[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sam uderzył Ryszarda w twarz. Chłopak upadł na ziemię, a
pistolet potoczył się na deski.
- Zraniłeś go, zraniłeś! - zawołała Wivina.
- Niech się cieszy, że żyje - rzekł Farlow. - A teraz
rozprawiÄ™ siÄ™ z tobÄ…!
Podniósł ją i rzucił na łóżko. Nagle rozległ się huk
eksplozji, od której zatrząsł się cały dom. Potem dały się
słyszeć krzyki, a następnie kolejna eksplozja pochodząca z
okrętowych dział.
Rozdział 7
Przekraczając kanał La Manche, lord Cheriton myślał z
przerażeniem o losie Wiviny. Kiedy tylko dowiedział się, że
Jeffrey Farlow udał się do Francji, a Wivina zniknęła,
uświadomił sobie, że przemytnik musiał ją zabrać ze sobą i że
płyną zapewne do Roscoff, gdzie Tom Johnson miał dom.
Z szybkością i precyzją, jakich nauczył się w wojsku, lord
Cheriton wrócił do żołnierzy strzegących zamkniętych w
stajni przemytników. Wybrał piętnastu ludzi najbardziej
doświadczonych i rozkazał im osiodłać konie. Reszta, łącznie
z lżej rannymi, miała trzymać wartę przy więzniach. Ucieczka
uwięzionych nie była możliwa, wkrótce pod konwojem miano
ich odwiezć do miasta.
Właśnie spotkał się z konwojem i podwodą, kiedy jechał
do wsi. Zatrzymał się tylko po to, żeby przekazać
dowodzącemu oficerowi, że więzniów należy przewiezć do
Chichester, gdzie jak sądził, władze nie dadzą się tak łatwo
zastraszyć jak w miejscowościach przybrzeżnych. Potem
ruszył na złamanie karku przez pola w stronę Portsmouth.
Kiedy tam dotarł, miał już gotowy plan działania.
Jednocześnie przez cały czas nie opuszczała go myśl o
Wivinie i o cierpieniach, jakie znosi wydana na łaskę i
niełaskę Jeffreya Farlowa. Nie brał nawet tego pod uwagę, że
mógłby przyjechać za pózno i że Wivina będzie już po ślubie
z przemytnikiem. Gdyby tak się stało, to nie pozostałoby mu
nic innego, jak zabić człowieka, który przy użyciu siły
doprowadził ją do zguby. Ponieważ wiedział, że Wivina
szczerze nienawidzi Farlowa, przemytnik mógł nie przebierać
w środkach, aby ją zdobyć.
Każdy, kto służył pod rozkazami lorda Cheritona,
wiedział, że jadąc na czele swojego oddziału z ponurym
wyrazem twarzy wyglądał naprawdę groznie. Tak było w
licznych akcjach przeciwko Francuzom. Promieniowała od
niego siła i zdecydowanie, a ludzie szli za nim jak urzeczeni
wiedząc, że cokolwiek przedsięwezmie, zakończy się
zwycięstwem.
Po dwóch godzinach szaleńczej jazdy dotarli do
Portsmouth i kiedy już znalezli się w mieście, lord Cheriton
skierował się w stronę portu. Pierwszymi statkami, jakie
rzuciły mu się w oczy przy nabrzeżu, były dwa kutry do
zwalczania przemytu. Na pokładach kręcili się ludzie odziani
w czerwone flanelowe koszule i błękitne spodnie. Z ich
krzątaniny widać było wyraznie, że statki gotują się do
wypłynięcia w morze.
Lord Cheriton właśnie zamierzał zsiąść z konia i wejść na
pokład, kiedy ujrzał mężczyznę przypatrującego się kutrom i
na jego widok oczy zalśniły mu radością. Był to kapitan
Osborne. Spotkanie z nim było mu bardzo w tej chwili na
rękę. Podjechał do niego natychmiast i ujrzał stojący na
kotwicy okręt wojenny.
- Osborne! - zawołał rozkazującym tonem. Kapitan
Osborne rozejrzał się dokoła zdumiony.
- Nie spodziewałem się pana tutaj spotkać - powiedział
cicho.
- Jest mi pan bardzo potrzebny - odezwał się lord
Cheriton. - Co to za okręt stoi w porcie?
- To  Valiant" zawinÄ…Å‚ do portu dziÅ› rano.
- Czy wie pan może, gdzie można znalezć kapitana
 Valianta"?
- Niedawno widziałem, jak schodził na brzeg. Myślę, że
poszedł do kapitanatu portu.
- Proszę zebrać oficerów tych kutrów, co tu stoją, i
przyprowadzić ich do mnie. Niech im pan powie, że ich statki
są potrzebne do wykonania niezmiernie ważnego zadania
zleconego przez samego pana premiera.
- Tak jest! - powiedział kapitan Osborne i pobiegł w
stronę kutrów, a lord Cheriton udał się w stronę kapitanatu.
Rozkazy lorda Cheritona, wydawane tonem nie
cierpiącym sprzeciwu, były tak precyzyjne, że nie minęła
godzina, a wszystkie trzy statki wypłynęły w morze. Sam lord
Cheriton płynął na  Valiancie", a żołnierze pod komendą
kapitana Osborne'a rozdzielili siÄ™ i obsadzili dwa kutry,
których dowódcy, dowiedziawszy się o wadze zadania, także
wzmocnili załogę nowymi ludzmi.
Kutry straży celnej, które niejednokrotnie niezależnie od
warunków pogodowych musiały przebywać na morzu przez
długi czas, były zbudowane solidniej niż statki przemytnicze
kursujące jedynie przez kanał przy sprzyjającej pogodzie.
Miały one szeroki pokład, głęboko osadzony kil i ogromną
powierzchnię żagli. Na górnych pokładach znajdowały się
stanowiska dział. Lord Cheriton wiedział, że takie kutry
samym swoim ciężarem stanowiły niebezpieczeństwo dla
łodzi przemytniczych.
Ten okręt wojenny, który lord Cheriton ujrzał w porcie,
był prawdziwym darem niebios. Jego kapitan, człowiek
młody, kiedy się dowiedział, o co chodzi, zapałał wielką
chęcią zmierzenia się z ludzmi, którzy wywozili przez całą
wojnę złoto z jego ojczyzny.
- Ta hołota to prawdziwa zmora! - powiedział do lorda
Cheritona, kiedy stali obydwaj na mostku. - Przecież to
mordercy! Cieszę się, że pan premier nareszcie pomyślał,
%7łeby zrobić koniec z tymi szumowinami!
- Na razie pojmałem połowę gangu z Larkswell - oznajmił
lord Cheriton, kierując swe myśli ku Wivinie. - Nie mogę o
niczym innym myśleć, jak o uwolnieniu jej - powiedział do
siebie.
Całe swoje życie poświęcił żołnierskim trudom, lecz
obecnie nie odczuwał podniecenia, jakie ogarniało go
zazwyczaj, gdy wyruszał do boju. Teraz jedynym jego
pragnieniem było wyrwanie niewinnej, bezbronnej kobiety z
rąk łajdaka.
 Nie przypuszczałem nawet, że tak mnie to wszystko
dotknie" - pomyślał z bólem.
Wprawdzie znał Wivinę od tak niedawna, lecz czuł, że
zawsze ją nosił w swoim sercu i że istniała w jego wyobrazni.
Kiedy inni mężczyzni opowiadali o swoich podbojach, milczał
zdając sobie sprawę, że kobiety, które same mu się oddawały,
nie odegrały w jego życiu żadnej roli, były dla niego niczym.
Wivina była inna. Przypomniał sobie moment, kiedy ją ujrzał
po raz pierwszy wchodzÄ…cÄ… do pokoju przez drzwi od tarasu.
Słońce igrało w jej włosach, w ręku trzymała kwiaty i zdała
mu się ucieleśnieniem wszystkiego, co piękne i święte. Była
mu droga jak matka w dzieciństwie, lecz znaczyła dla niego
dużo więcej. Wydawało mu się wprost nieprawdopodobne, że
taka istota pojawiła się w znienawidzonym domu
przepełnionym wspomnieniami o ojcu. To Wivina unicestwiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed