[ Pobierz całość w formacie PDF ]

potrzebuję zwyczajnej ludzkiej czułości. Dotyku ciepłej skóry. Czy proszę o zbyt wiele?
Shahid zdobył się na wymuszony uśmiech.
- I nie myśl sobie, że jesteś ode mnie lepszy. Uciekasz przed czymś, zamiast stawić
temu czoło. - Chili upchnął butelkę pod marynarką i sprawdził nóż. - Zostajemy czy idziemy?
- Deedee?
- Chodzmy stÄ…d zaraz.
- Zwietnie - powiedział Chili. - Odrobina świeżego powietrza nie zaszkodzi, co?
Padał śnieg z deszczem. %7ładen rozsądny człowiek nie wystawiłby nosa z domu.
Miasto było oślizgłe i mokre, zupełnie jak wnętrze akwarium. Ledwie widzieli, co dzieje się
na dziesięć jardów przed nimi. Cała trójka, powłócząc nogami i ślizgając się, walczyła z mgłą
niczym oddział duchów, każdy obarczony wielką torbą na zakupy. Deedee szła pomiędzy
nimi, trzymając się teraz ramienia Chilego. Pomimo wszystko jego obecność dodawała jej i
Shahidowi otuchy. Shahid ciągle jeszcze pokładał w nim trochę osobliwej wiary młodszego
brata, którą Deedee zdawała się wyczuwać. Wreszcie wsiedli do autobusu.
Chili pchnął drzwi "Morlocka" i weszli za nim. Pub powoli wypełniał się ludzmi.
Znieżyca nie odstraszyła bywalców. Cóż innego mieli do roboty? Disc jockey stał za
konsoletą pośród pudeł z płytami. Kilka dziewcząt tańczyło pośrodku parkietu.
Cała ta atmosfera uradowała Chilego. Zamówił drinki i zapytał o Strappera. Barman
nie chciał im nic powiedzieć. "Dla zasady" - jak zawsze mawiał.
- Zapewne dla zasady bycia gnojem - zauważyła Deedee. Chili postawił mu drinka.
Mężczyzna powiedział, że do Strappera wpadło kilku gości.
- Jak wyglÄ…dali?
- Azjaci. Ci Pakistańce, oni w ogóle nie piją, żyją tylko pracą. Nie było ich tu nigdy
wcześniej.
- Strapper poszedł z nimi? - zapytał Shahid.
- Taa.
- Dobrowolnie? Barman wzruszył ramionami.
- I jeszcze nie wrócili?
- Nie.
Pośpiesznie dopili drinki i złapali taksówkę na ulicy.
XXI
- Och, mój Boże, co tu się stało?! - krzyknęła Deedee.
- Nic takiego - uspokoił ją Shahid.
Była przekonana, że Chad i spółka włamali się do domu. Pokój wyglądał jak po
przejściu huraganu: poprzestawiane meble, książki i płyty porozrzucane po całej podłodze,
podobnie jak puste puszki po piwie, wycinki z gazet i rzeczy Deedee. Wszędzie unosił się
cierpki odór rozlanego alkoholu. Ale Hey Jude nastawiono na powtórne odtwarzanie. To
Brownlow był sprawcą tych spustoszeń i chociaż pozrzucał wszystko z półek, zabrał ze sobą
niezbyt wiele. Tym niemniej, ostrożnie torując sobie drogę przez pobojowisko, wybuchnęła
szalonym gniewem. Gdyby Brownlow jeszcze tu był, zamordowałaby go gołymi rękami,
zamordowałaby swoją pomyłkę.
- Jak mogłam wyjść za mąż za takiego bydlaka?
- Ostatecznie go porzuciłaś.
- Kiedy będę przygnębiona, na przykład tak jak teraz, przypominaj mi, że mam
kolejny powód do dumy.
Chili stał w pokoju, ściskając w ręku butelkę wódki. Wyglądał na wyczerpanego.
- Pozwolicie, że się położę?
- Czuj siÄ™ jak u siebie.
Chili w towarzystwie swojej flaszki udał się na schody i zaczął się po nich wspinać.
Shahid go dogonił.
- Czy mógłbyś sprawdzić zamki we wszystkich drzwiach? Nie wiadomo, co się
jeszcze dziÅ› wydarzy, sam rozumiesz.
- Jasne - zgodził się Chili.
- Przynajmniej Brownlow odpierdolił się już na dobre - powiedział Shahid, kiedy Chili
poszedł sprawdzać drzwi.
Podszedł do okna i zaciągnął zasłony. Wsłuchiwał się w odgłosy nocy. Cieszył się, że
zostali sami.
Ułożyła się pośrodku tego bałaganu i próbowała ściągnąć na podłogę także i jego,
szepczÄ…c:
- Przynajmniej ty mi zostałeś. Dotykaj mnie. Przytul mnie mocno.
- Nie teraz.
- Co?
- Deedee, puść mnie.
- Straciłam wiarę w siebie.
- Moje życie też się całe popieprzyło!
- Obejmij mnie. Chyba nie żądam rzeczy niemożliwych?
- Zostaw mnie.
- Jak sobie życzysz.
Odsunęła się od niego i leżała przez chwilę z rozchylonymi wargami, płaczliwie
przesuwając ręką po czole. Potem zmusiła się, żeby wstać.
- Dziś wieczorem chciałam zjeść z tobą kolację - powiedziała. - Może moglibyśmy to
jeszcze zrobić? Czy wychodzisz?
- ZostajÄ™.
Poszła do kuchni, włączyła światła i radio, po czym wolno zabrała się do
rozpakowywania zakupów. Koncentracja na tej czynności uspokoiła ją, oddychała teraz
bardziej miarowo. Kupiła wielką puszkę wybornej oliwy z oliwek i odlała mu trochę na
spodeczek; siedział teraz, krusząc chleb i maczając go w oliwie. Nie rozmawiali wiele,
Deedee dawała mu tylko wskazówki dotyczące gotowania. Przygotowała makrelę z rusztu w
sosie tikka ze świeżą kolendrą. Były też młode ziemniaki i sałatka z awokado z miętą w
sporej przezroczystej misie.
Poprosiła go, żeby posprzątał ze stołu i nakrył go czystym obrusem. Wyjął też lniane
serwetki, zapalił świece i zgasił górne światło. Przełożył masło do maselniczki, przy
nakryciach ustawił odpowiednie kieliszki i napełnił je otwartym przez siebie winem. Kuchnia
stała się przytulna i wypełniały ją cudowne zapachy. Radio nadawało jedną z ich ulubionych
piosenek. Wyciągnęła z piekarnika jeszcze kawałek chleba i postawiła go na stole. Byli już w
wystarczająco pokojowych nastrojach, żeby wznieść toast.
- %7łyczmy sobie dużo szczęścia - zaproponowała.
- Zwietny pomysł - zgodził się.
W tej samej chwili w oknie zamajaczyła jakaś postać. Zamarli w bezruchu.
Wpatrywali się w ciemność, wmawiając sobie, że są podpici i że to tylko kot, nie chcąc
dopuścić myśli, iż spotyka ich to właśnie teraz. Shahid odstawił kieliszek i przekradł się do
holu. Chciał zawołać Chilego. Ktoś kołatał w skrzynkę na listy.
- To tylko ja, wasz utrapiony Strapper! - zawył głos przez otwór w skrzynce. -
Człowieku, wpadłem z wizytą.
Shahid otworzył drzwi i pożałował tego natychmiast. Strapper wkroczył do środka i [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed