[ Pobierz całość w formacie PDF ]
weszÅ‚o powiedziaÅ‚a Deirdre. Opowiadaj¹ dziwne rzeczy o tym,
co siê tutaj dzieje, i mówi¹ te¿, ¿e przyniosÅ‚oby to im nieszczêScie.
A co z Carlem i Richardem? Nie wygl¹daj¹ na zbytnio prze-
straszonych.
Oni nie s¹ z Whithorn. Mieszkaj¹ tutaj od kilku lat.
No có¿, je¿eli znajdziemy zwój, mo¿e mieszkañcy nie bêd¹
ju¿ wiêcej baæ siê tego miejsca. Zabierajmy siê do pracy.
Resztê poranka spêdzili na wbijaniu palików w twarde podÅ‚o¿e
i rozci¹ganiu linek, by w ten sposób stworzyæ siatkê sÅ‚u¿¹c¹ za pod-
stawê do okreSlenia obszaru wykopalisk. Postêpuj¹c zgodnie z pole-
ceniem Joanny, skoncentrowali siê na jednej komnacie, która miaÅ‚a
wysokoSæ piêæ metrów, rozci¹gaÅ‚a siê na osiem metrów w najszer-
szym punkcie, zwê¿aj¹c siê do dwóch przy wejSciu.
ByÅ‚o wczesne popoÅ‚udnie, gdy przymocowali linê do palików znaj-
duj¹cych siê w rogu jaskini. Z tego miejsca wejScie stanowiÅ‚o ledwie
widoczn¹ szczelinê SwiatÅ‚a. Nad ich gÅ‚owami, w zamontowanym na
Scianie uchwycie paliÅ‚a siê pochodnia, oSwietlaj¹c podÅ‚o¿e groty.
To mniej wiêcej wystarczy powiedziaÅ‚ Indy, wstaj¹c i przy-
gl¹daj¹c siê temu, co zrobili.
Pora na przerwê, nie s¹dzisz? Deirdre podeszÅ‚a do niego bli¿ej.
Indy emu zdawaÅ‚o siê, ¿e zauwa¿yÅ‚ w jej oczach coS, co nie miaÅ‚o
nic wspólnego ani z grot¹, ani z archeologi¹, ani z Merlinem. Rêka-
wiczki Indy ego upadÅ‚y na ziemiê w chwili, gdy Deirdre zdjêÅ‚a szal.
Potrz¹snêÅ‚a gÅ‚ow¹ i jej wÅ‚osy rozsypaÅ‚y siê swobodnie na ramiona.
Wygl¹daÅ‚a olSniewaj¹co w Swietle pochodni. Indy wyci¹gn¹Å‚ rêkê
i odsun¹Å‚ do tyÅ‚u niesforny kosmyk, który opadÅ‚ jej na policzek.
Jaskinia stanowiła jak gdyby kokon. Odcinała ich od reszty Swia-
ta, uniemo¿liwiaj¹c wszelkie wymogi przyzwoitoSci. Nie trzeba byÅ‚o
nic mówiæ; zgoda byÅ‚a obopólna. DÅ‚onie Indy ego objêÅ‚y szczupÅ‚¹
taliê dziewczyny. Deirdre uniosÅ‚a gÅ‚owê, jej wargi siê rozchyliÅ‚y. Indy
pochyliÅ‚ siê; ich usta spotkaÅ‚y siê w przelotnym muSniêciu.
Nagle Deirdre odsunêÅ‚a siê.
A co z Richardem i Carlem?
Indy pokazaÅ‚ zêby w szerokim uSmiechu.
PiêtnaScie minut temu pojechali na lunch.
Palce dziewczyny wodziły po jego czole, koSciach policzkowych,
szczêce. DotknêÅ‚a szerokich ramion, piersi.
Indy, chciaÅ‚am, ¿eby siê to staÅ‚o. Nie byÅ‚am pewna, czy ty te¿,
a¿ do ostatniego wieczoru w pubie.
Delikatnie przebiegÅ‚ dÅ‚oñmi po zarysach jej ciaÅ‚a, muskaj¹c lek-
ko wybrzuszenia drobnych piersi.
Serce ci tak mocno bije wyszeptał.
Jêzyk wdarÅ‚ siê w jego usta. WydawaÅ‚o siê, ¿e dziewczyna wy-
sysa z niego oddech. Palce Indy ego bÅ‚¹dziÅ‚y po jej wÅ‚osach, po ple-
cach& Przyci¹gn¹Å‚ j¹ do siebie, uda dziewczyny mocno opieraÅ‚y siê
o jego nogi. Trwali tak przytuleni, gdy nagle Swiatem wstrz¹snêÅ‚a
eksplozja; ziemia zadr¿aÅ‚a.
PoruszyÅ‚a siê, naprawdê siê poruszyÅ‚a.
Przez chwilê dudnienie i wibracje pod ich stopami wydawaÅ‚y siê
czymS naturalnym, mo¿e wzbudzonym przez ich nagÅ‚¹ furiê i głód na-
miêtnoSci. Wtedy potê¿ny wstrz¹s rzuciÅ‚ ich na ziemiê, a w uszy ude-
rzyÅ‚ dxwiêk, jak gdyby rozlegÅ‚o siê tysi¹c grzmotów. Jaskinia wypeÅ‚-
niÅ‚a siê kurzem. Indy usÅ‚yszaÅ‚, ¿e gdzieS w pobli¿u kaszle Deirdre.
Co siê staÅ‚o? zapytaÅ‚a jednym tchem i, peÅ‚zaj¹c po ziemi,
znalazÅ‚a siê w zasiêgu jego wzroku.
Trzêsienie ziemi, zawalenie siê czêSci jaskini, eksplozja.
Nie wiem. Wszystko w porz¹dku?
UgryzÅ‚eS mnie w jêzyk.
Przepraszam. Chodxmy st¹d.
Indy pomógÅ‚ dziewczynie wstaæ. Przeszli trzy, mo¿e cztery kroki
i jaskini¹ wstrz¹snêÅ‚a nastêpna fala wybuchu. Upadli na ziemiê i za-
kryli sobie gÅ‚owy w chwili, gdy zacz¹Å‚ opadaæ na nich deszcz pyÅ‚u.
Deirdre zaniosÅ‚a siê kaszlem.
Ledwo mogê oddychaæ. Co tu siê dzieje?
Indy powoli podniósÅ‚ gÅ‚owê; jego nozdrza poczuÅ‚y coS, co nasu-
nêÅ‚o mu odpowiedx:
Proch. KtoS wysadził dynamitem wejScie.
12. Zdradliwe powietrze
PyÅ‚ dra¿niÅ‚ mu gardÅ‚o, gdy przekopywaÅ‚ siê przez gruzowisko.
ZgubiÅ‚ gdzieS rêkawiczki i po kwadransie opuszki palców miaÅ‚ zdar-
te do ¿ywego miêsa. Jednostajny, pulsuj¹cy ból w skroniach odbie-
raÅ‚ mu siÅ‚y. Deirdre z umazan¹ kurzem twarz¹ pracowaÅ‚a tu¿ obok,
odrzucaj¹c kamieñ po kamieniu.
W tym tempie to zajmie kilka dni powiedział Indy.
WieSniacy przyjd¹ po nas. Na pewno nas tutaj nie zostawi¹.
PowiedziaÅ‚a to z takim przekonaniem, ¿e Indy jej uwierzyÅ‚. Nie prze-
stawaÅ‚ jednak kopaæ; chwytaÅ‚ jeden gÅ‚az po drugim i ciskaÅ‚ je na bok.
Deirdre ju¿ miaÅ‚a podnieSæ kolejny odÅ‚amek skaÅ‚y, gdy nagle
usiadła i potarła skronie.
Krêci mi siê w gÅ‚owie. Mam migrenê.
Mo¿e powinniSmy zgasiæ pochodniê. Zaczynam siê martwiæ
o powietrze.
Deirdre zmarszczyÅ‚a czoÅ‚o i rozejrzaÅ‚a siê wokół.
Ono musi tu sk¹dS dochodziæ.
Indy poci¹gn¹Å‚ nosem.
CoS czujê.
Co? głos Deirdre brzmiał niewyraxnie.
JakieS wyziewy. To dlatego mamy bóle gÅ‚owy. Dostaje siê tu
gaz. ChwyciÅ‚ najbli¿sz¹ pochodniê i zanurzyÅ‚ jej czubek w pyle,
gasz¹c pÅ‚omieñ. Tak samo post¹piÅ‚ z nastêpn¹.
Zostaw jedn¹ zaprotestowaÅ‚a Deirdre bo inaczej nic nie
bêdziemy widzieæ.
M¹drze powiedziane. Wzi¹Å‚ dziewczynê za ramiê i obydwo-
je poszli w stronê tylnej czêSci jaskini. Stañ tu spokojnie. Bierz
wolne, płytkie wdechy. Czoło miał zapiaszczone i mokre od potu,
ale gÅ‚owa mniej bolaÅ‚a, gdy znalexli siê w zakamarkach jaskini. Po-
tkn¹Å‚ siê o jakiS kilof, wyprostowaÅ‚ siê i zwa¿yÅ‚ go w dÅ‚oni. Wetkn¹Å‚
pochodniê, po czym dxgn¹Å‚ podÅ‚o¿e ostrzem.
Co robisz?
Byæ mo¿e gaz jest l¿ejszy od powietrza. Je¿eli wykopiemy
kilka otworów, zapewne uda nam siê prze¿yæ dÅ‚u¿ej, oddychaj¹c
powietrzem spod podÅ‚o¿a.
Kurz rozpryskiwaÅ‚ siê we wszystkich kierunkach, gdy Indy za-
ciekle ryÅ‚ ziemiê. JeSli nawet gaz byÅ‚ rzeczywiScie l¿ejszy od powie-
trza, nie bêd¹ w stanie wytrzymaæ dÅ‚ugo, gdy zaczn¹ oddziaÅ‚ywaæ
efekty oddychania czêSciowo gazem. ZastanawiaÅ‚ siê, gdzie s¹ teraz
Carl i Richard. A je¿eli zd¹¿yli ju¿ wróciæ i wpadli w kÅ‚opoty z tym
kimS, kto znajdowaÅ‚ siê na zewn¹trz? Nikt inny nie bêdzie ich szu-
kaæ przez caÅ‚e godziny. Mo¿e nawet dnie.
WykopaÅ‚ drugi otwór dla Deirdre, po czym poÅ‚o¿yÅ‚ siê na brzu-
chu i przyÅ‚o¿yÅ‚ twarz do dziury. Deirdre zrobiÅ‚a to samo.
To potworny sposób umierania, Indy.
Wiêc nie umierajmy.
PodniósÅ‚ siê i nabraÅ‚ w dÅ‚onie pyÅ‚u z dziury, rozsypuj¹c go na-
stêpnie na wiêkszej przestrzeni. RoztarÅ‚ odrobinê w palcach, po czym
przysun¹Å‚ dÅ‚oñ w pobli¿e pochodni.
Co to jest? spytała Deirdre.
Popiół. To było palenisko.
Indy, nie pora teraz na archeologiê.
SpojrzaÅ‚ w górê w kierunku stropu, który, jak wiedziaÅ‚, unosiÅ‚
siê piêæ metrów ponad jego gÅ‚ow¹.
RzeczywiScie, ale pora znalexæ drogê ucieczki.
Palenisko w tylnej czêSci jaskini oznaczaÅ‚o, ¿e musi tam byæ tak¿e
komin. WstaÅ‚ i poprosiÅ‚ Deirdre, by trzymaÅ‚a pochodniê. Pocz¹tkowo
udaÅ‚o mu siê zobaczyæ jedynie chropowat¹ powierzchniê pozbawion¹
otworu. Po chwili zdaÅ‚ sobie sprawê, ¿e dokÅ‚adnie nad ich gÅ‚owami znaj-
duje siê wciêcie. Komin byÅ‚ zakryty, ale jak gruba byÅ‚a ta warstwa?
Oczy Deirdre pod¹¿yÅ‚y za spojrzeniem Indy ego.
Komin?
WÅ‚aSnie.
Ale jak zdoÅ‚amy siê tam dostaæ?
Indy podniósł drewniany młotek i kilka nie wykorzystanych
metalowych kołków.
Bêdziemy siê wspinaæ.
MusiaÅ‚ wykonaæ tê pracê szybko. WbijaÅ‚ koÅ‚ki w Scianê co pół metra.
Z pochodni¹ w dÅ‚oni wspi¹Å‚ siê w górê. Teraz mógÅ‚ przyjrzeæ siê komi-
nowi dokÅ‚adniej. WgÅ‚êbienie miaÅ‚o u podstawy jakiS metr szerokoSci,
po czym zwê¿aÅ‚o siê i zamykaÅ‚o. Mo¿e udaÅ‚oby siê zaklinowaæ we wlo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]