[ Pobierz całość w formacie PDF ]
218
koszulÄ… grabie.
Bańka z benzyną była nietknięta; podniosłam się powoli. Edward także wstał, niosąc
płonącą pochodnię. Ghule chyba już się stąd ulotniły, widać miały trochę oleju w głowie,
ale mimo wszystko... Porozumiewaliśmy się z Edwardem bez słów. Tak to jest, gdy łączy
ciÄ™ z kimÅ› paranoja.
Ruszyliśmy w stronę samochodu. Adrenalina już rozeszła się po kościach i byłam
bardziej zmęczona niż kiedykolwiek. Człowiek ma ograniczoną ilość adrenaliny
wydzielanej jednorazowo w stresującej sytuacji, pózniej jest po prostu otępiały.
Klatka z kurczakami była już historią; wokół grobu walały się tylko trudne do
zidentyfikowania resztki. Niej przyglądałam się im uważniej. Przystanęłam, aby zabrać
swoją torbę. Była nietknięta, niczego nie zabrano. Edward wyprzedził mnie i rzucił
pochodnię na żwirowy podjazd. Wiatr szumiał wśród drzew; nagle Edward krzyknął:
- Anito!
Odtoczyłam się w bok. Huknął pistolet Edwarda i coś z piskiem zwaliło się na trawę.
Spojrzałam na ghula, podczas gdy Edward posłał mu jeszcze parę kul. Gdy moje serce
wróciło już na swoje miejsce, przełknęłam ślinę, podpełzłam do bańki z benzyną i
odkręciłam nakrętkę.
Ghul wrzasnął. Edward przyszpilił stwora do ziemi płonącymi grabiami. Oblałam wijącą
się upiorną istotę benzyną, osunęłam się na klęczki i powiedziałam:
- Przypal go.
Edward ponownie przytknął grabie do ciała ghula. Buchnęły płomienie. Stwór stanął w
ogniu i zaczął wyć. W powietrzu rozszedł się swąd palonego mięsa i włosów. Oraz
benzyny.
Istota wiła się po ziemi jak oszalała, usiłując zdusić płomienie, ale bez rezultatu.
- Ty będziesz następny, Zachary - wyszeptałam. - Teraz twoja kolej, złotko.
Koszula całkiem się wypaliła, a Edward upuścił grabie na ziemię.
- Wynośmy się stąd - powiedział.
Zgadzałam się z nim w zupełności. Otworzyłam drzwiczki, wrzuciłam torbę sportową na
tylne siedzenie i uruchomiłam wóz. Ghul leżał na trawie, płonąc jak świeca, nie poruszał
siÄ™.
Edward zajął miejsce na fotelu obok, na podołku trzymał pistolet maszynowy. Po raz
pierwszy, odkąd go poznałam, Edward wyglądał na wstrząśniętego. A może nawet
przerażonego.
- Zamierzasz spać z tym peemem? - zapytałam.
Spojrzał na mnie.
- A czy ty sypiasz z bronią? - odparował.
Punkt dla Edwarda. Wzięłam zakręt na żwirowanym podjezdzie dość szybko, ale
możliwie jak najbezpieczniej. Mój Nova nie był przeznaczony do rajdów samochodowych.
Nie chciałam rozwalić auta tej nocy. Zwiatła reflektorów omiatały pobliskie nagrobki, ale
nic się wśród nich nie poruszało. Ghule zniknęły. Jak okiem sięgnąć nie było ani jednego
z tych stworów.
Wzięłam głęboki oddech i powoli wypuściłam powietrze. To był już drugi w ciągu dwóch
dni zamach na moje życie. Szczerze mówiąc, wolę już, gdy do mnie strzelają.
219
44
Jechaliśmy przez dłuższy czas w milczeniu. Wreszcie Edward przerwał ciszę zakłócaną
jedynie szumem silnika.
- Chyba nie powinniśmy wracać do twojego mieszkania - stwierdził.
- Jestem tego samego zdania.
- Zabiorę cię do mojego hotelu. Chyba że wolałabyś pojechać gdzieś indziej?
Dokąd miałabym się udać? Do Ronnie? Nie chciałam narażać jej jeszcze bardziej. Kogo
prócz niej mogłam narazić na niebezpieczeństwo? Nikogo. Prócz Edwarda, ma się
rozumieć. A on da sobie radę. Może nawet lepiej ode mnie.
Zapiszczał pager, który miałam przy pasie, pulsowanie aparaciku poczułam aż w klatce
piersiowej. Nie znosiłam przełączać pagera na tryb pulsacyjny. To cholerstwo napędzało
mi stracha, kiedy się włączało.
- Co się stało? - zapytał Edward. - Podskoczyłaś, jakby coś cię ugryzło.
Wyłączyłam pager i wcisnęłam guzik, aby zobaczyć, kto do mnie dzwonił. Wyświetlił się
numer.
- Włączył mi się pager. Był przełączony na tryb wibracyjny.
Spojrzał na mnie.
- Chyba nie zamierzasz zadzwonić do pracy. - To zabrzmiało bardziej jak stwierdzenie niż
pytanie.
- Posłuchaj, Edwardzie, nie czuję się najlepiej, więc nie kłóć się ze mną.
Usłyszałam jego westchnienie, ale co mógł powiedzieć? To ja prowadziłam. Dopóki nie
wyjmie broni i nie zmusi mnie, abym jechała, dokąd sobie życzył, będzie skazany na taką
trasÄ™, jakÄ… ja obiorÄ™.
Skręciłam w najbliższy zjazd i zatrzymawszy samochód przy pierwszym większym
sklepie, skorzystałam ze znajdującego się tam aparatu telefonicznego. Sklep był jasno
oświetlony i byłam przy nim wyśmienitym celem, ale po spotkaniu z ghulami gorączkowo
łaknęłam światła.
Edward patrzył, jak wysiadam z auta z portfelem w garści. Nie wyszedł, aby mnie
osłaniać. No i dobrze. Miałam przecież pistolet. Jeżeli chciał się na mnie obrazić, trudno,
jakoś to przeżyję.
Zadzwoniłam do pracy. Telefon odebrał Craig, nasz sekretarz z nocnej zmiany.
- Animatorzy sp. z o.o. Czym mogę służyć?
- Cześć, Craig, mówi Anita. Co się dzieje?
- Dzwonił Irving Griswold, powiedział, żebyś natychmiast się z nim skontaktowała albo
odwoła spotkanie. Twierdzi, że będziesz wiedziała, o co chodzi. Wiesz?
- Tak. Dzięki, Craig.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]