[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niż było na stole i czas naszego wyjazdu znacznie się przez to oddalił. Ponieważ Belcia i
Frydowa były w ciąży, zaczęto się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby, żeby urodziły tutaj, na
miejscu, gdzie przynajmniej wiedziało się, że się ma dach nad głową i co jeść. Potem,
nieoczekiwanie dla wszystkich, okazało się, że w ciąży jest również Nusenowa, która była
starsza od swojego męża i miała już czterdzieści sześć lat.
*
Mama nie była w ciąży, ale Uszer uprzedził wszystkich, że nie wyjedzie dopóki nie
uczyni wszystkiego, żeby odnalezć dziecko, które w swoim czasie oddał pewnej kobiecie po
aryjskiej stronie.
Kobietę tę Uszer w końcu odszukał, ale dziecka u niej nie było. Powiedziała, że
oddała dziewczynkę do sierocińca do sióstr. Uszer zażądał, żeby pojechała z nim do tego
sierocińca. Jednakże w klasztorze, do którego pojechali, dziewczynki nie było, a zakonnice
twierdziły, że w ogóle nigdy żadnego żydowskiego dziecka nie miały.
- Jak to, nie? - sprzeczała się kobieta. - Przecież sama ją tutaj oddałam! Może ją gdzieś
przeniesiono...
Zakonnice skierowały ich do drugiego klasztoru, gdzie podobno było jakieś
żydowskie dziecko, ale kobieta nie chciała jechać, miała dużo roboty w domu. Uszer
zobowiązał się, że ten stracony czas jej wynagrodzi. A gdy nadal nie chciała, zagroził, że
wdroży przeciw niej dochodzenie. Kobieta zgodziła się i pojechała.
Ale dziewczynka w drugim klasztorze była zupełnie niepodobna do córki Uszera.
Była starsza i miała zupełnie inne włosy.
- Włosy się u dzieci zmieniają - perswadowała kobieta, której Uszer powierzył swoje
dziecko.
- Ale jest przecież starsza... - oponował Uszer.
- A skąd wiadomo, że starsza? Przecież metryki nie ma! Zapisywało się, jak kto
chciał, jednemu rok więcej, drugiemu rok mniej...
Uszer uparł się jednak, żeby pojechać do jeszcze jednego klasztoru.
- Sam pan nie wie, czego pan chce! Kto to widział, żeby tak przebierać w dzieciach?...
W trzecim sierocińcu pokazano Uszerowi dziewczynkę, która była we właściwym
wieku i miała podobne włosy, a zakonnica twierdziła, że było to żydowskie dziecko z
Warszawy. Kobieta towarzysząca Uszerowi była tym razem absolutnie pewna, że Uszer
odnalazł córkę.
- Miał pan rację, że się pan uparł tutaj przyjechać! Opatrzność boska i przeznaczenie!
Serce podpowiedziało!... Przecież wystarczy rzut oka, jaka do pana podobna!
- Czy poznajesz mnie? - zapytał Uszer.
- Nie - odpowiedziała dziewczynka.
- A pamiętasz swoją mamusię?
- Nie, nie pamiętam.
Uszer dotknął jej włosów.
- Nie pamiętasz, jakie mamusia miała włosy? Czy była blondynka czy czarna?
Powiedz!...
- Nie wiem.
- A nie pamiętasz, czy miałaś siostrzyczkę? Maleńką, o wiele mniejszą od ciebie...
- Nie pamiętam... - powiedziała dziewczynka spuszczając nisko głowę.
- Włosy ma zupełnie takie, jak miała moja żona... - powiedział Uszer. Otworzył torbę
z ciastkami i cukierkami. - Czy chciałabyś stąd ze mną wyjechać?
- Tak - odpowiedziała dziewczynka. Była blada i miała duży, wysunięty brzuch. W
sierocińcu jadła trzy razy dziennie zupę.
*
Frymka się za głowę złapała, kiedy Uszer przywiózł dziewczynkę.
- Coś ty zrobił?! - zawołała. - To nie twoje dziecko! Nie masz oczu? Nie widzisz?!...
Ja pamiętam, jak twoja córka wyglądała, co tydzień byłam w Warszawie! Nie jest podobna
ani do ciebie, ani do Fejgi! Oddaj ją tam, skąd wziąłeś! Mało ci jedno cudze dziecko?
Potrzebne ci jeszcze drugie?... - Frymka zawsze była przeciwna małżeństwu Uszera z mamą. -
Jedz z powrotem i oddaj! Przecież ona nawet nie wygląda na żydowskie dziecko! Wystarczy
popatrzeć na to zagapione spojrzenie...
- To jej szczęście, że nie wygląda - powiedział Uszer. - Inaczej by jej nie było...
Chcesz z powrotem do sierocińca?
- Nie chcę! - zawołała dziewczynka.
- Ja jej do sierocińca nie oddam! - powiedziała mama.
- Niech sobie będzie, czyja chce. Zostanie z nami.
Uszer kupił dla Ani niemieckie dziecinne łóżko z podnoszonymi po bokach siatkami.
Gdy kładliśmy się spać, siadał przy niej na łóżku i prosił, żeby go pocertowała . Ania kładła
rękę na jego głowie i przebierała palcami jego rzadkie, siwiejące już włosy.
- Widzicie! - wołał Uszer. - Ona wie, co to znaczy pocertować ! Ona pamięta!... To
jest moja prawdziwa córka, niczyja tylko moja!...
Mama, która zawsze chciała mieć córkę, szyła dla Ani sukienki ze swoich starych
rzeczy. Zaplatała jej codziennie warkocze i wpinała coraz to inne kokardy we włosy. Ja się
również cieszyłem, bo także chciałem mieć siostrę. Izak i inni chłopcy mi zazdrościli. Nikt z
żydowskich dzieci, z którymi bawiliśmy się, nie miał siostry ni brata.
Pewnego dnia zadzwonił telefon. Uszer był wtedy na rynku z Nusenami, Frydami i
Majnemerami, słuchawkę podniosła mama.
- Czy państwo odebrali dziewczynkę z sierocińca?
- Tak - odpowiedziała mama.
- Czy można państwa odwiedzić?
- A kto mówi? - spytała mama.
- My również poszukujemy dziecka.
- Ale po co mieliby państwo przychodzić w tej sprawie do nas?
- Chcielibyśmy zobaczyć dziewczynkę.
- Ale po co?
- Tak po prostu... tylko zobaczyć.
- To niemożliwe...
- Dlaczego?
- Bo jej nie ma w domu.
- Przyjdziemy wtedy, gdy będzie.
- Jej tu w ogóle nie ma...
- Jak to? A gdzie jest? Przecież pani mąż zabrał ją z sierocińca!
- Tak, ale wysłaliśmy ją...
- Dokąd?... W sierocińcu jej nie ma!
- Wysłaliśmy ją w góry...
- Dokąd w góry?
- Nie pamiętam, nie wiem...
- Jak to pani nie wie? A kto wie?
- Mąż wie.
- Czy można mówić z mężem?
- Nie ma go w domu.
- A kiedy będzie?
- Nie wiem. Proszę mnie nie wypytywać! Ja w ogóle nie wiem, z kim mam do
czynienia! - powiedziała mama i rzuciła słuchawkę.
Uszerowi mama nic nie powiedziała. Gdy dzwonił telefon, pierwsza podbiegała i
odpowiadała, pomyłka . W końcu telefon się nie wiadomo czemu popsuł i przestał dzwonić,
a mama tymczasem wystarała się w Komitecie %7łydowskim, żeby mnie i Anię, jako dzieci
wątłe na skutek niedożywienia w czasie wojny i o zagrożonym zdrowiu, wysłać z
zadymionego, cuchnącego miasta. Skierowano nas do Domu Dziecka w Helenówku, pod
Aodzią. Dom ten jeszcze przed wojną wybudował dla żydowskich dzieci Chaim Rumkowski,
pózniejszy prezes łódzkiego getta. Gdy myśmy byli w Helenówku, mama starała się o papiery
dla nas wszystkich na wyjazd.
*
[ Pobierz całość w formacie PDF ]