[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Czy nie pora ju\ na kurację, tatusiu? spytałem.
52
Stryjaszek Pepi pochylił się i patrzył na szkarłatny aksamit, a tam tkwiły w uchwytach neonowe rurki
najrozmaitszych kształtów; jeden z tych pustych wewnątrz instrumentów kończył się wałeczkiem, drugi miał
na końcu stalową szczoteczkę, trzeci rozdwajał się, aby go mo\na było wło\yć do nosa, czwartym był neo-
nowy grzebień, pusty wewnątrz i tak du\y jak końskie zgrzebło, piąty miał na końcu długi walec, w którym
znajdowała się skręcona spirala ze stali... Stryjaszek uśmiechał się do tych leczniczych rurek i wziąwszy ten
długi instrument powiedział:
Psiakrew, Francinku, musisz mi to po\yczyć! Wezmę to ze sobą do Hawerdów.
Tatuś ocknął się, opuścił włosy pani rzeznikowej na ziemię, wyrwał stryjaszkowi neonową rurkę i za-
wołał:
Widzieliście go?! Ja to przyniosłem dla pani, pani Majerowa powiedział i głos mu dr\ał. A po-
tem wyjął z walizeczki długi przewód, wło\ył go do kontaktu w ścianie, wziął bakelitowy uchwyt, umieścił
na nim pró\ny wewnątrz neonowy grzebień, nacisnął guziczek i uniósł grzebień; w jego wnętrzu iskrzyło się
błękitnie, ojciec uniósł go wysoko w półmrok pod sufitem, i błękitne światło padało w dół na rude włosy
pani rzeznikowej, a włosy te tak\e iskrzyły.
Ja wcale nie chcę mówił ojciec \eby pani przestała pić, ja chcę, \eby piła pani w miarę, \eby
nie piła pani z \alu, ale ot, tak sobie, czasami, po prostu z radości... I temu właśnie słu\ą tę prądy fulgura-
cyjne i ich promieniowanie...
Pani rzeznikowa podniosła wzrok i patrzyła w górę, i ja teraz wiedziałem z całą pewnością, \e mamusia
miała rację bojąc się, kiedy tatuś postanowił leczyć panią Majerowa prądami fulguracyjnymi.
Byłoby to znacznie piękniejsze, gdybyśmy zgasili światło. Mistrzu, tam jest kontakt!
Stryjaszek wymacał w półmroku guzik i zgasił \arówkę, a ja musiałem przyznać, \e czegoś tak pięk-
nego w domu nie widziałem. Nawet stryjaszek Pepi nastawiał wierzchy dłoni i przypatrywał się tym błękit-
nym rękom, tak jakby nie nale\ały do niego.
Psiakrew, musisz mi to po\yczyć! Wezmę to dla tych inteligentnych ślicznotek z Anionu ! za-
wołał.
Widzieliście go?!!! powiedział tatuś, a ja widziałem, \e wchodzi na cienki lód, \e za chwilę bę-
dzie zgubiony, grzebień dr\ał mu w ręku, i to wcale nie ze wzburzenia, ale z czegoś zupełnie innego, było to
całkiem to samo co ze mną, i ja tak dr\ałem, kiedy ta dziewczyna z czwartej gimnazjalnej prowadziła mnie
przez strych męskiego i \eńskiego gimnazjum, kiedy stała przede mną i patrzyła nie na mnie, ale w głąb
mnie, a ja słyszałem, jak bije mi serce, zupełnie tak samo tatusiowi w rytm serca pulsował ten neonowy grze-
bień. I oto ojciec usiadł na krześle, które postawił tu\ za krzesłem, na którym siedziała pani rzeznikowa,
włosy jej opadały a\ na ziemię, tatuś siedział za nią, iskierki neonów przeskakiwały we włosy, tatuś dotknął
grzebieniem włosów i przesuwał a\ do ziemi to neonowe zgrzebło, włosy przeciekały przez nie jak strumie-
nie wody przez jaz i czeluść przy młynie, ojciec uniósł rękę i znów dotknął grzebieniem włosów na ciemie-
niu, i znów przesunął go a\ do dołu, powietrze w sklepie pachniało ozonem, jakby przy ka\dym tym akcie
czesania rozbłyskiwała błyskawica i uderzał grom. A tatuś w świetle neonu raz po raz wąchał włosy, ot tak,
jakby przypadkiem, patrzyłem ju\ nie tyle na grzebień, ile na ojca, a potem na panią Majerową, która miała
zamknięte oczy i twarz jej wyra\ała szczęście i zadowolenie, a przede wszystkim z całą pewnością nie ma-
rzyła o niczym innym, tylko o tym, \eby czesał jej włosy i leczył ją z pijaństwa nie kto inny, ale tylko i wy-
łącznie mój ojciec.
Zacznie pani nowe \ycie? spytał ojciec i zbli\ył swoje usta do włosów, pod którymi kryło się
uszko pani rzeznikowej.
Pani Majerowa przytaknęła.
A więc gdzie ma pani te swoje wódeczki? Te pokrzepiające likiery? szeptał tatuś.
Mistrzu poprosiła pani rzeznikowa niech pan zapali światło w kuchni. Kontakt znajdzie pan
tu\ za futrynÄ…!
Stryjaszek uniósł dłonie i dotykał, obmacywał ścianę, a jego czapka w fioletowym mroku oświetlała
mu drogę do kuchni, gdzie w końcu natrafił na kontakt. Błysnęło światło, a ja widziałem, jak pani rzezni-
kowa wskazała palcem i szepnęła jak przez sen:
Tam, w szafeczce!
I na powrót zamknęła oczy.
Stryj otwierał wszystkie szafy, na samym końcu dopiero otworzył szafkę nad zlewem i przyniósł gra-
niastą butelkę z jasnym likierem, a kiedy postawił ją na rzeznickim pieńku, powiedział z podziwem:
Psiakrew, przecie\ to krupnik! To piją tylko porucznicy od dragonów i najwspanialsze ślicznotki!
Proszę bardzo, niech pan sobie wezmie, niech się pan napije szepnęła pani rzeznikowa,
wkładając ręce pod pachy.
Tatuś pogroził neonowym grzebieniem, fioletowe linie i zygzaki przecinały powietrze, gdy grzmiał:
Nigdy! Pani... pani niech ju\ nie pije! Nigdy, ju\ nigdy!
53
Stryjaszek Pepi nalał sobie do garnuszka z błękitną Pamiątką z Hlinska , napił się, pokiwał głową,
podał mi, upiłem łyk i przekonałem się, \e likier jest wyborny. Stryj dolał do garnuszka i podał bratu.
Ja tylko, \eby się dowiedzieć powiedział ojciec \eby się dowiedzieć, dlaczego wam to tak
smakuje!
Powiedział i spróbował, zamyślił się i napił się ze smakiem. A potem trzymał garnuszek z Pamiątką z
Hlinska , siorbał likier i z satysfakcją słuchał pani rzeznikowej, która jakby odbywała spowiedz:
Obiecuję panu, panie kierowniku, \e jeśli raz na tydzień będzie pan leczył moje pijaństwo, jeśli jed-
nego dnia wieczorem przyjdzie pan i będzie mnie pan leczył, rzucę to wszystko, bo będę miała powód, \eby
się czymś cieszyć, wierzyć w coś szlachetnego, będę miała powód, by \yć dalej... Mistrzu! Tam w szafce jest
jeszcze Nuncjusz , likier cudownie zdradliwy niczym mnisi habit!
Stryjaszek Pepi wszedł do kuchni, uniósł rękę, a kiedy wyciągnął ją z szafki na ścianie, trzymał w pal-
cach pękatą ciemną flaszkę, przypominającą ogromną pieczęć. Zbli\ył ją do oczu, a kiedy przeczytał ety-
kietę, obrócił zachwyconą twarz i potrząsając butelką wołał:
O, to najbardziej lubił arcybiskup Khon!
Ale tatuś nadal trzymał błękitny garnuszek z Pamiątką z Hlinska , siedział za panią rzeznikową i
szeptał w jej włosy:
Będę przychodzić co tydzień i będę czesać te pani włosy, ostatnie pozdrowienie dawnej Austrii, ja
Anna Csillag, urodzona w Karlowicach... I napił się krupniku, i zanurzył nos w piękne włosy. I siedział
tam tak, z twarzą zanurzoną w rozpuszczonych włosach, neonowy grzebień iskrzył mu w ręce le\ącej na po-
dołku i oświetlał z dołu włosy i brodę ojca ukrytą w pasmach włosów pani Majerowej. Tatuś zupełnie zapo-
mniał, \e siedzimy tu ja i stryjaszek Pepi, który bez przerwy dolewał tatusiowi krupniku. A na ziemi le\ała
biała chusteczka, podeptany turban, w który, kiedy tu przyszliśmy, pani rzeznikowi miała okręcone te swoje
bujne sploty, jednak\e od chwili, kiedy po całym sklepie rozsypały się te złotordzawe włosy, od tej chwili ta-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]