[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Nie chcÄ™ twojej pomocy.
- Wiem - skinął powa\nie głową. - Usiądz, przygotuję ci coś do jedzenia.
- Nie mo\esz tu zostać! - zawołała spłoszona.
- Ale zostajÄ™. Jutro przeniosÄ™ moje rzeczy z hotelu.
- Powiedziałam...
- Wynajmę od ciebie pokój - przerwał jej i zabrał się do przeszukiwania kuchennych
szafek. - Pewnie potwornie boli cię gardło. Sądzę, \e rosół z puszki to najlepszy pomysł.
- Sama zatroszczę się o swój posiłek - fuknęła i wyrwała mu puszkę z zupą. - I nie
zaproszÄ™ ciÄ™ do mojego domu.
- Doceniam twoją wielkoduszność - za\artował i łagodnie odebrał jej puszkę. - Ale
wolę wrócić do interesów. Sądzę, \e dwadzieścia dolarów za tydzień, to rozsądna propozycja.
Lepiej wez pieniądze, Liz - poradził, nie pozwalając jej się wtrącić - bo ja i tak zostaję. Siadaj
- rozkazał i rozejrzał się za jakimś garnkiem.
Chciała się rozzłościć. To by jej dobrze zrobiło. Chciała nawrzeszczeć na tego
irytującego mę\czyznę i wyrzucić go z domu z wielkim hukiem. Zamiast tego cię\ko usiadła,
bo nogi odmówiły jej posłuszeństwa.
Co się stało z jej samodzielnością? Przez dziesięć lat sama podejmowała wszystkie
decyzje, sama odpowiadała za swoje czyny. Nie prosiła nikogo o radę ani o pomoc. A teraz
straciła kontrolę nad wydarzeniami, a jej \ycie zamieniło się w dziwną grę, której reguł nie
znała.
Coś mokrego kapnęło na jej dłoń. Zaskoczona, dopiero teraz zrozumiała, \e płacze.
Szybko otarła oczy, lecz nie mogła ju\ powstrzymać łez. Te łzy to była kolejna rzecz, na którą
nie miała wpływu.
- Zdołasz zjeść grzankę? - spytał Jonas, a gdy nie doczekał się odpowiedzi, odwrócił
się, by spojrzeć na Liz.
Siedziała sztywno przy stole, a po jej policzkach toczyły się ogromne łzy. Zaklął i
odwrócił się z powrotem do kuchenki. Nie potrafił jej pocieszyć. W końcu nic nie powiedział,
tylko usiadł przy niej i czekał.
- Myślałam, \e mnie zabije - chlipnęła i ukryła twarz w dłoniach. - Czułam nó\ na
gardle i myślałam, \e zaraz umrę. Boję się. Och, Bo\e, jak ja się boję!
Jonas przytulił ją do siebie i pozwolił się wypłakać. Nie był przyzwyczajony do
rozdzierająco szlochających kobiet. Te, które znał, pozwalały sobie uronić łezkę i nic
ponadto. Nie miał pojęcia, jak ją pocieszać, więc tylko trzymał w ramionach.
Liz była lodowato zimna. Jonas się nie odzywał. Nie szukał słów pocieszenia, nie
obiecywał jej, \e wszystko będzie dobrze. Po prostu był. Wcią\ tulił ją, choć przestała płakać
i tylko dr\ała w jego ramionach. Zaczął padać deszcz. Krople uderzały o szyby i dach,
szumiąc cicho. A Jonas wcią\ ją tulił.
Gdy Liz odsunęła się nieco, bez słowa wstał, podszedł do kuchenki i zapalił gaz pod
garnkiem z rosołem. Po chwili postawił przed nią parującą miskę i nalał bulionu równie\ dla
siebie. Liz, zbyt zmęczona, by się wstydzić, zaczęła jeść. W kuchni było słychać tylko deszcz
i brzęk naczyń.
Nawet nie wiedziała, \e jest głodna, lecz po chwili stała przed nią zupełnie pusta
miska. Westchnęła i spojrzała na Jonasa. Siedział i palił w ciszy.
- Dziękuję - szepnęła cicho.
- Nie ma za co.
Opuchnięte oczy dziewczyny podkreślały jej bezbronność. Jej twarz wcią\ była blada
pod opalenizną. Jonas poczuł się nieswojo, bo wbrew sobie pomyślał, \e powinien chronić
Liz. To była kobieta, przy której nale\ało zachować emocjonalny dystans, by nie ulec jej
czarowi. Jeśli się do niej zbli\y, przepadnie z kretesem. Nie mo\e się o nią troszczyć, skoro
zamierza ją wykorzystać, by pomóc im obojgu. Jonas pomyślał, \e od tej chwili musi się
bardziej pilnować.
- Chyba wstrząsnęło to mną bardziej, ni\ przypuszczałam.
- Masz prawo do Å‚ez.
Skinęła głową, dziękując mu za to, \e nie wyśmiewa jej słabości.
- Nie ma powodu, \ebyś tu zostawał.
- I tak nie odejdÄ™.
Liz zacisnęła dłonie w pięści, lecz po chwili pozwoliła im się rozluznić. Nie potrafiła
przyznać nawet przed sobą, \e go potrzebuje i \e po raz pierwszy od wielu lat boi się zostać
sama. Skoro tak się upierał, niech zostanie. Liz postanowiła być praktyczna.
- Dobrze. Dwadzieścia dolarów za tydzień, pierwsza rata z góry.
- Wracasz do siebie - oznajmił z szerokim uśmiechem i poło\ył banknot na stole.
- Posiłki nie są wliczone w cenę - zastrzegła.
- W porządku - zgodził się, patrząc, jak Liz wstaje, podchodzi do zlewozmywaka i
zmywa naczynia.
- Klucz dam ci rano - oznajmiła i z wielką uwagą zaczęła wycierać miskę. - Myślisz,
\e on wróci? - spytała łamiącym się głosem.
- Nie wiem - odparł, podszedł do niej i poło\ył dłonie na jej ramionach. - Ale jeśli
wróci, nie będziesz sama.
Liz spojrzała mu w oczy i Jonas poczuł, \e znów traci nad sobą kontrolę.
- Chcesz mnie chronić czy szukasz zemsty? - spytała po prostu.
- Gdy zajmę się jednym, mo\e będę miał okazję zrobić te\ drugie-powiedział i
nawinął końce jej włosów na swoje palce. - Powiedziałaś niedawno, \e nie jestem miłym
człowiekiem.
- A kim jesteÅ›?
- Po prostu człowiekiem - odparł.
Wiedziała ju\, \e jest pełen sprzeczności. Potrafił być cierpliwy, ale i brutalny.
Wywierał wielki wpływ na ludzi.
- Ja te\ się zastanawiałem, Elizabeth, jaka naprawdę jesteś. Masz wiele sekretów.
- To nie ma z tobą nic wspólnego - szepnęła bez tchu.
- Mo\e tak, mo\e nie.
Jonas bardzo powoli pochylił się nad nią. Zafascynowana patrzyła, jak jego usta
zbli\ają się do jej warg. Nie mogła się ruszyć. Objął ją z wielką pewnością siebie.
Liz uwa\ała go za gwałtownego człowieka, lecz usta Jonasa były miękkie, ciepłe i
potrafiły uwodzić. Ju\ od tak dawna nie pozwalała, by ktoś ją uwodził. Bez specjalnego
nacisku ten mę\czyzna sprawił, \e znikła jej siła, na której polegała od lat.
Nie miał pojęcia, co go skłoniło do pocałowania Liz, lecz po chwili przestał się nad
tym zastanawiać. Zagubił się w słodyczy pocałunku. Spodziewał się oporu albo pasji i ognia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed