[ Pobierz całość w formacie PDF ]

duży, taki zagubiony. I przytulałeś do siebie tego żółtego mi-
sia. Nigdy tego nie zapomnÄ™. Nigdy!
Byrne uśmiechnął się smutno i pocałował ją w czubek
nosa.
-A ja doskonale pamiętam, jak szykownie wyglądałaś
w tym w swoim kostiumiku. Wtedy myślałem, że cię nienawi-
dzÄ™. Idiota...
Pocałowali się. Był to pocałunek pełen czułości, leciutko
słony od łez i drżący od nadmiaru emocji. A potem... Po-
tem wszystko działo się bez pośpiechu. Rozkoszowali się luk-
susem stopniowego narastania rozkoszy. Kiedy pocałunki
z czułych stają się coraz bardziej namiętne, a każda kolejna
pieszczota coraz śmielsza, bardziej podniecająca.
W końcu nadeszła chwila, gdy oboje dotarli do granicy
wytrzymałości. Byrne rozsunął suwak w sukni Fiony i ściąg-
nął jej przez głowę cienki materiał. Potem przy akompania-
mencie śmiechu i skradzionych pocałunków pomagali sobie
nawzajem pozbyć się reszty ubrania.
- A jeśli chodzi o te twoje bóle w mięśniach, Fiono...
S
R
- Jakie bóle? Kto tu mówi o jakichś bólach?!
Nie udzielił odpowiedzi od razu. Najpierw porwał ją na
ręce i zaniósł do łóżka.
- ... potrzebny ci jeszcze jeden masaż.
Duże, ciepłe dłonie przesunęły się po nagich udach Ro-
ny. Gdziekolwiek dotknął, czuła leciutki dreszcz i cudowne,
rozlewające się ciepło.
- O, tak - mruknęła lekko zadyszanym głosem, podda-
jąc się całkowicie magicznym manipulacjom jego rąk. - Po-
trzebny mi drugi masaż. Bo boli mnie wszędzie. Okropnie,
Byrne...
Kiedy minęła północ, Fiona ostrożnie zdjęła z siebie rę-
kę Byrne'a i zaczęła przesuwać się na brzeg łóżka. Starała się
zrobić to jak najciszej, niestety, w chwili gdy stawiała stopy
na podłodze, jedna z jej rąk została nagle unieruchomiona.
Ręką Byrne'a.
- Chyba nie uciekasz?
- Wracam do swojego pokoju, Byrne.
- Dlaczego? - powiedział rozżalonym głosem i pociągnął
ją delikatnie za rękę. - Zostań. Ja chcę, żebyś tutaj była.
- A ja nie chcę, żeby Riley zastała mnie właśnie tutaj.
- Nie martw się. Zawsze budzę się wcześniej niż Scamp.
Zostań...
Jego palce narysowały uwodzicielską ścieżkę wzdłuż jej
kręgosłupa. Potem kilka kółeczek na nagim udzie. Kółecz-
ka zadecydowały - dalszy opór był ponad jej siły. Z rozkoszą
zanurkowała z powrotem w jego objęcia. Była taka szczęśli-
wa! Nigdy dotąd nie odczuwała tak intensywnie, że żyje, po
S
R
prostu. I jest tam, gdzie powinna być. W tym domu, w tym
pokoju, w ramionach tego mężczyzny.
Była tam jeszcze, kiedy nadszedł świt. Była, kiedy nagle
rozdzwonił się telefon na stoliku nocnym.
Byrne odebrał po drugim sygnale.
- Coolaroo, słucham - rzucił do słuchawki, opierając się
wygodniej o poduszkę. Druga ręka bawiła się leniwie włosa-
mi Fiony, nawijajÄ…c na dwa palce rudy kosmyk.
Nagle jego palce znieruchomiały.
- Oczywiście. Zaraz ją poproszę.
Coś się stało. Czuła to. Coś bardzo niedobrego, skoro ten
ktoś zdecydował się zadzwonić o tak wczesnej porze.
Usiadła i z przestrachem spojrzała w twarz Byrne'a, bar-.
dzo teraz poważną.
Byrne zakrył ręką słuchawkę i powiedział prawie
bezgłośnie:
- Do ciebie.
- Kto?! - szepnęła.
Ale Byrne podawał jej już słuchawkę.
- Tak, słucham? Tu Fiona.
- Fiono, to ty? - Samantha, jej asystentka. - Niestety, mam
fatalne wiadomości. Dziś w nocy Rex miał udar.
- Udar? Matko święta! Biedny Rex!
- Zabrali go do Royal North Shore Hospital. Jego żona,
kiedy dzwoniła do mnie, była okropnie zdenerwowana. Rex
nie odzyskał jeszcze przytomności.
- Sam! To straszne!
- Przepraszam, że zadzwoniłam tak wcześnie, ale byłam
pewna, że będziesz chciała zjawić się tu jak najszybciej.
- Ja... Och, tak, oczywiście.
S
R
- Sądzę, że nasz learjet będzie mógł po ciebie przylecieć.
Learjet może przylecieć tu w ciągu kilku godzin.
Tak szybko.
Fiona przycisnęła rękę do ust. Czuła, że robi jej się słabo.
Z rozpaczy.
Za kilka godzin będzie musiała rozstać się z Byrne'em.
- Fiono? JesteÅ› tam?
- Tak, Sam. Jestem. Oczywiście, learjet to najlepsze roz-
wiÄ…zanie. Tu, w Coolaroo, nie ma miejsca do lÄ…dowania, ale
w Gundawarze jest małe lotnisko. Korzystałam już z niego.
- Zajmę się tym. Jak będę wiedziała coś konkretnego, za-
raz do ciebie zadzwoniÄ™.
- Dzięki, Sam.
Fiona, z trudem powstrzymując łzy, podała słuchawkę
Byrne owi.
- To Rex - powiedziała. - Miał udar. Muszę wracać do
Sydney.
- Oczywiście. Jesteś wspólnikiem. Musisz przejąć ster.
Powiedział to głosem idealnie beznamiętnym. %7ładnej
oznaki, że szkoda mu rozstawać się z Fioną. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed