[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jakiś szelest przykuł jego uwagę. Uniósł głowę i zobaczył
idącą ku niemu Tarę. Nagle zaschło mu w ustach.
Była ubrana w mocno wydekoltowaną czarną suknię,
ukazującą ramiona i zarys piersi. Jakby to nie wystarczało, w
długim, bocznym rozcięciu było widać zgrabną nogę.
- Czy dobrze wyglądam? - zapytała nieśmiało Tara.
- Hm... - Oszołomionemu Mattowi zabrakło konceptu.
Rzucił okiem na kasztanowe włosy, zaczesane do tyłu i
ozdobione licznymi, błyszczącymi spinkami.
- Czy dobrze wyglądam? - powtórzyła Tara, nieświadoma
wrażenia, jakie zrobiła na Matcie.
- Owszem, wyglÄ…dasz Å‚adnie.
- Aadnie! - sarknęła Juanita, wchodząc do pokoju. -Chyba
zapiszę cię do okulisty. Tara wygląda fantastycznie! Będzie
prawdziwą królową balu.
Matt uśmiechnął się.
- To właśnie miałem na myśli.
- Czemu jej tego nie powiedziałeś?
- Daj mi tylko szansę - rzekł. Podszedł do stolika, podniósł
leżący na nim kwiat i wręczył go Tarze. - To dla pięknej
damy.
- Och, dziękuję.
- Na nas już czas.
Tara skinęła głową i pocałowała Erin na dobranoc.
Zapewniła też Juanitę, że nie wrócą pózno.
- Nie martw się - odparła gosposia. - Erin będzie pod
dobrÄ… opiekÄ….
Matt ujął Tarę pod rękę i wyszli z domu. Gdy przy
samochodzie poczuł delikatny zapach jej perfum, zdał sobie
sprawę, że tylko cud zdoła go powstrzymać przed złamaniem
obietnicy. Obietnicy, że będzie trzymał się z dala od Tary
McNeal.
Sala balowa w czterogwiazdkowym hotelu była
udekorowana tysiącami kwiatów i migoczącymi światełkami.
Na okrągłych stolikach rozłożono białe obrusy i srebrną
zastawę. Przy każdym nakryciu umieszczono plakietkę z
nazwiskiem. Orkiestra dyskretnie przygrywała tłumowi
bogaczy w smokingach i ich żonom w sukniach balowych.
Wokół brzmiały ożywione rozmowy.
Tara nie mogła się powstrzymać, by wciąż nie spoglądać
na swojego przystojnego partnera. Doktor Landers w
smokingu prezentował się oszałamiająco. A poza wszystkim
był jej... na tę noc.
- Chciałabym jakoś ci pomóc, ale nie wiem jak. Zobaczę,
może Cari ma dla mnie coś do roboty?
Chciała odejść, ale Matt przytrzymał ją za rękę.
- Jesteś zbyt piękna, żebym pozwolił ci odejść. Jeżeli
koniecznie chcesz pomagać, to mnie podczas aukcji.
- Och, Matt, ci wszyscy ludzie mnie onieśmielają.
- Nie wierzę, Taro. Widziałem, jak świetnie dawałaś sobie
radę z dziećmi w świetlicy. Wspaniale się nadajesz do tej roli.
Nie czuła się na siłach, żeby z nim dyskutować, więc
pozwoliła, by oprowadził ją po sali.
Kiedy wreszcie zasiedli do kolacji, razem z jakÄ…Å›
sympatyczną starszą parą, Tara stwierdziła, że nie jest tak zle.
Starsi państwo opowiadali o swoich wnukach i wypytywali ją
o Erin, a ona błogosławiła w duchu Cari za to, że tak trafnie
dobrała im towarzystwo.
Potem przyszła pora na aukcję. Matt zasiadł na podium.
Aukcję prowadził równie perfekcyjnie jak wszystko, co robił.
Tara patrzyła na niego jak urzeczona. I nie była wyjątkiem.
Matt oczarował wszystkie panie, a i mężczyzni byli pod
wrażeniem. Opowiadał o każdym przedmiocie wystawionym
na aukcję, a Tara pomagała mu w licytacji. Ku swemu
zdziwieniu wkrótce odkryła, że niezle się przy tym bawi.
Kiedy aukcja dobiegła końca, okazało się, że zebrano
większą niż kiedykolwiek sumę na szpital Riverhaven.
Potem zaczęły się tańce. Nick i Cari poprosili Matta i
Tarę, żeby się do nich przyłączyli.
- Dobrze, chyba że chcesz już wracać do domu -zwrócił
siÄ™ Mart do Tary.
- Sama nie wiem. A co z Erin?
- Ona już śpi - odparł. - Masz jakiś inny wykręt?
- Nie umiem zbyt dobrze tańczyć - odparła.
- Ja też nie. - Matt mrugnął porozumiewawczo. -Jakoś
sobie poradzimy, a w tym tłumie nikt i tak tego nie zauważy.
Oboje roześmiali się. Matt poprowadził Tarę na parkiet.
Myślał tylko o jednym - że trzyma ją w ramionach i czuje przy
sobie jej cudowne ciało. Kiedy się przysunęła bliżej, omal nie
jęknął.
- To był wspaniały wieczór. Dziękuję, że mnie zaprosiłeś.
- Tara spojrzała mu w oczy.
- Dzięki tobie ten wieczór stał się szczególny - odparł i
przyciÄ…gnÄ…Å‚ jÄ… do siebie. Poruszali siÄ™ wolno w rytm melodii, a
po chwili kołysali się już tylko w miejscu, ciasno objęci. Matt
czuł, że płonie. Jak mógł być tak głupi, żeby wierzyć, iż
potrafi trzymać się od niej z daleka? %7łe uda mu się zagłuszyć
głos natury? Odsunął się lekko i spojrzał na Tarę. W jej
oczach ujrzał odbicie swoich pragnień.
- Chcesz już iść? - zapytał schrypniętym głosem, a kiedy
skinęła głową, wziął ją za rękę.
Wrócili do stolika, Matt porwał torebkę Tary i szybko
pożegnał się z Malone'ami. Zdążył jednak dostrzec mrugnięcie
Nicka i znaczący uśmiech Cari. Było mu już wszystko jedno,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]