[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Pomyślałem sobie, \e mo\e będziesz chciała sama mu to
wyjaśnić - stwierdził Lucas.
- No więc. Niech ktoś wreszcie mnie oświeci, o co w tym
wszystkim chodzi. I to szybko. Inaczej oboje odpowiecie za
utrudnianie śledztwa - zagroził.
- Ale\, tato! - zaprotestowała Natalie. - Niczego nie utrudniamy.
Po prostu pojechałam do tego baru wczoraj wieczorem i...
- Wiedziałem! - wykrzyknął porucznik Bishop, patrząc na Lucasa
wymownym wzrokiem. - A nie mówiłem?! Byłem pewien, \e tam
pojedzie. Wpakowałaś się w jakieś tarapaty, co? - Popatrzył pytająco
na córkę.
- Wcale nie! - burknęła Natalie niechętnie, groznym spojrzeniem
nakazujÄ…c Lucasowi milczenie.
- Nie kręć. - Starszy pan nie dał się zwieść. - Co wydarzyło się w
tym barze?
Natalie westchnęła cię\ko.
- No có\, pojechałam tam, zamówiłam drinka i mimochodem
napomknęłam barmanowi, \e słyszałam, i\ mo\na się tu niezle
zabawić...
- Pewnie wziął cię za dziwkę - zamruczał porucznik Bishop.
Lucas roześmiał się krótkim, gardłowym śmieszkiem, który pod
groznym spojrzeniem Natalie przeszedł w gwałtowny atak kaszlu.
- Nikt nie wziął mnie za dziwkę - oświadczyła głosem pełnym
urazy. - Powiedziałam barmanowi, \e przyjaciel mówił mi o niejakim
Martym Dobbsie i \e chciałabym się z nim widzieć. No i wtedy on
zawołał tego Cala i...
- To musiał być Calvin Maloney - wtrącił jej ojciec. - Prawa ręka
i goryl Dobbsa.
- Nasz przyjaciel, z którego pięściami miałeś okazję się
zaznajomić - Lucas kiwnął głową Danielowi.
- Tylko z jedną - poprawił go Daniel. - Załatwił mnie przy u\yciu
tylko jednej reki.
Trzej obecni w pokoju mÄ™\czyzni wymienili porozumiewawcze
uśmiechy.
- W ka\dym razie - podjęła Natalie, surowym spojrzeniem dając
im do zrozumienia, \e nie pora na \arty - Cal oświadczył, \e najpierw
muszę porozmawiać z nim, a potem on zaprowadzi mnie do swojego
szefa... - zawahała się. Wiedziała, \e ojciec zareaguje podobnie jak
Lucas. - No i właśnie... dyskutowaliśmy nad warunkami tej umowy,
kiedy znienacka pojawił się Lucas.
- Ten drań najwyrazniej w świecie dobierał się do niej - wtrącił
Lucas. - I nikt nie zamierzał mu w tym przeszkodzić.
- Czy zrobił ci coś złego, Natalie? - zaniepokoił się porucznik
Bishop.
- Tak! Nie! - odpowiedziały mu równocześnie dwa głosy: Lucasa
i Natalie.
- Natalie?
- No więc, dobrze - niechętnie zaczęła Natalie. - Dobierał się do
mnie, ale ja trzymałam go ju\ wtedy na muszce.
- Chcę, \ebyś rano wpadła do komisariatu i zło\yła oficjalny
raport.
- Ale\ tato! Nie ma potrzeby - zaprotestowała Natalie. - Nic się
nie stało. Naprawdę.
- Groziłaś mu bronią.
- Ale nie strzelałam!
Przez dłu\szą chwilę ojciec i córka mierzyli się gniewnym
wzrokiem.
- A niech to wszyscy diabli! - Porucznik Bishop ze
zniecierpliwieniem machnął ręką. - Za to ciebie chcę jutro rano
widzieć w komisariacie - zwrócił się do syna. - Zło\ysz zeznania o
tym, co tu dziś zaszło.
- Nie jest ze mną a\ tak zle - usiłował nieśmiało zaprotestować
Daniel.
- Na razie jesteś jeszcze w szoku, więc nie czujesz bólu, ale
potem będziesz miał wra\enie, \e rozsadza ci głowę - ostrzegł go
Lucas. - Radzę ci, \ebyś zawczasu zaopatrzył się w środki
przeciwbólowe, a przynajmniej w aspirynę i worek lodu.
- Czy nie powinien raczej pojechać do lekarza? - zaniepokoiła się
Natalie.
- Po co? Nic nie jest złamane.
- Mam nadziejÄ™, \e jest pan pewien swojej diagnozy, doktorze
Sinclair - zakpiła.
- Tyle razy miałem złamany nos, \e chyba wiem.
- Mimo to...
- Nie rób zamieszania, Nat - przerwał jej brat. - Nic mi nie
będzie.
- Skoro ju\ wszystko sobie wyjaśniliśmy, muszę uciekać -
odezwał się porucznik Bishop. Podszedł do syna i poklepał go po
ramieniu. - Nie powinieneś zostawać tu sam po godzinach, dopóki ta
cała sprawa się nie wyjaśni.
- Ale\ tato!
- Nie ma \adnego ale! Następnym razem ten bandzior mo\e u\yć
obu pięści - za\artował. - Jasne?
Daniel niechętnie kiwnął głową.
- To samo dotyczy ciebie - rzucił Nathan Bishop w stronę córki. -
śadnych samodzielnych wypadów...
I trzymaj siÄ™ z daleka od tamtej spelunki. Uwa\aj na siebie -
kiwnął głową Lucasowi.
- Wszystko gra - zapewnił go Lucas.
Natalie odprowadziła ojca bacznym spojrzeniem, po czym
przeniosła pytający wzrok na twarz Lucasa. Zaniepokoił ją tajemniczy
uśmieszek, jaki czaił mu się w kącikach ust.
- Co to ma znaczyć?
- Nie wiem, o czym mówisz - uśmiechnął się niewinnie.
- O tym tajemniczym uśmieszku i porozumiewawczych
spojrzeniach. Wglądasz, jakbyś chciał coś przede mną ukryć.
- Jaki tam uśmiech! Tak ci się tylko wydawało - zbagatelizował
jej pytanie Lucas. - Jak się czujesz? - zwrócił się do Daniela. - Boli?
- TrochÄ™.
- Mo\e zawieziesz brata do domu, Natalie? Dopilnuj, \eby
poło\ył się do łó\ka i posiedz z nim trochę. Potrzebuje teraz
siostrzanej troskliwości.
- A ty co będziesz robił? - W głosie Natalie pojawiła się nutka
podejrzliwości.
- Mam jeszcze parę pytań do komputera - machnął ręką w stronę
pokoju, który zajmował Rick.
- Zostaniesz tu sam?
- Có\ to? Czy\byś się o mnie martwiła?
- Nie bardziej ni\ o ka\dego innego, kto nara\ałby się na
niebezpieczeństwo - skłamała.
- Nie musisz. Marty Dobbs przekazał ju\ swoją wiadomość. Nie
zjawi się tu tak prędko. No, dalej, zabierz brata do domu. - Popchnął
ją lekko w stronę Daniela. - Wygląda, jakby miał za chwilę zemdleć.
- Obiecujesz, \e nie będziesz się niepotrzebnie nara\ał? - spytała
wbrew sobie Natalie.
- Słowo skauta! - zapewnił ją Lucas, mile wzruszony jej
troskliwością. - A teraz pospiesz się. Daniel za chwilą spadnie z
krzesła, a ja muszę jeszcze wykonać parę telefonów. - Z tymi słowami
zniknÄ…Å‚ za drzwiami gabinetu Peytona.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]