[ Pobierz całość w formacie PDF ]
święci, chciała, żeby zaczekali, aż będą starsi i wystarczająco pewni swoich
uczuć. Mam żal do siebie, że nie przeprowadziłem z Milem dłuższej rozmowy
na ten temat, ale miałem w tym czasie poważne kłopoty w fabryce. Robotnicy
w innych zakładach strajkowali, a ja uczestniczyłem w ważnych spotkaniach w
Manchesterze. Oczywiście czułem się winny i bardzo ciążyła mi świadomość,
że nie mogłem być przy porodzie Lucindy. Podobnie jak w moich stosunkach z
Milem, zabrakło uwagi i czasu na szczerą rozmowę, czego gorzko żałuję.
Wszystkim nam w rodzinie zabrakło opanowania i kojącej ręki Lucindy. Była
dobrą kobietą. Wbrew temu, co mówiono o mnie i o powodach, dla których się
z nią ożeniłem, szanowałem ją i bardzo lubiłem, nawet jeśli jej nie kochałem
tak... tak jak mężczyzna kocha kobietę swego życia.
Zapadło milczenie. Marianne poczuła łzy pod powiekami.
- Gdy tylko dowiedziałem się o ich wyjezdzie - podjął po chwili
Heywood - próbowałem ich odnalezć, ale zatarli za sobą ślady, występując pod
zmienionymi imionami i nazwiskami. Milo podawał się za Browna. W końcu,
79
S
R
kiedy wpadliśmy na ich trop, było już za pózno. Jedyne, co mogli przekazać mi
agenci, to wiadomość, że mój pasierb wziął na łożu śmierci ślub z młodą
kobietą, niejaką Marianne Westall, której powierzył swoje dziecko. Kazałem
im nawiązać z nią kontakt i uprosić, żeby zgodziła się na spotkanie, ale
wówczas znajdowałaś się już w drodze tutaj. Nie wiedząc, gdzie cię szukać ani
jakie są twoje plany, kazałem agentowi, żeby cię śledził, ale zgubił trop w
Rochdale. Zdaje się, że wynikła jakaś drobna kwestia z biletem kolejowym,
czy tak?
- Tak właśnie było.
- Zadzwonił do mnie, powiedział, co się stało i poprosił o dalsze
instrukcje. Wydedukował bowiem, że możesz być w drodze do Bellfield. Z
tego, co mówił na twój temat, wynikało, że jesteś młodą kobietą o wielkiej
odwadze i harcie ducha, a do tego osobÄ… niezwykle lojalnÄ… i uczciwÄ….
Słuchając tego wszystkiego, zdałem sobie sprawę, że coraz bardziej pragnę
poznać tę młodą kobietę. W końcu miałem takie wrażenie, że naprawdę ją
znam, że znam słodki, choć poważny wyraz jej twarzy, a także jej wrażliwość i
zainteresowanie losem słabych i skrzywdzonych. Może byłem głupi, ale
zacząłem nawet myśleć, że przyniesie mi nie tylko to dziecko, którego miejsce
jest tutaj i dzięki któremu będę mógł odkupić popełnione wobec pasierba i pod-
opiecznej winy, ale że również wniesie ciepło i śmiech, a także miłość do tego
smutnego domu. Jednym słowem wszystko to, czego tu tak bardzo brakuje.
%7łelazna obręcz ścisnęła gardło Marianne, odjęło jej mowę, a kiedy ją
odzyskała, zdobyła się tylko na tyle:
- Wiedziałeś, że tu będę, ale nie zdradziłeś się ani słówkiem, gdy się
zjawiłam? Sądziłam, że zaraz każesz mi się wynosić. Bałam się...
- Przyznaję, że początkowo nie zdałem sobie sprawy, kim jesteś...
dopiero gdy zobaczyłem dziecko... ale wtedy już doszło między nami do
80
S
R
sprzeczki, a skoro sama nic na ten temat nie powiedziałaś...
- Chciałam, ale najpierw musiałam mieć absolutną pewność. Przecież
chodziło o dziecko Mila. - Głos jej się załamał. - Wybacz mi, powinnam była
ci zaufać... zwłaszcza odkąd cię pokochałam, choć wtedy było mi jeszcze trud-
niej to powiedzieć.
- Najdroższa, nie płacz. Powinienem wcześniej wyłożyć karty na stół i
zrobiłbym to, gdyby nie mój wypadek.
- I naprawdÄ™ nadal mnie kochasz? Pomimo...
- Mój ty skarbie, podziwiam cię za to, co zrobiłaś! Wiedziona sercem,
zachowałaś się z wielką determinacją i odwagą, a przy tym bardzo mądrze.
Wiedz też, że nie istnieje nic ani na tym, ani na innym świecie, co mogłoby
zabić moją miłość do ciebie.
- Ale dlaczego nie powiedziałeś nic o Milesie?
- A ty?
- Bałam się, że to może coś zmienić między nami, a przez to utracę twoją
miłość.
- Czułem to samo. Lękałem się, że nie do końca mi uwierzysz, a przecież
dobro Mila zawsze leżało mi na sercu. Domyślałem się, że Milo i Amelia
zwierzyli ci się ze swojej tajemnicy, wiedziałem też, że w mieście wciąż krążą
o nich plotki.
- Ludzie mówią, że nie pozwoliłeś im się pobrać, bo chciałeś mieć
Amelię dla siebie. Ale z tego, co mówiła mi o tobie, wiem, że to nie mogła być
prawda.
- Wiesz, wszystko bym dał, by móc cofnąć czas i odwołać moje ostre i
raniące słowa.
Marianne podeszła i położyła palce na wargach Heywooda.
81
S
R
- Cii, nie oskarżaj się, kochany. Prawda jest taka, że Milo chciał wrócić
do domu, ale Amelia błagała, by tego nie robił. W przeciwieństwie do niego
nie wierzyła, że możesz ustąpić i zgodzić się na to, aby byli razem. Wiem od
Mila, że prosił ją, by mu pozwoliła zwrócić się do ciebie o pomoc, ale do niej
nic nie docierało. Groziła, że popełni samobójstwo, jeśli tak zrobi. Myślę, że w
gruncie rzeczy najbardziej bała się pastora Johnsona.
Heywooda zasępił się.
- On i ten nędznik Hollingshead są odpowiedzialni za całe zło i
nieszczęścia, które nastąpiły. Pierwszy dlatego, że ciska gromy i straszy gnie-
wem bożym płeć niewieścią za jej naturalne skłonności do okazywania
miłości, a drugi dlatego, że wbrew etyce lekarskiej bez skrupułów i z
wyrachowaniem zabija owoce tej miłości. Gdyby to ode mnie zależało,
wyrzuciłbym ich z miasta.
- Milo powierzył mi list do ciebie. Mam go w moim pokoju. Wyjaśnia w
nim wszystko i... i prosi cię o wybaczenie. Błaga też, żebyś pokochał jego
dziecko. - Chciała udać się po list, ale zatrzymał ją i przyciągnął do siebie.
- Nie ma takiej potrzeby. To ja powinienem błagać go o wybaczenie i
zrobiłbym to, gdyby to było możliwe. A jego dziecko będę traktował i
wychowywał jak własne. Matka Mila wpłaciła jego spadek na fundusz
inwestycyjny, który teraz przechodzi na Milesa. Gdybym mógł, po-
dziękowałbym z całego serca Milowi i Amelii za przysłanie mi ciebie, moja
najdroższa. To będzie najszczęśliwszy dzień w moim życiu, gdy wreszcie
zostaniesz moją żoną.
- Czuję się zaszczycona, że zostanę panią na Bellfield - wyszeptała
Marianne, po czym nagle zesztywniała, kiedy przypomniała sobie, że jednak
nie wszystko powiedziała.
- Co się stało?
82
S
R
- Jest jeszcze coś, czego... co powinnam... Prawda jest taka, że kiedy
pobraliśmy się z Milem, on... W rzeczywistości nigdy nie zostałam jego
prawdziwą żoną - dopowiedziała cichutko. - Więc obawiam się, że... że ja... -
Opuściła wzrok, majstrowała przy jednym z guzików jego koszuli. - Zdaję
sobie sprawę, że z mojego... zachowania w pewnej sytuacji mogłeś wywnios-
kować, że mam pewne doświadczenie, ale rozczarujesz się, kiedy...
Jego głośny śmiech sprawił, że zbita z tropu zaniemówiła.
- Najdroższa, ukochana dziewczyno, cóż to za uroczy absurd! Przecież
wiedziałem od samego początku, że choć podajesz się za mężatkę i powołujesz
na metrykę ślubu, wciąż jesteś niewinna. Poznałbym to i tak po sposobie, w
jaki drżysz i wzdychasz przy moim najlżejszym dotyku, a także po nieśmiałym
i trwożnym spojrzeniu w najbardziej intymnych momentach. Ale nawet bez
tych oczywistych oznak rozpoznałbym niechybnie, że jesteś niewinnym
dziewczęciem choćby po tym, jak się oburzyłaś, że sypiam nago.
- Naprawdę byłam zgorszona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]