[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Postaram się ją jak najszybciej oddać.
No, to znowu nic pilnego. Mówił obojętnie. Tylko nie chcę, żeby mi głowę zawracał. Rozumie
pani, jak taka piła zacznie mordować człowieka...
Otworzył swoją aktówkę. Zaczął czegoś szukać wśród papierów.
Nie wziąłem z sobą, zostawiłem w domu. A to pech! Zamknął teczkę i ciągnął dalej: Opowia-
dałem o swoim przyjacielu, który chce koniecznie ożenić się z Polką. Właśnie napisał do mnie. I już w tym
liście pyta konkretnie, czy mógłbym mu w tym pomóc.
Spojrzał na nią, oczekując odpowiedzi.
Ta propozycja była dla mnie dość zaskakująca odpowiedziała. Rozmawiałam z siostrą. Jest te-
mu przeciwna. Jej argumenty trafiajÄ… mi do przekonania. Przede wszystkim nie znam go. Nie wiem, kto to
jest? Jak wygląda? Co robi? Jak na tak poważną sprawę za dużo niewiadomych.
Mogę pani o nim opowiedzieć. Zaręczam pani, że inne dziewczęta na pani miejscu nie miałyby tylu
skrupułów.
Ale ja jestem nietypowa. Uśmiechnęła się.
Myślałem, że po dzisiejszym spotkaniu wyślę mu konkretną propozycję. Udawał rozczarowanie.
Ale dlaczego pan mnie wybrał? Nie zna pan innych dziewcząt?
Tak z ręką na sercu, nie znam. A pani idealnie pasuje: inteligentna, młoda, ładna, mądra...
No, no, niech pan nie przesadza.
To jest stosunkowo młody człowiek mówił dalej. Bogaty, prowadzi firmę eksportową. Ma pięk-
nÄ… willÄ™.
O tym już słyszałam. A jak wygląda? dopytywała się Magda. Niespokojnie podniósł rękę do okula-
rów.
W takim razie napiszę, żeby przysłał zdjęcie zdecydował się wreszcie.
O, to już coś konkretnego ucieszyła się. Tylko nie wiem, czy zdołam przekonać siostrę, a nie
chciałabym postępować wbrew jej woli.
Poradzi sobie pani. WierzÄ™ w paniÄ….
A pan nic zechciałby mi pomóc? Może coś razem wskóramy.
Z różnych względów nie chciałbym. Ostatecznie jest pani dorosła i sama może decydować.
Dobrze powiedziała zdecydowanie. Ale przedtem muszę go zobaczyć, chociaż na zdjęciu.
Jeszcze dzisiaj do niego napiszę przyrzekł.
Przedświąteczna gorączka ogarnęła Warszawę. W sklepach stoiska oblegane były przez kupujących.
Kkspedienci mieli pełne ręce roboty. Na ulicach było więcej ludzi niż zwykle. Z nie domkniętych drzwi
tramwajów wystawały wierzchołki choinek symbol nadchodzących świąt. Prószył śnieg. Wieczór, szybko
zapadający o tej porze roku. rozbłysnął światłami lamp ulicznych i wystaw sklepowych.
W tłumie przechodniów szli Magda i Marian Kowalski. Ich spotkania w ostatnich tygodniach niczym się
właściwie nie różniły. Rozmowa zawsze sprowadzała się do tego samego tematu. Magda nie mogła docze-
kać się listu z Republiki Południowej Afryki z fotografią jej potencjalnego towarzysza życia. Zawsze słysza-
ła od Kowalskiego nieodmienną odpowiedz, że listu jeszcze nie otrzymał i sam się dziwi, dlaczego tak długo
musi czekać.
Wreszcie nadszedł list z fotografią i życzeniami świątecznymi dla Magdy. Kowalski, wyraznie podeks-
cytowany, niezwłocznie zadzwonił do niej. Nie umawiali się w kawiarni. Spotkali się jeszcze tego samego
dnia przed rotundÄ… PKO.
Szli ulicą. Przed którąś z oświetlonych wystaw sklepowych Kowalski wręczył Magdzie kartkę z życze-
niami i fotografię. Magda obejrzała je z jednakowym zainteresowaniem, nieco dłużej zatrzymała wzrok na
zdjęciu.
Przystojny powiedziała z uznaniem.
Trzymała w ręku fotografię mężczyzny, którego znała z opisu Ciszkowskiego i rysopisu sporządzonego
na podstawie opowiadania Zgierskiej. Wszystko się zgadzało. Nie mogły jej zwieść ani inaczej przystrzyżo-
ne włosy, ani zgolone wąsy. Na odwrocie fotografii była dedykacja: Dla Magdy John".
Widzę, że pański znajomy zna język polski.
No, nie na tyle, żeby swobodnie rozmawiać. Sądzę jednak, że pani mu w tym pomoże.
Czy będę dobrą nauczycielką? zapylała kokieteryjnie.
Sądzę, że tak. Wszystko będzie zależeć od pani popatrzył na nią z jakimś dziwnym wyrazem twa-
rzy.
Postaram się przyrzekła Magda.
Najważniejsze, że on się pani podoba. Sądzę, że w rzeczywistości jeszcze korzystniejsze wywrze na
pani wrażenie. Musimy poszukać jakiejś kawiarenki zmienił nagle temat. Muszę pani coś uroczyście
zakomunikować.
Niech pan powie teraz, bo umieram z ciekawości.
Powiedziałem pani; że musi być uroczyście upierał się.
To niech pan chociaż powie, czy to dotyczy Johna?
Pierwszy raz wymieniła jego imię. Wydało jej się, że sztucznie zabrzmiało w jej ustach.
Zgadła pani. Kowalski przytaknął . skinieniem głowy.
Przyjedzie? pytała dalej. Znów ruchem głowy potwierdził.
Ale kiedy? pytała niecierpliwie.
Jeśli to powiem, nic mi nie zostanie do uroczystego zakomunikowania. Roześmiał się.
Tyle już pan powiedział, więc proszę powiedzieć i resztę. Właściwie nie mam dziś ochoty na kawiar-
nię. Wolałabym pójść do kina. Niech pan powie prosiła.
No dobrze. Napisał mi, że przyjedzie na początku stycznia.
To za kilkanaście dni. Udawała zachwyconą, a może to była rzeczywiście radość: zbliżało się za-
kończenie sprawy.
Do rozpoczęcia seansu pozostało jeszcze kilkanaście minut. Powoli hall zapełniał się ludzmi. Kowalski z
Magdą stali niedaleko wyjścia. Film miał powodzenie. Wszystkie bilety zostały już wyprzedane. Do działa-
nia przystąpili młodzieńcy zwani konikami". Natarczywym szeptem ofiarowywali bilety po odpowiednio
wyższej cenie. Magda przyglądając się im nie zauważyła, że Kowalski komuś się ukłonił.
Przepraszam panią na chwileczkę powiedział nie patrząc na nią.
Zauważyła, że jest zdenerwowany. Spojrzała w kierunku drzwi. Wchodziły właśnie dwie młode dziew-
czyny. Jedna z nich zatrzymała ręką koleżankę i, ze wzrokiem utkwionym w Kowalskiego, energicznie skie-
rowała się w jego stronę.
Magda starała się usłyszeć, o czym rozmawiali. Przeszkadzał jej w tym gwar, jaki panował w hallu. Wi-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]