[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Rozejrzał się po balkonie. Wyglądał teraz jak kwiaciarnia. Jared
rozpoznał tylko stokrotki i nagietki. Pomyślał, że jego matka z pewnością bez
trudu umiałaby nazwać wszystkie odmiany kwitnących tu kwiatów.
Matka każdą wolną chwilę poświęcała pracy w ogrodzie. Pielęgnowanie
roślin było jej pasją, podobnie jak pasją ojca zdawały się być podróże.
Jared przypomniał sobie nieprzychylną uwagę Jenny na ten temat i po raz
pierwszy zadał sobie pytanie, co tak naprawdę matka czuła, wysłuchując
nieustannych narzekań ojca, że utkwił w Whitney przez nią, z powodu ich ślubu.
Jak to znosiła przez tyle lat, jak z nim wytrzymywała?
- Przyniosłam ci mrożoną herbatę - przerwała mu rozmyślania Jenny,
podajÄ…c oszronionÄ… szklankÄ™ i butelkÄ™ dla Jamie. - Na pewno nie masz nic
przeciwko temu, że pani Giraux przychodzi na kolację? Jest taka samotna,
pomyślałam sobie, że będzie to dla niej przyjemna odmiana.
- Pytałaś mnie o to już wczoraj i wyraziłem zgodę. Dzisiaj rano zapytałaś
jeszcze raz, zanim ją zaprosiłaś. Nie sądzisz, że już trochę za pózno, żebym
zmienił zdanie? Pani Giraux będzie tu lada chwila.
Jared wypił duszkiem herbatę i podał butelkę Jamie. Całkiem niezle mu to
idzie, pomyślała Jenny.
- Tak, wiem - powiedziała. - Widzę jednak, że nie jesteś tym szczególnie
zachwycony.
- Jenny, ona ma koło siedemdziesiątki. Jakie możemy mieć wspólne
tematy?
Stropiła się i zrobiła zmartwioną minę. Jared miał ochotę wygładzić jej
czoło, zażartować, że zrobią się jej zmarszczki, rozśmieszyć ją. Ale nie ruszył
siÄ™ z miejsca i zajÄ…Å‚ siÄ™ Jamie.
Przez ostatnie dwa dni starał się trzymać od Jenny z daleka. Wprawdzie
spożywali razem posiłki, lecz tylko dlatego, że nie bardzo wiedział, jak się obyć
bez jedzenia. Poza tym Jenny dobrze gotowała, a on się stęsknił za domową
kuchnią. Jednak pilnował się, żeby w rozmowie przy stole nie wychodzić poza
konwencjonalne tematy, a kiedy konwersacja się rwała, Jenny mówiła o małej.
Raz i dragi zapytał ją o pracę nauczycielki, ale trudno mu było
podtrzymywać rozmowę o dzieciach, skoro sam od tak dawna nie miał z nimi do
czynienia. Większość jego kolegów z pracy zostawiła rodziny w Stanach. O ile
w ogóle byli żonaci.
W gruncie rzeczy nawet z kobietami rzadko się widywał, oprócz czysto
rozrywkowych okazji. Czy wszystkie miały laki instynkt moszczenia gniazda?
Jenny zasadziła tyle kwiatów, że starczyłoby na spory ogródek, a co
dopiero mały balkon. W mieszkaniu też zaprowadziła zmiany. Na podłodze w
salonie leżały dwa kolorowe dywaniki, na ścianie wisiała niebieskawa
reprodukcja Moneta, sofę ozdabiały miękkie poduszki.
Jared czekał na znajome uczucie klaustrofobii, ale na razie - o dziwo - nie
nadchodziło. Ilekroć pomyślał o Andrei i uporze, z jakim dekorowała każdy
pokój niezliczoną ilością zbędnych przedmiotów, oblewał go zimny pot.
Tych parę zmian, które wprowadziła Jenny, był w stanie znieść, a nawet
mu się podobały. Chociaż za nic by się do tego nie przyznał, by jej nie zachęcać
do dalszych kroków. Aagodne, pastelowe kolory były kojące, a jednak ożywiały
pokój.
Apartament stał się jakby bardziej... przytulny.
Jared zmarszczył brwi ze złością. Wyobraża sobie Bóg wie co.
Mieszkanie to tylko mieszkanie i parę kolorowych dodatków niewiele znaczy.
ROZDZIAA 7
Jared wstał gwałtownie z fotela. Ostatnia rzecz, o jakiej marzył, to ciepłe
gniazdko. Jego mieszkanie w Zjednoczonych Emiratach Arabskich było
urządzone po spartańsku i to mu w zupełności odpowiadało. Im mniej bagażu w
podróży, tym lepiej.
- Muszę siąść do roboty - powiedział, podając Jenny dziecko.
- Chyba nie masz zamiaru zniknąć w swoim pokoju na czas wizyty pani
Giraux? - spytała Jenny w popłochu. -Przychodzi do nas obojga. Wiem, jak
bardzo odczuwa brak swojego męża.
- A więc mam być przedstawicielem płci męskiej przy stole?
Jenny uśmiechnęła się.
- Można to tak nazwać. Spójrz tylko, nie wydaje ci się, że ona się trochę
zaokrągliła? - spytała, podsuwając mu Jamie. - Jestem pewna, że waży więcej
niż pierwszego dnia po przyjezdzie. Kiedy wezmiemy ją do lekarza?
- Po co? Coś jej jest? Wydaje mi się zupełnie zdrowa.
- Nic jej nie jest, ale niemowlęta trzeba co jakiś czas szczepić i sprawdzać,
czy się odpowiednio rozwijają. Da nam wskazówki, jak ją prowadzić i kiedy
włączyć do diety zupki i przeciery.
- Zostawmy to jej nowym rodzicom. Chyba to nic pilnego - powiedział,
zdejmując okulary słoneczne i wchodząc do salonu.
Jenny pocałowała dziecko w czółko i zerknęła na Jareda.
- Dzwoniłeś już do adwokata?
- Zajmę się tym jutro. Jeśli uważasz, że należy się już teraz skontaktować
z lekarzem, to umów się na wizytę.
- Nie znam żadnego lekarza w Nowym Orleanie - zauważyła.
- Zapytaj paniÄ… Giraux. Na pewno zna niejednego.
- Pediatrę? Wzruszył ramionami.
- Nawet jeśli nie, to szybko go wynajdzie. Mieszka tu całe życie, musi
znać mnóstwo ludzi.
- To dlaczego nikt jej nie odwiedza?
Jared wziął jej twarz w obie ręce i podniósł ku sobie.
- Musisz ją o to sama zapytać. Może jest pustelnikiem w przebraniu.
Jenny wstrzymała oddech. Powinna się już była przyzwyczaić do jego
dotyku. Muskał ją czasem palcami, kiedy coś mu podawała, wpadali na siebie w
ciasnej kuchni. Za każdym razem przenikał ją dreszcz. Cofnęła się teraz,
wysuwając z jego rąk. Rumieniec oblał jej policzki. Jared uśmiechnął się kątem
ust i skierował na schody.
- Pielęgnowanie niemowląt wydaje mi się znacznie bardziej
skomplikowane niż rozwiązywanie zagadek geologicznych - powiedział. - Wolę
zająć się tym drugim.
- Przesadzasz, to wcale nie jest takie trudne.
Nie wiedziała, cieszyć się czy martwić, że Jared zostawia ją samą. Czując
zamęt w głowie, poszła do kuchni poczynić ostatnie przygotowania. Chciała,
żeby kolacja na cześć sąsiadki była szczególnie smaczna. Skoncentruj się na
tym, skarciła się w duchu, a nie na swoim irytującym, seksownym chlebodawcy.
Przynajmniej pani Giraux będzie pełnić tego wieczoru rolę buforu między nimi.
To powinno ułatwić Jenny zapanowanie nad emocjami.
- Jak to miło, że mnie zaprosiliście - powiedziała pani Giraux, wręczając
Jenny na progu talerz pralinek domowej roboty. - Mam nadzieję, że będą wam
smakowały. Są zrobione według przepisu mojej świętej pamięci teściowej.
Samuel i ja przepadaliśmy za nimi.
- Dziękuję. Uwielbiam pralinki i Jared na pewno też. Jak pani myśli, może
by tak ułamać kawałeczek i dać spróbować Jamie? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed