[ Pobierz całość w formacie PDF ]
urodziny - zauważył.
- Och, Malik, to świetnie! - ucieszyła się Zara.
- Czy chcesz przez to powiedzieć, że do tego czasu
skończysz z eksperymentowaniem i dasz mi w końcu to, co
powinnaś mi dać, czyli własne wspaniałe ciało?
- Jeśli zechcesz - szepnęła.
- Ba! Jeśli nie zamęczysz mnie wcześniej nadmiarem
żądań.
- Będzie jeszcze tylko jedno, Malik - zastrzegła. - Tylko
jedno.
- Doprawdy? Jeszcze tylko jedno? - zakpił. - A jakie?
- Chciałabym, żebyś oddelegował mi do pomocy swoją
sekretarkÄ™.
- Moją nieocenioną Alice? Na całe trzy dni? - obruszył
siÄ™.
- Nie, nie, każdego dnia najwyżej na kilka godzin, a
nawet mniej, na godzinę, może dwie.
- Czy to już wszystko?
- No... prawie - wykrztusiła, w pełni świadoma tego, że
wystawia cierpliwość i opanowanie szejka na bardzo ciężką
próbę.
- A jaki jeszcze masz problem?
Zara zarumieniła się, zawstydzona, nim odpowiedziała:
- Problem wydatków. Malik wybuchnął śmiechem.
- A to dobre! - wykrzyknął. - Więc to ja sam mam ci
zapewnić środki na prezenty przeznaczone dla mnie?
- Skoro król Hakem tego nie uczynił...
- Widocznie nie przewidział, co zaczniesz wymyślać po
przyjezdzie do Ameryki - mruknÄ…Å‚ szejk, ni to do Zary, ni to
do siebie. - No, ale trudno - dodał, z rezygnacją machnąwszy
ręką. - Niech już będzie! Upoważnię Alice do pokrycia
wszystkich twoich wydatków z mojego konta. Tylko bądz
rozsÄ…dna.
- ObiecujÄ™!
Uśmiechnął się i podszedł bliżej do Zary.
- Obiecaj mi jeszcze - zażądał - że po tych trzech dniach
eksperymentowania nieodwołalnie zaczniesz robić to, co
powinnaś, czyli dzielić ze mną łóżko.
Zbladła lekko z przejęcia, ale odważnie odwróciła się w
jego stronę i stanąwszy z nim twarzą w twarz, powiedziała z
powagÄ…:
- Masz moje słowo.
Malik ujął ją za rękę. Przez chwilę miała wrażenie, że
zerwie umowÄ™ i pociÄ…gnie jÄ… prosto do swej sypialni, nie
czekając, aż upłyną trzy obiecane dni - tak bardzo gorącą miał
dłoń i tak bardzo wydawał się spragniony miłości. On jednak
zaprowadził ją tylko do przeznaczonego dla niej gościnnego
pokoju.
- Wystawiasz mnie na niesłychanie ciężką próbę,
dziewczyno - wyznał. - Ale cóż, słowo się rzekło, więc
zostawiam ciÄ™ samÄ… do rana. Moja gospodyni, pani Parker, za
chwilę przyniesie ci twoje bagaże, a potem poda jakąś kolację.
Rozgość się, wypocznij. Do jutra!
- Do jutra, Malik. Do zobaczenia - odpowiedziała Zara. -
Zpij dobrze.
- Nie drwij!
- Przecież nie śmiałabym nawet. Dobranoc.
- Dobranoc, Zaro. Miłych snów! - I szejk wyszedł. Nim
Zara zdążyła trochę dokładniej rozejrzeć się po swoim lokum,
które w istocie nie było pojedynczym gościnnym pokojem,
tylko dużym apartamentem, składającym się z trzech
pomieszczeń - saloniku, sypialni i łazienki, ktoś zastukał do
drzwi. Był to Benjamin, nieśmiały nastoletni wnuk gospodyni
szejka. Przyniósł bagaże. Po chwili zjawiła się sama pani
Parker - dość korpulentna starsza kobieta - z ciepłym
posiłkiem na tacy.
- %7łyczę smacznego - " rzuciła, nie wdając się w żadną
dłuższą konwersację.
- Dziękuję - odpowiedziała Zara.
Zjadła kolację z apetytem i poczekała, aż pani Parker
wróci i zabierze tacę. Po czym najpierw rozpakowała
wszystkie swoje rzeczy, lokując odzież w szafie, bieliznę w
komodzie, a drobiazgi kosmetyczne w Å‚azience, a potem
wzięła prysznic i ubrała się w nocną koszulę.
Była zmęczona i zamierzała od razu położyć się spać.
Zanim doszła do łóżka, zatrzymała się jednak na moment przy
oknie. Na granatowym nocnym niebie srebrzył się księżyc i
połyskiwały gwiazdy. A na ziemi, jak okiem sięgnąć, jarzyły
się liczniejsze od gwiazd światła nocnego San Francisco.
- Więc tak pięknie wygląda Ameryka?! - szepnęła z
podziwem. - Tak pięknie wygląda mój rodzinny kraj, do
którego cudem udało mi się powrócić!
Od wielu lat, żyjąc w pustynnym orientalnym królestwie
Rahmanu, marzyła o podróży do Stanów Zjednoczonych. Jej
ojczym, Kadar bin Abu Salman, nie chciał jednak nawet o tym
słyszeć. Obawiał się, że jeśli Zara wyjedzie do Ameryki, to już
nigdy z niej nie powróci na pustynię.
I słusznie się obawiał! - pomyślała, wciąż stojąc przy
oknie i zachłannie kontemplując efektowną nocną panoramę
kalifornijskiej metropolii. W Rahmanie musiałaby zostać albo
drugą żoną króla, nie kochaną przez niego i poślubioną
wyłącznie z politycznych względów, albo żoną
siedemdziesięcioletniego starca. A tutaj, w Stanach, będzie
nowoczesną kobietą i całkowicie wolnym człowiekiem!
Droga do wolności miała wprawdzie prowadzić przez
sypialniÄ™ szejka Malika, ale taka perspektywa jakoÅ› nie
wydawała się Zarze zbytnio przykra. Trochę się bała, to
prawda, tym bardziej że była jeszcze dziewicą i o miłosnym
kunszcie wiedziała tyle, co nic, ale wspomnienie cudownego,
namiętnego, elektryzującego pocałunku, jakim obdarzył ją
szejk, dodawało jej odwagi i stwarzało nadzieję na przeżycie
niezapomnianych chwil. A może nawet na przeżycie
prawdziwej miłości, o której marzyła i za którą tęskniła od lat,
równie mocno jak za Ameryką.
ROZDZIAA CZWARTY
Zara przespała noc, śniąc słodko przez większą jej część,
że oczekuje w swojej sypialni na przybycie Malika. Sen
spełnił się rano, zaraz po przebudzeniu. Ledwie wstała z łóżka
i zdążyła się umyć i ubrać, gdy szejk osobiście pojawił się w
drzwiach jej pokoju.
- Dzień dobry, Zaro! - rzucił z lekkim, ale bardzo
sympatycznym, ciepłym uśmiechem. - Jak się czujesz po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]