kertor tam będzie, zostawią Josi w spokoju.
- Kertor nie będzie tam wiecznie - rzekł Gard spokojnie. Siris! Czyżby ten stary wypierdek
czytał moje myśli?
- Pewnego dnia, w ten czy inny sposób, odejdzie. Ona zostanie aresztowana i okaże się, że
jest strzygÄ…. Zostanie spalona.
Chciałem wrzasnąć na niego: Nie! Nie! Nie! Lecz milczałem. Och, Josi, moja śliczna, trzymaj
się Kertora! I pomyślałem o nożu Boogiego. Czy naprawdę do tego dojdzie?
Dziekan westchnÄ…Å‚.
- Pol, nie możesz oczekiwać, że udzielę ci promocji. Nie na tym kursie.
A zatem wracamy do sedna.
- Rozumiem, panie, cóż, wszystko się skończyło.
Poczułem lekkość, beztroskę puszczonego wolno balonu. Płynąłem. Gard był zamyślony.
- Nawet gdybyś zdał ten kurs... to wątpię, czy okazałbyś się dobrym kapłanem.
Zgadzałem się z tym całkowicie. Czekałem.
Utkwił we mnie przenikliwe spojrzenie.
- A teraz, ostatni punkt. I pozwól, iż zapewnię, że czynię to z miłości do ciebie, a nie z chęci
ukarania. Chciałbym, żebyśmy padli teraz na kolana i pomodlili się do Siris, by wybaczył ci
te okropne rzeczy, które wypowiedziałeś i zawarłeś w kazaniu. Potem podrzemy je na drobne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed