[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyłożył gruby łeb do prawej łapy i z otwartym pyskiem, błyskając białymi kłami boczył się,
złowrogo spoglądał małymi oczkami na zajście swej połowicy ze stróżem. Nagle, jak gdyby
się w nim ocknęło uczucie solidarności czy też odezwała się jakaś osobista uraza, poskoczył
szybko na czterech łapach ku Błażejowi, który równie szybko zrejterował. Bądz że czasu
zabrakło, bądz z powodu zapomnienia, Rurkiewicz nie zawarł za sobą drzwi oddzielających
go od zwierząt i - zanim zdołał przybrać obronną postawę - miś oskalpował mu całkowicie
czaszkę i zadał niebezpieczne rany na ciele. Niedzwiedzica ze swej strony pochwyciła w zęby
miotłę, uszła z nią do klatki i tam poszarpała, pogryzła na wióry, na trzaski.
Biedny Błażej wnet potem wyzionął ducha w szpitalu, zwiększając liczbę ofiar walki
człowieka z przyrodą. Ale i ta jedna chwila tryumfu, raczej krwawego odwetu zwierząt w
Ogrodzie Zoologicznym, na złe im tylko wyszła, ponieważ oprawcę Rurkiewicza
rozstrzelano. Wyrok może i nie był sprawiedliwy; jednakże któż by bronił życia zwierzęcia,
które wydarło życie człowiekowi?
52
ROZDZIAA V
Podczas obiadu w Mączynie. - Trzy życzenia Miecia. - Kawa, ciastka i egzamin. - Co
znaczy pies w lwiej klatce? - Szewc i jego parasol. - Miecio staje po stronie Asowego
stronnictwa. - Trzecie życzenie. - Na ulicy i w hotelu. - Na dworcu kolei Terespolskiej. -
Konduktor, który godzi przepisy z wymaganiami podróżnych.
Bardzo spokojnie przechodziło życie mieszkańcom dworu w Mączynie: zawsze jedni i ci
sami ludzie, zawsze jedne i te same ich czynności, spełniane podług zegara. Dwa razy
dziennie w oznaczonych godzinach schodzili się wszyscy do stołowego pokoju, aby dopełnić
obrzędu, zwanego obiadem i kolacją. Przez chwilkę czasu oczekiwano tu, dopóki nie usiadła
pierwsza hrabina, a potem każdy zajmował swoje uprzywilejowane stanowisko za stołem.
Jedna tylko panna Maria lubiła się opózniać.
Zwykle przy zupie panowało stanowcze milczenie. Siedem osób trzymając w rękach jak
najpoprawniej łyżki dosyć gorliwie zajmowało się przelewaniem płynnego pokarmu z talerzy
w organizmy. Po stronie stołu od drzwi wchodowych znajdował się dział damski: hrabina,
panna Maria i jej uczennica, panna Zofia, panna Henryka, cudzoziemka, niegdyÅ› bona, a
obecnie stały gość domowy. W dziale męskim, po przeciwnej stronie stołu: hrabia, pan
Tomasz - nauczyciel i uczeń jego - pan Karol. Było to właśnie po zupie w sobotę, a jakoś
mniej więcej w połowie czerwca. Kornel, stary służący, który od pięćdziesięciu lat obsługiwał
dom w Mączynie, zbliżył się uroczyście do stołu i na tacy podał list hrabinie. Rzuciła tylko
okiem, poznała widać pismo, gdyż z radością zawołała: Od Miecia! Trzeba zaś wiedzieć, że
Miecio był to młodszy syn, którego w zeszłym roku oddano na naukę do Warszawy jako
trzecioklasistę. Hrabina z niecierpliwością rozdarła kopertę i w miarę tego, jak list
odczytywała, fizjonomia jej wyrażała coraz wyższy stopień uszczęśliwienia.
- Chwała Bogu! - rzekła nareszcie rozpromieniona. - Egzaminy poszły mu doskonale,
wszystkie trójki i czwórki, poczciwy mój chłopiec!... Promocja do czwartej klasy pewna!
Chwała Bogu, chwała Bogu!
I z tymi słowy podała hrabiemu list do odczytania.
- A mnie to głównie cieszy, że Miecio wyjeżdżając z domu pod słowem honoru przyrzekł
mi być pilnym i dotrzymał słowa - powiedział hrabia.
Jeszcze się obiad nie skończył, a matka już powzięła postanowienie, ażeby jechać do
Warszawy i zrobić synowi przyjemną niespodziankę.
- Teraz już po egzaminach, ma dosyć wolnego czasu - mówiła - mogę się z nim
codziennie widywać. Skoro się tak dobrze spisał, trzeba mu to przecież wynagrodzić... Dziś
jadÄ™ do Warszawy i sama przywiozÄ™ Miecia na wakacje.
Hrabina była osobą stanowczą, przeto tego samego dnia około siódmej wieczorem
czwórka karych powiozła ją do stacji kolei żelaznej, a nazajutrz o godzinie trzeciej po
południu Miecio już był u mamy w Hotelu Europejskim. Zawsze wesoły, rumiany, okrągły
blondyn z niebieskimi oczyma ucieszył się nadzwyczajnie z owej macierzyńskiej
niespodzianki! Ponieważ chodziło o to, aby chłopcu zrobić jeszcze większą przyjemność na
zakończenie roku szkolnego, przeto matka rzekła:
53
- Mój synu, dzień dzisiejszy jest twój, wybierz sobie jakąś przyjemność, rozrywkę... Może
teatr?
- Proszę mamy - odrzekł Miecio z uśmiechem zadowolenia, ale i z rozwagą - czy ja sobie
mam wybrać tylko jednę przyjemność?
- Wybierz dwie, trzy nawet, byleby przyjemności godziwe, dozwolone.
- Och, proszę mamuni, ogromnie dozwolone!... Na przykład, chciałbym teraz napić się
kawy i zjeść tyle ciastek, ile mi się podoba. Potem poszedłbym do Ogrodu Zoologicznego, bo
słyszałem, że tam są bardzo piękne lwy... A co się tyczy tej trzeciej przyjemności, niech mi
mama pozwoli, żebym się namyślił.
Prawie jak gdyby na skinienie czarodziejskiej różdżki pierwszemu życzeniu Miecia stało
się zadosyć. Niebawem ukazały się na stole: cała porcja kawy i może z tuzin ciastek od Lursa.
Miękkie briosze, twarde makaroniki i ulubione przez młodzież szkolną papatacze szybko
znikały z tacy, a w krótkich przerwach Miecio z miną bohatera, który odbył zwycięską
kampanią, opowiadał matce swoje egzaminowe przygody.
- Z arytmetyki - mówił - ogromnie się bałem reguły łańcuchowej, tymczasem
wyciągnąłem piętnaste pytanie z algebry - prawidło na znaki w mnożeniu - od razu mu bez
namysłu powiadam: plus przez plus - plus, minus przez minus - także plus, a reszta wszystko
minus. Wziął i napisał mi czwórę.
Po tym opowiadaniu powrócił do swej kawy i ciastek, z których teraz już tylko dwa zostały
na tacy.
- Najpierwszy był egzamin z łaciny - mówił znowu - kazał mi objaśnić zdanie: Homo
magna habet instrumenta ad obtinendam adipiscendamque sapientiam...8 Zciąć się nie
mogłem, gdyż gerundium i gerundivum umiem najlepiej. Powiedział mi dobrze i zapisali
tróję.
Skończywszy opowiadanie Miecio spojrzał na pozostałe dwa ciastka, a oczy jego zdawały
się tę myśl wyrażać: Cóż te samotniki mają sobie tak leżeć? Przecież one należą do
towarzystwa tamtych, których byt przeciąłem zębami ... Jeszcze chwilkę odpoczął, potem
westchnął i wyciągnął rękę ku ciastkom.
- Synu, żeby ci te ciastka nie zaszkodziły! - rzekła hrabina.
- Gdzież tam, mamuniu! Ja po egzaminach mam ogromny apetyt.
Przyszła kolej na spełnienie drugiego życzenia Miecia, który uszczęśliwiony tym, co już
osiągnął, rozmyślał teraz nad postawieniem trzeciego swego życzenia i postawił pytanie:
- A czyby mi mamunia kupiła ostrogi, gdybym prosił?
- Kupiłabym, synu, ale co ci po ostrogach? W szkole nie możesz przecież ostróg nosić, a
w domu dostaniesz wierzchowca dopiero, kiedy przejdziesz z klasy piątej do szóstej.
Miecio pomyślał sobie, że tymczasem mógłby nosić ostrogi w kieszeni; jednakże zrzekł się
ostróg i już nie nalegał rozmyślając, jakie by tu inne postawić życzenie. Ogromnie pragnął
mieć wąsy i wiedział, że wąsy wtedy rosną, kiedy się je goli... Cóż, kiedy jakoś nie śmiał
prosić mamy o brzytwy! Zresztą i scyzorykiem można się ogolić.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]