[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jemności, jak każdą. Wkrótce zawiesi kolejne błyskotki
na innej szyi, jak przystało na zamożnego protektora,
bez cienia emocji. Albo też któraś z następczyń znaj-
dzie klucz do jego serca, sprawi, że mocniej zabije. Ale
nie ona. Drogo zapłaciła za swój błąd, podczas gdy
Caleb nawet nie
S
R
zdawał sobie sprawy, jak okrutnej zemsty dokonał. Z
ciężkim sercem podążyła za nim ku wyjściu.
Przyjęcie pod każdym względem przypominało
wszystkie poprzednie. Caleb jak zwykle był ośrodkiem
zainteresowania. Wszyscy mu nadskakiwali, prosili
światowej sławy konsultanta o rady i wskazówki, jakby
liczyli, że wszystko, czego dotknie, zamieni w złoto
niczym legendarny król Midas. Maggie pozostawała
pod obstrzałem nieprzychylnych spojrzeń przedstawi-
cielek dublińskiej śmietanki towarzyskiej. Podczas ko-
lacji niektórzy z obecnych otwarcie wyrażali zdziwie-
nie, że pochodzi z Dublina. Chyba tylko przez grzecz-
ność nikt nie zapytał wprost, jakim cudem złowiła so-
bie tak zamożnego opiekuna. Mało kto ją znał, ponie-
waż za życia Toma unikała jak ognia tego rodzaju
zgromadzeń, a jednak rozpoznała w tłumie jednego z
dawnych znajomych ojczyma, o wyjÄ…tkowo paskudnym
charakterze. Robiła, co mogła, by jej nie dostrzegł, ale
ponieważ Caleb przez cały czas trzymał ją przy sobie,
każdy zwracał na nią uwagę. Nawet podczas posiłku
trzymał rękę na jej ramieniu, niby bezwiednie gładził ją
po szyi końcami palców, prowokująco zaglądał w oczy.
Gdy pocałował wewnętrzną stronę jej nadgarstka, prze-
szedł ją dreszcz, jakby przepłynął pomiędzy nimi stru-
mień energii elektrycznej. Maggie skrzyżowała ręce, by
zakryć unoszoną przyspieszonym oddechem pierś.
Odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, gdy Caleb nawiązał
rozmowÄ™ z sÄ…siadkÄ… z drugiej strony.
S
R
Po kolacji goście przeszli do sali balowej. Mag-gie po-
szła poszukać łazienki. W drodze powrotnej, tuż przed
drzwiami, zatrzymał ją znajomy głos:
- Proszę, proszę, kogo ja widzę! Nasza mała Maggie
Holland! No, no, wyrosłaś na wielce powabną panien-
kÄ™.
Maggie zamarła. Odwróciła się z ociąganiem.
- Pan Patrick Deveney.
Niski, krępy mężczyzna, jeden ze znajomych ojczyma,
mierzył ją natrętnym spojrzeniem. Za życia Toma nie-
ustannie się do niej zalecał, oczywiście bez skutku.
Czuła do niego odrazę, unikała jak ognia. Korzystając z
tłoku, przysunął się do niej bliżej. Maggie wyciągnęła
szyjÄ™, wypatrujÄ…c Caleba.
Szukasz swojego kawalera?
Tak - przyznała bez ogródek. - Miło było pana znowu
spotkać, ale ktoś na mnie czeka.
Usiłowała go wyminąć, ale jej nie pozwolił. Brutalnie
chwycił ją za ramię, popchnął do pobliskiego kąta.
Co pan...?! - krzyknęła oburzona.
Spokojnie, maleńka - odparł, obleśnie zaglądając jej w
dekolt. - Nie zdążyłem ci złożyć kon-dolencji. Na pew-
no ciężko przeżyłaś śmierć naszego nieodżałowanego
Toma. Twoja matka pochowała go tak pospiesznie, że
nie zdążyliśmy przyjechać na pogrzeb. Trochę nieład-
nie z jej strony, nie uważasz?
Twarz Maggie wykrzywił grymas bólu i obrzy-
S
R
dzenia. Natręt ściskał jej ramię tak mocno, że zahamo-
wał przepływ krwi. Była pewna, że zrobił jej siniaka.
Wyraznie słyszała grozbę w jego głosie.
Proszę mnie puścić!
Chyba zdajesz sobie sprawę, że pokrzyżowałaś nam
szyki. Wszystko zepsułaś. Gdyby Cameron tak szybko
nie wziął odwetu, drogo byś za to zapłaciła. Wpędziłaś
nas w kłopoty razem z tą swoją mamuśką. To przez
ciebie Tom umarł na serce.
Maggie oniemiała z przerażenia. Zastygła w bezruchu,
w pełni świadoma, że jakakolwiek próba oporu czy
ucieczki jeszcze bardziej rozwścieczyłaby łotra. Coraz
dotkliwszy ból ramienia przywołał koszmarne przeży-
cia, choć sama Maggie doznawała ze strony ojczyma
przemocy fizycznej tylko wtedy, gdy broniła matki.
Tylko dlaczego znów ma cierpieć, skoro prześladowca
odszedł na zawsze? Ostatnia myśl przywróciła jej wolę
walki. Poradzi sobie z tym wściekłym buhajem! Zręcz-
nym ruchem uwolniła rękę i rąbnęła przeciwnika z całej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gim12gda.pev.pl






  • Formularz

    POst

    Post*

    **Add some explanations if needed