[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nawarstwione na sobie i zlepione potem koszule i podkoszulki, po czym ujÄ…Å‚ tÄ™
warstwę, pod którą znajdowało się serce, i musiał ją oderwać wraz z włosami,
a koszule i podkoszulki zwinęły się jak papa. Potem lekarz powiatowy włożył so-
bie wężyki do uszu, pochylił się, a kiedy się uniósł, okazało się, że to prawda.
Owczy Król był urzędowo nieżywy. Owieczki wiedziały o tym, stały ze zwieszo-
nymi łebkami i drżały. Po chwili przyszedł ktoś i narzucił na umarłego koc. Auto-
bus i lekarz powiatowy odjechali, wachmistrz policji zwrócił blacharzowi nożyce
do cięcia blachy i obaj z panem Prausem odjechali na rowerach. Pózniej zjawił
się człowiek, który biczem pognał owce po drodze aż do ostatniego domostwa,
otworzył furtkę i zapędził je na podwórko Owczego Króla.
Nazajutrz, kiedy Owczy Król leżał już w trumnie w kostnicy, przyjechali rzez-
nicy. Patrzyłem, jak siłą wyważyli wrota i wjechali samochodem na podwórze.
Z szopy przynieśli kozioł do rżnięcia drzewa, ułożyli jedną obok drugiej dwie
deski, a potem wyprowadzali jedna po drugiej owieczki i zarzynali je. A każda
owieczka, zobaczywszy rzezników, sama podbiegała, kładli ją na grzbiecie mię-
dzy te dwie deski na kozle do rżnięcia drzewa, owieczka sama wyciągała szyję
i błyskał nóż, i tryskała krew. Za ostatnią owcą wybiegło jagniątko. Kiedy owcę
położono na grzbiecie, to jagnię wspięło się i zaczęło ssać. Ale rzeznicy jednym
pociągnięciem ostrego noża poderżnęli gardło także i tej ostatniej owcy. A jagnię
nadal ssało. Jeden z rzezników pochylił się i chciał zarżnąć również i to jagniątko,
ale drugi rzeznik powiedział:
To sobie zostawimy, to baranek, wezmiemy go ze sobÄ….
A potem energicznie zabrali się do patroszenia owiec. Jagnię biegło za nimi.
W końcu otwarli burty, wrzucili owce na wyłożoną blachą skrzynię samocho-
du, wskoczyli do szoferki, wzięli to jagnię między siebie i odjechali.
A ja powróciłem do browaru i dopiero teraz zobaczyłem na własne oczy, dla-
czego Jezus powtarzał nieustannie przypowieści o owcach i baranku bożym. I ła-
małem sobie głowę: po co im tam w holeszowickiej rzezni jagnię?
Owczego Króla pochowano. Na jego pogrzeb przybyło nas tylko trzech: ja,
brat Króla i grabarz. Jesienią, kiedy zaczęły się ulewy, całe domostwo Owcze-
84
go Króla zwaliło się i rozsypało w gruzy. A o Owczym Królu tylko ja z całego
miasteczka potrafiłem tak pięknie opowiadać. Potem nadeszło lato i do naszego
browaru przyjechał w odwiedziny pan Rybin, rzeznik z holeszowickiej rzezni,
przyjechał w odwiedziny do mistrza bednarskiego, a ja oprowadzałem go po bro-
warze. Była niedziela, pokazałem mu słodownię i warzelnię, otworzyłem nawet
żelazne drzwiczki lodowni, gdzie piętrzyła się wysoka na osiem pięter góra lodu,
istny lodowiec w budynku bez okien. Wyjaśniłem panu rzeznikowi Rybinowi, jak
warzy się piwo, a przy tym usiłowałem zdobyć się na odwagę, aby zapytać, czy
tam, do holeszowickiej rzezni, nie przywiezli w zeszłym roku jagniątka z naszego
miasteczka. Ale nie miałem dość siły i odwagi, więc pożyczyłem jeszcze klucze
i pokazałem panu Rybinowi, jak w stolarni robią beczki. A kiedy już zamknąłem,
obróciłem się.
Proszę pana spytałem czy rzeznicy z holeszowickiej rzezni, ci dwaj,
co tu w zeszłym roku zarżnęli stado owiec, nie przywiezli ze sobą małej owieczki,
nie przywiezli baranka?
Przywiezli, chłopcze odpowiedział pan Rybin. No, teraz to już z nie-
go nie lada zuch! Biega po rzezni i ma czerwoną obróżkę, a na niej duży mosiężny
dzwonek.
Bardzo się cieszę powiedziałem ale, proszę pana, czy tego baranka
trzymacie ot tak sobie, dla zabawy?
Skądże znowu, chłopcze, ma on w rzezni swoje obowiązki! Czy ty wiesz,
ile owiec zabija się w ciągu tygodnia? Setki, a bywa, że i tysiące. A owce przed
ubojem muszą być w kojcach, żeby się im wnętrzności wyczyściły, i tak są osła-
bione z tęsknoty, że trzeba niemało wysiłku, żeby je zapędzić pod nóż. A więc
puszczamy baranka z dzwonkiem i on chodzi od jednego kojca do drugiego, tak
długo, jak potrzeba, a owieczki, słysząc wesołe brzęczenie, podnoszą się i idą za
nim, a on nam je przyprowadza wprost pod nóż. I za każdym razem dostaje krom-
kÄ™ chleba posypanego solÄ…. On to bardzo lubi. I to jest nagroda za jego pracÄ™.
Rozumiesz, chłopcze?
Nie rozumiem, proszę pana powiedziałem. Ale jak dorosnę, to na
pewno zrozumiem.
CZERWONA KONICZYNA
Ksiądz dziekan Spurny, ilekroć wykładał nam historię biblijną, umiał mówić
tak cicho i łagodnie, że my zawsze mieliśmy wrażenie, że ksiądz dziekan na-
wet duchem nie przebywa w klasie ani w naszym miasteczku, ale zupełnie gdzie
indziej, tam gdzieś w ziemi Kanaan, że płynie po Jeziorze Genezaret albo jest
w Tarsie.
Ze wszystkich cudów, jakie się wówczas zdarzyły, najpiękniejsza była historia
świętego Pawła. Wzruszała mnie myśl, że oto jadę na rowerze i nagle uderza grom
z jasnego nieba, ja spadam z roweru i staję się naraz zupełnie kimś innym, całkiem
odmienionym człowiekiem.
Ksiądz dziekan zapewne chętnie opowiadał o świętym Pawle dlatego, że sam
pewnego popołudnia wiózł w swoim aucie baronową z Cyprysów i kiedy jechał
główną ulicą i zmieniał biegi, zamiast za dzwignię zmiany biegów chwycił za
kolano baronową z Cyprysów i wpadł na wystawę sklepu pana Milana Hendry-
cha, który sprzedawał cudowne koszule, a więc prócz rozbitego szkła z przedniej
szyby na koszulach na wystawie nic się nie stało ani jemu, ani nawet pani baro-
nowej z Cyprysów. A ja wierzyłem święcie, że tylko cudem uszedł z życiem, bo
wszystkie koszule, jakie sprzedawał pan Milan Hendrych, przynosiły szczęście.
Co tydzień za szybą wystawy i w Gazecie Obywatelskiej rzucała się w oczy
reklama:
Podczas bójki na Cygance w Drahelnicach cygański handlarz Lajosz Różycz-
ka został pchnięty nożem w serce, ponieważ jednak Lajosz Różyczka miał na so-
bie koszulę od Milana Hendrycha, ulica Palackiego 156, nic mu się nie stało. . .
Co tydzień otwierałem Gazetę Obywatelską i znajdowałem tam nowy
cud. . .
Pod rusztowaniem, które się niespodziewanie osunęło, znaleziono czeladnika
murarskiego Józefa Bandrę, ponieważ jednak miał on na sobie koszulę od Milana
Hendrycha, ulica Palackiego, nic mu się nie stało. . .
I tak co tydzień coraz to nowy cud. . .
Przejechany przez pociÄ…g. . . Podczas polowania na kuropatwy postrzelo-
ny został z bliska myśliwy, ponieważ jednak miał na sobie koszulę od Milana
Hendrycha, ulica Palackiego, nic się nikomu nie stało. . .
86
A więc i ksiądz dziekan podczas tego wypadku, kiedy chwycił panią baronową
z Cyprysów za kolano, miał zapewne na sobie koszulę od Milana Hendrycha, ulica
Palackiego, gdy wjechał swoim samochodem na wystawę i nic mu się nie stało. . .
Dwa razy w tygodniu na lekcjach religii miałem na sobie koszulę od Milana
Hendrycha, tak zresztą jak cała reszta chłopaków, bo całe miasteczko kupowało
koszule nie gdzie indziej, ale właśnie przy ulicy Palackiego.
Ksiądz dziekan chodził między ławkami i jego głos rozbrzmiewał cicho, szedł
cicho i oglądał się. . . A Jezus wsiadłszy do łodzi płynął do ziemi Kanaan. . . Za-
wazal wyrzynał nożem wielkie serce na ławce, pozostali uczniowie słuchali ci-
chego głosu, który płynął wraz z Jezusem do ziemi Kafarnaum. . . i nagle Zawa-
zal uderzył głową w wierzch ławki, nosem rąbnął o drewno, aż krew mu pociekła,
i krzyknął, wszyscy uczniowie drgnęli ze strachu, ale ksiądz dziekan nadal chodził
cicho. Zawazal wycierał nos, a Pan Jezus mówił do swoich uczniów: Czemu bo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]