[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Blackwooda jeszcze nie było.
- Czy Jim posługuje się językiem migowym? - zwróciłam się do Amber.
Jej twarz znieruchomiała.
- Nie mogę odpowiadać na żadne pytania dotyczące Jima. Musisz sama go zapytać. - Zamrugała, po czym uśmiechnęła się do kogoś ponad
moim ramieniem.
- Nie, nie potrafię migać - odparł Blackwood.
- Nie znasz języka migowego? - Popatrzyłam na niego przez ramię, celowo odwracając się tak, żeby Chad widział, co mówię. - Ja też nie. To jedna
z tych rzeczy, które zawsze odkładałam na pózniej.
- Zaiste. - Najwyrazniej go bawiłam. Usiadł, wskazując Amber miejsce.
- Jest martwa - powiedziałam. - Zniszczyłeś ją. Znieruchomiał.
- Nadal mi służy.
- Doprawdy? Wygląda raczej jak marionetka. Założę się, że masz z nią teraz więcej kłopotów, niż kiedy żyła. - Biedna Amber. Nie mogłam jednak
pokazać po sobie żalu. Musiałam skupić się na tym pokoju i na przeżyciu. - Czemu ją tu trzymasz w tym stanie? - Nie dając Blackwoodowi czasu
na odpowiedz, pochyliłam głowę, zagłębiając się w modlitwie przed jedzeniem... Prosiłam o pomoc i mądrość. Nie dostałam odpowiedzi, mimo to
odniosłam wrażenie, że ktoś mnie słucha. Miałam nadzieję, że nie tylko duch.
Wampir obserwował mnie, dopóki nie skończyłam.
- Nie powinnam tego robić, wiem - powiedziałam, biorąc kromkę i smarując masłem. Pachniała świetnie, położyłam ją więc na talerzu Chada,
unosząc kciuk do góry. - Ale Chad nie może modlić się za nas na głos, Amber nie żyje, a Corban... - Przekrzywiłam głowę, spoglądając na
mężczyznę, który nie drgnął, odkąd weszłam do jadalni. Jedynie jego pierś lekko unosiła się i opadała. - Corban nie jest w stanie się modlić, a ty
jesteś wampirem. Bóg nie wysłucha tego, co masz do powiedzenia.
Wzięłam drugą kromkę i zabrałam się do smarowania.
Nieoczekiwanie wampir roześmiał się, odrzucając głowę i ukazując ostre, białe kły. Starałam się nie myśleć, że dotykały mojej szyi.
To było jednak nic w porównaniu z przerażającym śmiechem wtórującej mu Amber. Poczułam na karku chłód, który zniknął zaraz po tym, jak
usłyszałam:  Uważaj". Nie cierpię, gdy duchy się tak do mnie podkradają.
Chad złapał mnie za kolano z oczami rozszerzonymi strachem.
Widział ducha? Potrząsnęłam lekko głową, podczas gdy wampir ocierał suche oczy serwetką.
- Niezły z ciebie ananas, co? - rzekł Blackwood. - Powiedz, Tag domyślił się kiedyś, kto ukradł mu wszystkie sznurówki?
Jego słowa poraziły mnie, lecz nie dałam tego po sobie poznać.
Tag należał do stada Brana. Nigdy nie wyjeżdżał z Montany, a o sznurówkach wiedzieliśmy tylko ja i on. Znalazł mnie kiedyś, gdy kryłam się przed
gniewem Brana - nie pamiętam już, co wtedy zbroiłam. Kiedy nie chciałam wracać z własnej woli, wyjął sznurówki z butów, zrobił z nich obrożę i
smycz i zaciÄ…gnÄ…Å‚ mnie - w formie kojota - do domu Brana.
Dobrze wiedział, kto ukradł mu sznurówki. Aż do wyjazdu do Portland dawałam mu sznurówki na każde święta. Zawsze się z tego śmiał.
Nie było takiej możliwości, żeby któryś z wilków Brana szpiegował dla wampira. Ukryłam te myśli, napychając sobie usta pieczywem.
- Genialny chleb - pochwaliłam Amber, przełknąwszy. - Sama go upiekłaś? - Nie przychodziło mi do głowy nic, co mogłabym powiedzieć na temat
sznurówek, toteż przerzuciłam się na jedzenie.
Amber zawsze uwielbiała rozmawiać o wartościach odżywczych i zdrowym żywieniu. Nie wierzyłam, żeby śmierć to zmieniła.
- Tak. Z pełnego ziarna. Jim zatrudnił mnie na kucharkę i gosposię. A ja wszystko popsułam.
Tia, biedny Jim. Amber zmusiła go, by ją zabił, i dzięki temu nie musiał szukać nowej pomocy domowej.
- Ci - uciszył ją Blackwood.
Odwróciłam się trochę, prawie na niego patrząc.
- Uhm. A tu taka klapa. Nawet człowiek wyczuje ten zapach zgnilizny za kilka dni. Nieciekawa cecha u kucharki. Nie żebyś jej w ogóle potrzebował.
- Odgryzłam kolejny kęs chleba. - Od dawna masz mnie na oku?
-
Już
straciłem
nadziejÄ™,
że
znajdÄ™
kolejnego
zmiennokształtnego. Wyobraz sobie moją radość na wieść, że Marrok wziął jednego pod swe skrzydła.
- Gdybym tam została, na nic by ci się to zdało. - Duchy, pomyślałam. Obserwował mnie za pomocą duchów.
- Och, nie przejmuję się wilkołakami. Czy Amber albo Corban wspominali, jakiego rodzaju interesy prowadzę?
- Nie. Odkąd wyszedłeś, nie padło o tobie ani słowo. - Mówiłam prawdę, jednak sądząc ze sposobu, w jaki zacisnął usta, nie spodobało mu się, że
pupile nie poświęcali mu uwagi. To pierwsza oznaka słabości, jaką dostrzegłam u Blackwooda. Nie wiedziałam, czy ta wiedza mi się do czegoś
przyda, ale zbierałam każdy strzępek informacji.
Poznaj swojego wroga.
- Zajmuję się... szczególną amunicją - rzekł, przypatrując mi się zmrużonymi oczyma. - W większości tajne projekty rządowe. Mam na przykład
spore sukcesy w opracowaniu broni na wilkołaki. Posiadam, między innymi, srebrną wersję black talonów. Srebro to kiepski materiał na pociski,
nie rozszerza się odpowiednio. Te, zamiast rozpłaszczać się, otwierają się niczym kwiaty. - Rozcapierzył palce, tak że jego dłoń przypominała
rozgwiazdę. - Do tego pociski ze środkiem uspokajającym projektu Gerry'ego Wallace'a. To dopiero niespodzianka. Nigdy nie myślałem o DMSO
jako nośniku srebra ani żeby dostarczać substancję do organizmu za pomocą broni usypiającej. No, ale jego ojciec był weterynarzem. Oto,
dlaczego narzędzia bywają przydatne.
- Znałeś Gerry'ego Wallace'a? - wyrwało mi się. Ugryzłam kolejny kęs, jakby mój żołądek wcale nie był ciasnym supłem, a mnie nie zależało na
odpowiedzi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed