[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pieniędzy na wspomożenie stowarzyszenia sponsorowanego od lat przez Marka Malone.
Owa zbiórka odbędzie się w sobotę i ja osobiście będę na stoisku zachęcać wszystkich do hojności na tak
wzniosły cel, jakim jest pomoc poszkodowanym w wypadkach na arenie. Proszę zatem o liczne
przybycie."
Dalej autorka informowała o terminie i miejscu, gdzie zbiórka się odbędzie.
Mark milczał - zdumiony, zaskoczony. Miał jednak sobie za złe, że nawet po tej lekturze jedyne, o czym
był w stanie myśleć, to Audrey w mokrym T-shircie, który uwydatniał ciemne brodawki jej piersi.
On, Mark, musi dziś wziąć - mówił sobie w duchu - prawdziwie lodowaty prysznic.
- Niech to szlag - powiedział. - Ona naprawdę gotowa to zrobić. - Popatrzył ostro na Johna.
- Na pewno. - John nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości. - Chodzi jednak o to, co
zrobisz ty.
- Nic! Już raz zrobiła ze mnie idiotę. Wystarczy.
- Było, minęło. Teraz ona cię przeprasza.
Mark, z gazetą w ręku, zmarszczył brwi.
- Liczy pewno na to, że dostarczę jej materiał do kolejnego reportażu.
- Głupstwa gadasz. Powiedziała Helen, jeszcze przed pojawieniem się Keitha, że nie naruszy
twojej prywatności, nawet gdyby jej szef miał ją wywalić.
- To ty wiedziałeś o jej planach i nic mi nie powiedziałeś? Dlaczego?
- Przestań się czepiać! Helen powiedziała mi o tym pod koniec zeszłego tygodnia. Wolała się nie
wtrącać... Teraz nie ma to już żadnego znaczenia.
- Tak, Audrey przekabaciła was na swoją stronę. Wcale się temu nie dziwię. Ale do siebie - mam
pretensję. Bo ja nie wierzę, by taka kobieta jak ona mogła mnie... - Urwał.
- Pokochać? - dokończył John. - Pokochać ciebie? Nie uważasz, że tak się właśnie stało?
Mark pamiętał, gdy Audrey po raz pierwszy szepnęła mu, że go kocha. Po raz drugi powiedziała
to już znacznie pewniejszym tonem. Serce jego przeszył ból i zarazem wezbrała w nim wściekłość.
Zapanował nad gniewem, niczego po sobie nie okazał.
- Obejdę się bez jej miłości - rzekł.
- Nie wszystkie kobiety są takie jak twoja matka - powiedział John.
Mark, z rękami w kieszeniach, utkwił wzrok w podłodze.
- Możliwe - zgodził się ze swoim przedmówcą.
- Tyle już w swoim życiu przeżyłeś wzlotów i upadków, zwalczyłeś nałóg. Czy nie pora, byś
przyjął miłość takiej kobiety jak Audrey?
- Nie... Jeszcze nie teraz.
ROZDZIAA PITNASTY
Mały, obłażący z tynku domek w północnej części Fort Worth wyglądał jeszcze bardziej niechlujnie,
niż Mark zachował go w pamięci. Keith ofiarował się mu towarzyszyć, ale w tej sytuacji Mark wolał być
sam.
Zaparkował samochód obok domku i prawie godzinę siedział w aucie, rozmyślając nad czekającym go
przeżyciem.
Niczym koła ratunkowego trzymał się kierownicy, modląc się do Boga, by dał mu siły na rozmowę z
matkÄ….
Otworzyła mu drzwi, gdy tylko zapukał, jakby na kogoś czekała. Była umalowana, ten sam co dawniej
mocny makijaż, wskutek czego zmarszczki i worki pod oczami były jeszcze bardziej widoczne. Miała na
sobie obcisłe spodnie i te same duże kolczyki w uszach. Włosy ufarbowane na blond, tak jak dawnymi
laty.
- Jeśli szukasz Dudleya, to nie ma go tu  powiedziała z papierosem przylepionym do karminowych
ust.
Mark przełknął ślinę.
- Cześć, mamo - rzekł.
Przez parę sekund przyglądała mu się badawczo. Papieros odkleił się od ust i uśmiechnęła się, ukazując
rząd żółtych zębów nałogowego palacza.
- Wiedziałam, że w końcu przyjdziesz do matki.
Ręce Marka zacisnęły się w pięść jakby automatycznie, bez jego udziału.
- Mogę wejść? - zapytał.
- Jasne, właz.
Zaprowadziła go do małej brudnej kuchni i wskazała na krzesło przy stole. Wyjęła z lodówki
dwie butelki piwa.
- Siadaj i napij siÄ™.
Mark zdjął kapelusz i usiadł. Odsunął butelkę. Zapach piwa mieszał się z tanimi perfumami -
pamiętał ich woń z czasów dzieciństwa. W ustach mu zaschło, bał się, że nie wydusi z siebie ani
słowa.
- No więc czego ode mnie chcesz? Zrywasz ze mną wszelki kontakt, tak? Bo nie chcesz mi dawać
pieniędzy?
- Nie. Będziesz dostawała jak zawsze.
- To o co chodzi? Keith cię tu przysłał? - wychrypiała i zaciągnęła się papierosem.
- W pewnym sensie - rzekł.
- To powiedz mu, żeby tę cholerną psychologię zachował dla siebie. Ma o sobie wielkie
mniemanie, myślałby kto!
Keith uprzedzał go wprawdzie, był przygotowany na taki widok, lecz uczucie niesmaku nie
opuszczało go ani na chwilę.
- Powinnaś być zadowolona, że istnieje ktoś, kto się o ciebie troszczy. Ale dla ciebie nic nie
jest ważne. Tylko ty się liczysz.
- Nie mów do mnie w ten sposób! Jestem twoją matką!
Mark pamiętał to uczucie panicznego łęku, gdy matka podnosiła na niego głos. Nauczył się
jednak tłumić ów lęk, przybierać maskę obojętności. Zachował tę wiedzę po dziś dzień - tyle tylko,
że zmrużył oczy. Nie bał się, nie był nawet zły. Jedyne uczucie, jakie żywił w tym momencie, to
litość. Audrey miała rację. Ludzie sami marnują sobie życie.
I raptem coś stało się dlań jasne, rozświetliło mu umysł niczym błyskawica ciemną noc. To nie
była jego wina. To ona rozwaliła mu świat, nie odwrotnie. On był ofiarą.
Był dzieckiem, kiedy matka wyzywała go od ostatnich, aż wreszcie któregoś wieczora miał dość.
Dziesięcioletni chłopak nie mógł przewidzieć, że tak się to skończy. Tak tragicznie.
Przez całe lata wierzył, że gdyby był mądrzejszy, silniejszy gdyby nie zdradził sekretu... rodzice
kochaliby go i kochaliby Keitha. Mogliby być normalną rodziną. Ale teraz widzi, jak bardzo się
mylił.
Aż do tej pory czuł się tak, jakby na każdym ramieniu dzwigał siodło. Teraz je zrzucił. Był
wolny, przeszłość nie miała już nad nim władzy.
Milczał, a matka usiadła, ciężko dysząc, ręce jej drżały.
- Dudley będzie tu lada chwila - rzekła. - Lepiej idz już stąd.
- Mam do ciebie prośbę - zaczął. - Mogą zjawić się u ciebie dziennikarze i będą pytać o mnie.
Nic nie mów na mój temat.
Spojrzała na niego z chytrym błyskiem w oczach.
- Dziennikarze? A jeśli złożą mi ofertę nie do odrzucenia?
Właściwie odczytał jej pytanie.
- Ile? - zapytał.
- Dwie stówy byłoby w sam raz.
Mark wyjął portfel i podał jej dwa banknoty po sto dolarów.
- To jest zaliczka - rzekł. - Mój menadżer wypisze ci czek na resztę. Jeśli dziennikarze zaoferują ci
więcej, podwajam stawkę.
Zgasiła papierosa.
- Myślisz, że jak jesteś taki sławny, to wszystko możesz kupić? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed