[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Chłonął jej zapach przez cienką bawełnianą bluzecz-
kę. - Pewnie mówisz to wszystkim chłopakom.
- Tylko tym, z którymi chcę iść do łóżka. - W jednej
chwili podciągnął jej bluzeczkę do góry i pomógł ściąg-
nąć ją przez głowę. - Widzę, że działa.
S
R
- O tak - zamruczał, ponownie układając ją na łóż-
ku. - Działa, jak trzeba.
Jak wspaniale jest tak dać się ponieść, pomyślała
Holly. Zamknąć oczy i pławić się w morzu zmysłów,
gdzie nie ma niczego ani nikogo oprócz ich dwojga.
Jego ręce prześlizgiwały się po jej ciele, usta poruszały
z czułością, kusząc, smakując, a za każdym dotknię-
ciem jakby fala obmywała jej skórę, wciąż od nowa,
kojÄ…c i podniecajÄ…c zarazem.
- A ty... - Wyprężyła się, kiedy poczuła jego duże,
szorstkie dłonie na swoich piersiach. - Co tobie się we
mnie spodobało?
- Twoje oczy - szeptał, pieszcząc ustami jej szyję.
- Przypominały mi dziki miód.
Uśmiechnęła się, odchylając głowę do tyłu. Przyjął
zaproszenie i obsypał gorącymi pocałunkami jej szyję,
podbródek, aż wreszcie odnalazł jej usta.
- Pragnąłem cię od pierwszej chwili - powiedział
z czułością. - Naprawdę trudno mi było trzymać ręce
przy sobie.
W nagłym przypływie uczuć owinęła ramiona wokół
jego szyi i przyciągnęła go do siebie.
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa, Blackwolf.
Kochaj mnie, proszÄ™.
- Kocham, najdroższa, kocham.
Pocałował ją, ale nie tak, jak się spodziewała. Poca-
łował ją delikatnie, czule, a słodycz tego pocałunku
omal nie doprowadziła jej do płaczu. Jęknęła, przy wie-
S
R
rajÄ…c do niego, pragnÄ…c, by ta chwila siÄ™ nigdy nie
skończyła. Ten mężczyzna ją posiadł. Zawładnął jej
sercem, ciałem i duszą.
Była mu całkowicie oddana.
Szeptała jego imię, ponaglając go, ale on nie zamie-
rzał się spieszyć. Składał na jej ciele długie, namiętne
pocałunki, delikatnie pieścił. Czuła uderzenia jego serca
i słyszała pulsowanie własnej krwi.
Jego ramiona o mięśniach twardych jak stal, długie,
mocne nogi. Owinęła się wokół niego, powodowana
uczuciami, jakich dotychczas nie znała.
Pożądanie porwało ich, wypełniało każdy por skóry,
każdą komórkę ciała. Czuła je na jego ustach, na skórze.
Słyszała w krótkim, urywanym oddechu.
Jego pocałunki stawały się coraz mniej delikatne,
a coraz bardziej gorące i zachłanne. Wyszła mu naprze-
ciw, powodowana tą samą niepohamowaną namiętno-
ścią.
- Holly - odezwał się Guy chrapliwym głosem. -
Spójrz na mnie.
Chwycił jej niecierpliwe ręce i unieruchomił je nad
jej głową.
- Spójrz na mnie - powtórzył, patrząc na nią z góry
i z trudem Å‚apiÄ…c oddech.
Powoli otworzyła oczy i popatrzyła na niego nie-
przytomnym wzrokiem.
- Jesteś najpiękniejszą, najbardziej niezwykłą kobie-
tą, jaką kiedykolwiek poznałem.
S
R
Uśmiechnęła się uwodzicielsko, przylegając do niego
całym ciałem. Krew w nim wezbrała, ale chciał, żeby
wiedziała, żeby zrozumiała.
- Naprawdę -powiedział miękkim głosem.-Nigdy
nie znałem nikogo takiego, jak ty.
Holly długo leżała w jego ramionach, nie będąc
w stanie się poruszyć. Nadal unosiła się gdzieś w prze-
strzeni, a miękkie pierzaste chmurki przepływały obok.
W górze niebo było czyste. Powietrze świeże i przejrzy-
ste. Czuła się tak, jak gdyby na nowo się narodziła.
- Wszystko w porządku? - usłyszała głos Guya
z daleka.
Zdobyła się jedynie na skinienie głową i westchnie-
nie. Zadowolony, zaśmiał się do siebie. Uśmiechnęła się
i wtuliła głowę w zagłębienie jego ramienia. Ich zapa-
chy przemieszały się. Ciała z wolna wracały do rzeczy-
wistości. Guy musnął palcem jej piersi. Zadrżała.
- Holly.
Z trudem podniosła powieki i spojrzała na niego.
Miał zmierzwione włosy i oczy ciemniejsze niż zwykle.
- Naprawdę tego nie planowałem.
Podniosła głowę i udała zdziwienie.
- Ach, tak?
- Po telefonie od Mirandy byłaś tak zdenerwowana
i przygnębiona, że...
- Udało ci się. - Złożyła dłonie na jego piersi i opar-
ła na nich podbródek. -I dobrze się stało.
S
R
- Tak? - Uśmiechnął się krzywo.
- Tak. - Delikatnie dotknęła blizny na jego skroni.
Wydawać by się mogło, że lata upłynęły, od kiedy spadł
z nieba i wylądował w jej życiu. Czy, patrząc kiedyś na
tÄ™ bliznÄ™, przypomni sobie o niej?
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
To, co zobaczyła Holly, wjeżdżając na ranczo Pod-
wójna Korona, nie mieściło jej się w głowie. Gdzie
okiem sięgnąć - pastwiska, a na nich pasące się bydło.
W cieniu starego rozłożystego dębu przechadzało się
stado koni. Wszędzie rozciągały się ogrodzenia. Scena
jak z pocztówki lub książki o urokach Teksasu.
To właśnie był dom Ryana Fortune'a.
Poczuła się jak dziecko z nosem przyklejonym do
szyby samochodu obserwujące każdy niezwykły szcze-
gół mijanych miejsc. Miała ochotę ciągle wykrzykiwać:
Hej, spójrz na to!" I gdyby nie to, że pociły jej się ręce
i w środku cała trzęsła się z niepokoju, pewnie by tak
robiła. Przeszło jej przez głowę, że letnia sukienka
w czerwone wzory byłaby bardziej odpowiednia niż
bladożółty T-shirt bez rękawów i luzne spodnie khaki.
Nie pasowała do tego bogactwa dookoła. Miała ochotę
powiedzieć Guyowi, żeby zawrócił.
Nie. Zacisnęła mocno usta. %7ładnych odwrotów. Nie
teraz. Nie po tym, co przeszła. Bez względu na wszystko
musi przyjrzeć się sytuacji.
S
R
- Jak nie będziesz oddychać, to zaraz zemdlejesz
- zauważył Guy.
Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że wstrzymuje
oddech. Popatrzyła na niego z lękiem w oczach. Na
pewno nie byłaby tutaj, gdyby nie on.
Dwa tygodnie temu, gdyby ktoś powiedział jej, że
zakocha się po uszy w mężczyznie, który w jej życiu
jest tylko przejazdem, na którego miłość nie może li-
czyć i że ten mężczyzna będzie jej towarzyszył w dro-
dze do Teksasu po to, żeby poznała rodzinę Camerona,
chyba pękłaby ze śmiechu.
Tyle się wydarzyło przez te dwa tygodnie. Odwróciła
wzrok od krajobrazu za oknem i popatrzyła na Guya.
Miał na sobie dżinsy, czarną koszulkę polo, a na nogach
kowbojki. Zwietnie prowadził wóz i był zabójczo przy-
stojny. Wspaniale radził sobie w kontaktach z ludzmi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]