[ Pobierz całość w formacie PDF ]
im coś powiedzieć, pogrążał się właśnie w narkotycznym śnie!
Nagle zobaczyła, jak ciężkie powieki chorego unoszą się z
niezmiernym wysiłkiem.
Mówiłem Jake owi rano... Znów zamilkł i zmagał się z
sennością, próbując zebrać uciekające myśli. Na jego twarzy
malował się ogromny wysiłek.
Kowboje, tropiÄ… wilki...
Tak? Julia znów mocno ścisnęła jego dłoń.
Mówili, że ten duży...
Cochise? Zcigają Cochise a?! wykrzyknęła z rozpaczą.
Rafe odsunÄ…Å‚ jÄ… na bok zdecydowanym ruchem.
Teraz nieważne, który to wilk stwierdził i sam pochylił się
ku Fredowi.
Niech pan nam tylko powie, gdzie oni są. Musimy wiedzieć.
Tylko to. ProszÄ™...
Fred znów zamknął oczy. Julia w duchu modliła się, by nie
zasnął. Nagle jego wargi lekko drgnęły. Oboje pochylili się
jeszcze niżej, usiłując odczytać z nich słowa.
Jake za nimi... do skały... El Diablo...
Zerknęła pytająco na Rafe a. Skinął głową na znak, że
rozumie.
Ja z powrotem... szybko... żeby powiedzieć... wyszeptał
jeszcze Gilmer w ostatnim świadomym odruchu. Westchnął, a
głowa bezwładnie opadła mu na bok. Już po chwili oddychał
ciężko i głęboko, całkowicie pogrążony we śnie. Wiedzieli, że
nieprędko się obudzi.
Dzięki ci, Fredzie Gilmerze. Wychodząc z sali, Julia
obrzuciła pożegnalnym spojrzeniem bezwładnie leżącą postać.
Na korytarzu niecierpliwie potrząsnęła Rafe a za ramię.
Znasz te skały?
Jak własną kieszeń. Leżą na zachód od nowego legowiska
stada.
Szybko pobiegli korytarzem, po drodze wyjaśniając
zdyszanym szeptem Beth, o co chodzi. Teraz, kiedy ojciec już
był bezpieczny, koniecznie chciała pojechać z nimi. Jednak Julia
odmownie potrząsnęła głową. Stanęli przy samochodzie i
urzÄ…dzili pospiesznÄ… naradÄ™.
SÅ‚uchaj, Beth, tutaj przydasz siÄ™ o wiele bardziej
przekonywała ją. Jake, Rafe i ja damy sobie jakoś radę z
ranczerami, a przynajmniej zdołamy ich powstrzymać, dopóki ty
nie zorganizujesz pomocy. Zbierz jak najszybciej ludzi i przyślij
ich do El Diablo.
Ale kogo? Co mam zrobić? W głosie dziewczyny
zabrzmiała bezradność.
Nie wiem! rzuciła zniecierpliwiona Julia. Przecież ty
jesteś specjalistką od kontaktów z ludzmi. Wymyśl coś.
Za mało czasu! zawołała z rozpaczą Beth.
Jedz do mojej mamy, już ona coś wymyśli doradził Rafe.
Zadzwoń do kościoła, do szkoły.
Aha! W dziewczynę nagle wstąpiła energia, a w głowie
najwyrazniej zaczął się formować plan. Jasne, załatwimy
autobus, zabierzemy do niego... zaczęła z entuzjazmem.
Ale nie słuchali już dalszego ciągu. Błyskawicznie wskoczyli
do auta. Kiedy Rafe ruszał z piskiem opon, Julia była myślami
przy Jake u.
To tam! wrzasnÄ…Å‚ Rafe, przekrzykujÄ…c ryk silnika.
Patrz! El Diablo Diabeł!
Zza zakrętu wyłoniły się nagle dwie blizniacze, ostre iglice
skalne, rzeczywiście przypominające sterczące czarcie rogi.
Rafe skierował jednak półciężarówkę na zachód, ku
wypiętrzającym się z ziemi kamiennym blokom.
Jeśli są w przesmyku, stąd zobaczymy ich wcześniej niż oni
nas powiedział, ostrożnie wjeżdżając na kamienisty teren
wokół podnóża skał. Pod ich osłoną zbliżymy się do wylotu
wąwozu dodał.
A przejedziemy przez niego?
Nie, droga jest zbyt niebezpieczna, a poza tym nie wiem
dokładnie, gdzie są kowboje. Zostaniemy tu, pod skałami, tak
żeby... urwał nagle i gwałtownie wcisnął hamulec. W tym
samym momencie Julia dostrzegła kilkunastu jezdzców,
zgromadzonych u wylotu widocznego w oddali przesmyku
pomiędzy diabelskimi turniami.
Oni też tamtędy nie przejadą. Jestem pewien, że Jake jest
gdzieś wyżej, na skałach. Wskazał na wiodący ku szczytom
żleb.
Dalej pójdziemy pieszo. Tylko w ten sposób będziemy
mogli ukrywać się do ostatniej chwili zadecydował.
Wysiedli z wozu i ostrożnie, kryjąc się za głazami, przekradli
się do podnóża góry. Gdzieś przed nimi rozległ się strzał. Julia
stłumiła okrzyk przerażenia.
To Jake. Rafe przystanął i uważnie zaczął lustrować
zbocze.
Widzę go! Jest tam. Wskazał ręką w górę. Rzeczywiście,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]