[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Candee wywróciła oczami.
Przecież nie można trawki uznać za narkotyk stwierdził Jonathan. Poza tym ile razy
to się zdarzyło: dwa!
Patrz powiedziała Candee. Wskazała na podjazd, gdzie wozy dostawcze przywożą
towar dla szkoły, około dwudziestu metrów od nich. To było przy podjezdzie za końcową
liniÄ… boiska do baseballu.
Czy to nie pan Partridge ze szkolną pielęgniarką? zapytała Candee.
Jasne, że on potwierdził Jonathan. Nie wygląda najlepiej. Patrz, jak panna Golden
go podtrzymuje. Słychać, jak ta stara pierdoła kaszle.
W tej sekundzie zza budynku wynurzył się lincoln town car i zbliżył się do podjazdu. Za
kierownicą Candee i Jonathan rozpoznali panią Partridge, którą dzieciaki w szkole nazywały
Miss Piggy. Pani Partridge zdawała się kaszleć tak samo jak jej mąż.
Niezła para skomentował Jonathan.
Candee i Jonathan obserwowali, jak panna Golden z wysiłkiem sprowadza zgiętego wpół
dyrektora na dół do podjazdu i pomaga mu wsiąść do samochodu. Pani Partridge nie wysiadła
nawet z auta.
Wygląda na wściekle chorego odezwała się Candee.
Miss Piggy wygląda jeszcze gorzej dodał Jonathan.
Samochód wycofał się, zawrócił i przyspieszając, opuścił podjazd. W połowie drogi
lekko otarł się o murek. Zgrzyt wywołał u Jonathana uśmiech.
Mała robótka dla lakiernika skomentował.
Na miłość boską, co ty tu robisz? zapytała Cheryl Watkins. Siedziała za biurkiem w
izbie przyjęć, kiedy przez wahadłowe drzwi wszedł do środka Pitt Henderson. Wyglądał na
wykończonego, oczy miał podkrążone.
Nie mogłem spać. Postanowiłem więc przyjść i spróbować ocalić ile się da z mojej
lekarskiej kariery powiedział.
O czym ty, u diabła, mówisz?
Rano, kiedy poszedłem do tamtego pokoju, o którym mówiłaś, popełniłem
niewybaczalne faux pas.
Czyli? spytała Cheryl. Spostrzegła, że jest zakłopotany, i zmartwiła się. Pitt był
lubiany na oddziale.
Przypadkowo wpadłem na Smoczą Lady i wylałem jej kawę na rękę i bielutki fartuch. I
powiem ci, była niemiłosiernie wkurzona. Zastanawiała się, co tam robię, i zrobiła ze mnie
głupka, dociekając powodów.
Uff, och wzdychała współczująco Cheryl. Doktor Miller nie lubi mieć brudnego
fartucha, szczególnie z samego rana.
O czym wszyscy wiemy! dodał Pitt. Ale się wściekła. No, w każdym razie
pomyślałem, że wrócę i może zrobię na niej wrażenie swoim zaangażowaniem.
Zaszkodzić nie może, chociaż to ponad wymagane obowiązki. Z drugiej strony zawsze
możemy skorzystać z pomocy, więc dowiem się, czy nasz nieustraszony szef ma coś
przeciwko. Tymczasem dlaczego nie miałbyś sprawdzić kilku bardziej rutynowych
przypadków. Godzinę temu mieliśmy poważny wypadek drogowy, jesteśmy zawaleni robotą,
rejestratorka nie może nadążyć.
Zadowolony z otrzymanego zadania, szczególnie że takie właśnie lubił, Pitt wziął karty
zgłoszeń i poszedł do poczekalni dla pacjentów. Pacjentką była Sandra Evans, wiek cztery
lata.
Pitt wywołał ją po nazwisku. Z tłumu niecierpliwie oczekującego na zwolnienie
plastikowego krzesełku wyszła matka z córką. Kobieta miała około trzydziestu kilku lat i
wysiadała na przemoczoną i zmęczoną. Dziewczynka była aniołkiem z kręconymi blond
włoskami, ale była umorusana i wyraznie robiła wrażenie chorej. Ubrana była w zabrudzoną
pidżamę i cienki szlafrok.
Pitt zaprowadził je do pokoju badań. Podniósł dziewuszkę i posadził na stole. Jej
niebieskie oczy były szkliste, a skórę miała bladą i pokrytą kroplami potu. Była na tyle
poważnie chora, że nie było obawy, by musiała długo czekać w izbie przyjęć.
Pan jest lekarzem? zapytała matka dziewczynki. Pitt wydawał jej się zbyt młody.
Recepcjonistą przedstawił się. Pracował dość długo w izbie przyjęć i miał do
czynienia z wieloma pacjentami, nie czuł się więc skrępowany swoim statusem.
Co się stało, kochanie? zapytał spokojnie, nakładając równocześnie opaskę aparatu do
mierzenia ciśnienia krwi na rączkę dziewczynki i nadmuchując ją.
Znalazłam pająka zdradziła dziewczynka.
Ma na myśli robaka wtrąciła matka. Nie potrafi ich rozróżniać. To grypa czy coś
takiego. Złapało ją rano. Pojawił się kaszel i katar. Wie pan, jak to bywa z dziećmi.
Ciśnienie było dobre. Gdy zdjął opaskę, zauważył na prawej dłoni Sandry kolorowy
plaster.
Zdaje się, że zrobiłaś sobie także małe bubu powiedział. Wyjął termometr i spojrzał,
aby odczytać wynik.
Kamień ugryzł mnie na podwórku powiedziała Sandra.
Sandro, prosiłam, żebyś nie opowiadała bajek upomniała córkę pani Evans.
Najwyrazniej matka traciła resztki cierpliwości.
Nie kłamię upierała się przy swoim dziewczynka.
Pani Evans zrobiła minę, jakby chciała powiedzieć: No i co mam zrobić?
Znalazłaś dużo takich kamieni, które gryzą? zapytał Pitt. Temperatura wynosiła 39,5
stopnia. Zapisał ten wynik, jak i ciśnienie w karcie chorobowej dziecka.
Tylko jeden. Czarny.
Zdaje się, że powinniśmy uważać na czarne kamienie powiedział Pitt. Poinstruował
matkę, aby uważnie przypilnowała dziecka, zanim zjawi się lekarz.
Wrócił do biurka i zostawił kartę w pojemniku, z którego zabierze ją pierwszy wolny
lekarz. Miał już wejść za ladę recepcji, gdy ktoś gwałtownie pchnął wahadłowe drzwi
wejściowe.
Pomocy! zawołał mężczyzna podtrzymujący zwisającą mu przez ramię kobietę.
Zdołał podejść kilka kroków w stronę punktu przyjęć, zachwiał się i prawie upadł.
Pitt był pierwszą osobą, która podtrzymała mężczyznę za ramię. Bez chwili namysłu
ulżył mu, przejmując kobietę. Trudno było ją utrzymać, ponieważ cały czas jej ciało ogarniały
silne spazmy bólu.
Podbiegła do nich Cheryl Watkins, kilka innych osób także pospieszyło z pomocą, nawet
doktor Sheila Miller wyszła ze swojego gabinetu, słysząc wołanie o pomoc.
Na urazówkę poleciła doktor Miller.
Nie czekając na łóżko na kółkach, Pitt zaniósł kobietę w drgawkach w głąb izby przyjęć.
Przy pomocy Sheili, która stanęła po drugiej stronie stołu badań, Pitt położył chorą. Gdy to
zrobił, po raz drugi tego dnia jego wzrok spotkał się ze wzrokiem Sheili. Nie padły żadne
słowa, lecz tym razem spojrzenie mówiło całkiem co innego.
Pitt wycofał się. Do gabinetu wbiegły pielęgniarki i lekarze. Recepcjonista stał jednak i
przyglądał się. Zawsze kiedy mógł, starał się dla treningu pozostawać w czasie udzielania
pomocy.
Zespół lekarski pod kierunkiem Sheili szybko poradził sobie z atakiem. Kiedy zaczęli się
zastanawiać nad diagnozą, pacjentka dostała następnego gwałtownego ataku.
Co się z nią dzieje? wymamrotał jej mąż. Wszyscy zapomnieli, że wszedł za
pozostałymi do sali. Jedna z pielęgniarek podeszła do niego i gestem ręki poprosiła o
[ Pobierz całość w formacie PDF ]